Sparing z RPA pokazał jak wielką stratą dla reprezentacji Polski jest kontuzja Kuby Błaszczykowskiego. Polskie skrzydła nie były rozwinięte do lotu, raczej podkurczone i nawet, jeśli pozytywnie ocenimy debiutanta Wszołka, nie wydaje się on graczem mogącym zdziałać coś w szlagierze eliminacji brazylijskich mistrzostw świata. Wtorkowe starcie z Anglikami będzie miało dla kadry Waldemara Fornalika znaczenie podwójne, w grę wchodzą punkty, ale też przyspieszony kurs charakteru dla potencjalnych liderów reprezentacji. Muszą sobie oni uświadomić jak wiele jest do wygrania. Ludovic Obraniak zbliża się do 30. występu w drużynie narodowej, trzeba więc uznać, że okres adaptacyjny, nawet jak dla kogoś, kto nie mówi po polsku, powinien mieć za sobą. W meczu w Podgoricy wyleciał z czerwoną kartką, czym mocno wkurzył kolegów, na czele z kapitanem. Zaczęły się plotki, że drużyna chce walczyć o mundial w Brazylii już bez niego. Zaraz po spotkaniu z Mołdawią Robert Lewandowski udzielił wywiadu deklarując: "potrzebujemy Obraniaka". Powołanie od Fornalika na hitowy mecz z Anglią rozwiewa resztkę wątpliwości. Teraz wszystko w nogach i głowie piłkarza, który w debiucie z Grecją trzy lata temu błysnął dwoma golami, ale do dziś ma fundamentalny problem, by dać drużynie narodowej tyle, co klubowi. Jeszcze przed Euro 2012 prasa francuska przytoczyła jego opowieść o tym, że w polskiej kadrze czuje się zmarginalizowany i wyobcowany. Mecz z Anglią to najlepsza okazja, by gracz Bordeaux pokazał pełnię talentu, w który nikt nie wątpi. "Nie potrzebuję Bońka, żeby wiedzieć, czy gram dobrze" - powiedział niedawno Obraniak wracając pamięcią do krytyki jego występu na Euro 2012. We wtorek będzie dobry moment, by piłkarz przypomniał sobie, dlaczego wybrał grę z orłem na piersi? Występując o obywatelstwo powiedział: Chciałem zostać graczem reprezentacji Polski, nie tylko aby grać, lecz przede wszystkim, aby oddać hołd pamięci mojego dziadka zmarłego w 1986 roku. Przed wielu laty przywiózł on z Polski do Francji koszulkę, którą przechowujemy jako najświętszą relikwię. Marzyłem, aby taką samą założyć w przyszłości i moje marzenie się spełniło". Czy z tej górnolotnej deklaracji wynikną konkrety? Kontuzja Błaszczykowskiego, kłopoty Eugena Polanskiego potęgują oczekiwania wobec Obraniaka. Musi przestać chować się za plecy kolegów, myśleć, że jest w zespole jednym z wielu, ale wziąć się za rozstrzyganie meczów. Inną kluczową postacią drużyny powinien być Łukasz Piszczek, który opinię jednego z najlepszych prawych obrońców w Europie rzadko potwierdzał dotąd w reprezentacji Polski. Nikt nie ma wątpliwości, co do skali jego talentu, ślepo wierzył w niego Franciszek Smuda, który po Euro 2012 musiał czuć się rozczarowany. "Zagrałem słaby turniej" - przyznał z żalem gwiazdor Borussii Dortmund. Czas podnieść głowę. Po ostatnim meczu Borussii Piszczek znów trafił do drużyny kolejki w Bundeslidze, jest w niej niemal notorycznie, co oznacza, że umiejętności pozwalają mu wznosić się na poziom wymagany w takich meczach, jak ten z Anglikami. Piłkarz powinien sobie jasno powiedzieć: "jeśli chcę jechać do Brazylii, we wtorek musi wyjść do gry najlepsza z możliwych wersji Piszczka". Nie przeraża mnie fakt, że Robert Lewandowski nie zdobył gola w kadrze od inauguracyjnego pojedynku Euro 2012 z Grecją. Passa 523 minut kiedyś się skończy, nie jest warunkiem koniecznym, by już we wtorek. Napastnik Borussii będzie miał bardzo wiele możliwości pracy dla zespołu. Choćby we własnym polu karnym podczas stałych fragmentów gry wykonywanych przez Anglików. Najważniejsze jest jednak to, by wziął na swoje barki odpowiedzialność za wynik. Skala talentu nakłada na niego taki obowiązek. Sam czuje się liderem drużyny, nie unika publicznych wypowiedzi w imieniu kolegów, czas na pokazanie charakteru na boisku. Najwybitniejsi gracze przemawiali nogami i serem do walki, tego oczekujemy we wtorek od Lewandowskiego. Przemysław Tytoń stracił miejsce w PSV, ale nie stracił zaufania Fornalika. Czy to dobrze, przekonamy się we wtorek. Odnoszę wrażenie, że jeden z nielicznych polskich graczy, którzy nie zawiedli Euro 2012, ma mniej pewności siebie. Spokój emanujący na drużynę zestresowaną perspektywą rywalizacji przeciw Lampardowi, Rooney’owi, Gerrardowi, jest jednak konieczny. Tytoń to już także nie jeden z graczy drużyny narodowej, ale jej lider. Ma okazję udowodnić, że nadmiar bogactwa w polskiej bramce, to nie historia z gatunku science fiction. Marcin Wasilewski i Grzegorz Krychowiak są z pozoru na przeciwnych biegunach. 32-letni stoper Anderlechtu zagrał w drużynie narodowej 56 razy, po kontuzji Błaszczykowskiego, przejął kapitańską opaskę. Jest jednym z tych graczy, z którymi kibicowi identyfikować się najłatwiej. Techniki brazylijskiej mu brakuje, serce na boisku zostawia zawsze. 10 lat młodszy pomocnik Reims wchodzi do zespołu Fornalika, dlatego stawianie go w pozycji jednego z liderów wygląda na mocno naciągane. Bez znakomitej gry Krychowiaka trudno jednak wyobrazić sobie dobry wynik z Anglikami. 22-letni pomocnik powinien uświadomić sobie, że umiejętności i doświadczenie z czołowej ligi w Europie, muszą być we wtorek dostrzegalne. Kłopoty polskiego zespołu i klasa rywala wymagają, by Krychowiak skrócił do minimum czas na adaptację. Sześciu liderów, których wybrałem to nie powód, by reszta zagrała z Anglią na alibi. Mile widziana będzie eksplozja formy każdego z graczy, których Fornalik pośle do gry. Może to być Kamil Glik, lub Damien Perquis, może Kamil Grosicki zafunduje rywalom zabawę w "strusia pędziwiatra"? Adrian Mierzejewski też dawał kadrze zdecydowanie więcej niż w sparingu z RPA. Siódmym liderem kadry Fornalika we wtorek na Stadionie Narodowym musi być publiczność. Po tym, co się działo na Euro 2012, można być spokojnym, że tak się stanie. Polski kibic lubi narzekać na swoich piłkarzy, ci dają mu do tego nadmiar okazji. Anglia to jednak jeden z tych rywali, którzy wymagają maksymalnej mobilizacji wszystkich sił i środków. Zanim znów zaczniemy narzekać i biadolić, dajmy sobie wszyscy 90 minut szansy. Wracając jeszcze na chwilę do sparingu z RPA, dla mnie jego symbolem pozostanie Artur Sobiech. Zmarnował cztery znakomite szanse na gola, nieskutecznością doprowadzał ludzi na trybunach do białej gorączki. Nie można się było jednak na niego długo gniewać, bo serce do walki zachował do końca. Wstrząs mózgu, którego doznał po zderzeniu z bramkarzem RPA to nie tylko ból, ale może oznaczać kłopoty w Bundeslidze. Może to jednak nie do końca prawda, co niesie wieść gminna, że nasi piłkarze pilnują przede wszystkim własnych karier w klubach, grę w kadrze traktując jak kwiatek do kożucha? Autor: Dariusz Wołowski Podyskutuj o artykule na blogu Darka Wołowskiego