Bardzo cenię wszystkie uwagi na temat moich cotygodniowych tekstów, a szczególnie z pokorą przyjmuję krytykę, która poparta jest faktami, bowiem nikt nie ma patentu na mądrość, a ja należę do ludzi, którzy potrafią przyznać się do błędów. Poza tym, uważam, że czasy "przytakiwania i jedynie słusznego wlazodupstwa" minęły bezpowrotnie i tylko rzeczowa wymiana poglądów, oraz różnica zdań na konkretny problem jest warunkiem postępu nie tylko na niwie sportowej. Jednak muszę zaprotestować, kiedy czytam, że ktoś się nie zgadza z moimi poglądami (przy okazji śle mi niezłe "joby") nie podając żadnych argumentacji, źle interpretuje wypowiadane przeze mnie poglądy lub poddaje w wątpliwość możliwość mojego publicznego wypowiadania się na temat piłki nożnej, ponieważ?..byłem miernym bramkarzem. Jeśli chodzi o różne opinie na temat naszej piłki , ze szczególnym uwzględnieniem działalności PZPN-u, to bardzo dobrze, że moi adwersarze mają inne zdanie (chwalą działalność Listkoludków), bo tylko szczera, aż do bólu wymiana poglądów, a nie "wazeliniarstwo" prowadzi do postępu w każdej dziedzinie życia , a szczególnie w sporcie, gdzie obowiązuje zasada: nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogło być lepiej. Z kolei, przypisywanie mi, jakobym popierał Michała Listkiewicza w wyborach jest prawdą, ale nie koniecznie całkowitą, ponieważ ja dużo (po słynnej - w nocnym klubie "go-go" - bratysławskiej naradzie zjazdowych delegatów w przerwie wycieczki na mecz z Austrią) wcześniej wiedziałem o tym, że Michał zostanie ponownie "kopanym szefem" i dlatego w swoim felietonie "Zjazd, czy kolejna farsa" zaapelowałem do prezesa i mandatariuszy, by wybierając mniejsze zło, pozbyli się skompromitowanych działaczy i nie wybierali ich do Zarządu . Niestety, mój apel został "olany" i wprawdzie do zarządowej drużyny zostali wybrani ludzie, którzy naprawdę znają zasady obowiązujące w zawodowym futbolu (Jurek Engel, Heniek Kasperczyk, Władek Stachurski i kilku innych), to jednak będą oni tylko przysłowiowym kwiatkiem do kożucha. Tezę tę potwierdziły wybory wszechwładnego prezydium, do którego oprócz starej gwardii zostali dokooptowani: "najbardziej rozgadany senator RP" (nie przypominam sobie by kiedykolwiek przemówił z senackiej mównicy) Grzegorz Lato oraz kolaborujący, od niepamiętnych czasów - najpierw z Dziurolandem, a do dziś z "miodowymi bossami" - Antoni Piechniczek. Co zaś się tyczy mojej sportowej kariery, to chciałbym nieskromnie przypomnieć moim adwersarzom, że jestem członkiem elitarnego Klubu Wybitnego Reprezentanta, w latach 70-tych byłem wybierany (73, 74, 75, 76,) - przez wiele prestiżowych , futbolowych czasopism - do "jedenastki" Europy, klika razy wystąpiłem w "reprezentacji świata" (wspólnie z Pele, Euzebio Cruyfem i wieloma światowej klasy gwiazdami) w benefisowych meczach, byłem sklasyfikowany, jako jedyny Polak w gronie najlepszych bramkarzy świata w historii futbolu, a Włosi jako jednemu z pierwszych przyznali mi "bramkarskiego Oskara", za całokształt osiągnięć, jaki corocznie jest wręczany podczas ceremonii nagradzania najlepszych włoskich golkiperów. Tyle tytułem wyjaśnienia, a teraz przejdę do meritum sprawy, czyli wykopywania najlepszego, bez wątpienia trenera, jaki od kilku lat pracuje w naszej piłce - Henryka Kasperczaka z krakowskiej Wisły. Nikt, z prawdziwych kibiców w to nie wątpi, ja tylko przypomnę, że kiedy Bogusław Cupiał z dwoma wspólnikami, postanowili zainwestować ogromny kapitał w krakowski zespół, rozpoczął się istny - często nieprzemyślany - szał zakupów co lepszych graczy do zespołu Białej Gwiazdy - w efekcie, Wisła miała ogromne trudności ze zdobyciem tytułu Mistrza Polski, a ..dziś, chyba nie ma klubu w kraju w którym nie grałby jakiś Wiślak?. Klasycznym przykładem tr(e)afnego zakupu prezesa Bogdana Basałaja (brata obecnego szefa Zarządu) był transfer za niebotyczne wówczas pieniądze , Igora S. , o którym wszyscy wiedzieli - oczywiście, oprócz prezesa Bogdana- że zawodnik ten miewa "cykliczne psychodepresje", które powodują częste wielodniowe zniknięcia z zajęć treningowych. W konsekwencji tak udanej transakcji zespół spod Wawelu przegrał rywalizację o tytuł z Legią, a kasa klubowa dzięki "fachowej decyzji Basałaja" (ale przecież to nie jego szmal) została odchudzona o niebagatelną sumę. Wówczas to, pan Cupiał dokonał najlepszego w swoim życiu sportowego transferu i sprowadził do Krakowa trenera Kasperczaka, który spowodował, że Wisła zaczęła kupować zawodników na jakość, a nie na ilość. Efekt: Kasper poukładał odpowiednio "klocki na murawie" i Krakusy do dziś bawią się w lidze, a każde dziecko w Polsce wie, że dziewięć punktów reprezentacji w el. MŚ-2006 zawdzięczamy Dudkowi, Krzynówkowi i obecnym, oraz byłym (Kosowski, Kałużny) wiślakom. Jeśli chodzi o międzynarodowe sukcesy, to do dziś widzę przed oczami wspólne zdjęcie (uśmiechniętych, Cupiała i Kasperczaka) pod którym widniał napis: ten duet to świetlana przyszłość klubowej piłki, co zresztą znalazło swój epilog w corocznych prestiżowych, futbolowych nagrodach (Canal+, Piłka Nożna), które przyznawane są najlepszym trenerom i prezesom. Niestety, w tej wydawało by się idealnej parze zaczęło "iskrzyć" po przegraniu (co się zdarza w najlepszej piłkarskiej rodzinie) dwumeczu z Gruzinami, a i wieści dochodzące z Krakowa niepokoiły kibiców marzących o występie polskiej drużyny w Lidze Mistrzów. Kiedy wydawało się, że kryzys na linii Cupiał- Kasperczak został zażegnany, do akcji wkroczył - będący chwilowo bez pracy, "tfu..rca" wspaniałej sportowej telewizji - Janusz Basałaj, który rozpoczynając działalność, jako tymczasowy prezes Wisły od "profanacji" swojego poprzednika, Tadeusza Czerwińskiego i wyproszenia z konferencji prasowej trenera Kasperczaka , sprawia wrażenie, jakby chciał się zrewanżować tej dwójce za (jak najbardziej słuszne) odsunięcie brata od transferów. Oczywiście, takie postępowanie nie jest przestępstwem, tym bardziej , że Janusz musi mieć na nie przyzwolenie Bogusława Cupiała, który za własne pieniądze może dokonywać zmian, jakie mu się rzewnie podobają. Osobiście mam wątpliwości, co do słuszności "wykopania" Kasperczaka z Wisły i dlatego z okazji Świąt i Nowego Roku życzę panu Bogusławowi, by jeszcze raz przemyślał ten problem (a przede wszystkim pozbył się "futbolowego konia trojańskiego") i podjął decyzję, po której w lipcu przyszłego roku jego "Lajkoniki", jak równy z równym , będą rywalizowały z najlepszymi drużynami Europy w Lidze Mistrzów. Jan Tomaszewski