Oczywiście nasza siatkówka jest zjawiskiem wyjątkowym w skali całego świata. I to nie tylko ta reprezentacyjna, bo do tego już się mocno przyzwyczailiśmy, ale ta klubowa, w męskim wydaniu - również. Wszystko w niej, jest poukładane jak trzeba - i to nie od lat, ale od całych dekad. Tak, tak - od dekad. Zaczęło się to gdzieś pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy w ówczesnym Mostostalu Kędzierzyn rządził prezes Kazimierz Pietrzyk a w AZS Częstochowa zwanej wówczas - Galaxią, Andrzej Gołaszewski. Nie było jeszcze Polskiej Ligi Siatkówki, ale to oni wylewali fundamenty pod wzory nowoczesnego zarządzania klubem sportowym i pokazywali drogę innym. Potem nastały czasy Skry Bełchatów znakomicie zarządzanej przez całe lata przez Konrada Piechockiego, który kolekcjonował kolejne tytuły Mistrza Polski w ramach istniejącej od 2002 roku PLS. Trudno też nie wspomnieć o zasługach Artura Popko, dla którego PLS była i jest oczkiem w głowie a także najważniejszą instytucją oraz kołem zamachowym całej polskiej siatkówki. Dlatego dzisiaj możecie Panowie przyjmować gratulacje, bo robota którą wykonaliście na tym piekielnie długim dystansie, z setkami innych, często anonimowych osób, przyniosła znakomite rezultaty. Oczywiście są też w Polsce inne dyscypliny sportu, które mogą się pochwalić klubowymi sukcesami. Wszak pierwszym, polskim klubem który zdobył puchar Ligi Mistrzów było kieleckie Vive w 2016 roku, a w zeszłym naprawdę niewiele brakowało aby powtórzyli ten sukces. Jednak w odróżnieniu od siatkówki w piłce ręcznej nie miało to żadnego znaczenia na formę naszych reprezentantów, czego dowód mieliśmy m.in. w styczniowych mistrzostwach świata. Anwil Włocławek zagra niebawem w finale Pucharu Europy FIBA z Francuzami z Cholet Basket, ale to ledwie promyczek nadziei na lepsze czasy dla polskich drużyn w europejskich pucharach, bo droga do najbardziej prestiżowej Euroligi jeszcze bardzo daleka. Pasjonujemy się ćwierćfinałem Lecha Poznań z Fiorentiną w Lidze Konferencji UEFA, ale gdzie temu wydarzeniu do mocno odległych w czasie startów w pucharach Legii, Górnika, Widzewa, Ruchu, Śląska czy Wisły. Wszystko z czego się cieszymy, dzieje się od przypadku do przypadku. Raz się uda, ale częściej - nie. A w siatkówce wszystko naprawdę wygląda na bardzo mądry i konsekwentnie realizowany plan. Nic też dziwnego, że włoscy dziennikarze nazajutrz po meczu w Perugii komplementowali ZAKSĘ jak tylko można było. Tytuł z "Corriere Dello Sport" wielce wymowny: - "Pada Perugia - upadek iluzji". I dalej: - "Złudzeniom Perugii, Polacy wymierzyli potworny policzek. ZAKSA, która zmierza po trzeci tytuł z rzędu jest w tej chwili poza zasięgiem przeciwników." Cieszmy się zatem już na 20 maja i wielki, pierwszy w historii, polski finał siatkarskiej Ligi Mistrzów. I niech inni nam tego zazdroszczą, bo jest czego.