Dobra, bo należy się spodziewać, że teraz Vital Heynen w stu procentach skoncentruje się na przygotowaniach naszej reprezentacji do Ligi Narodów i - co najważniejsze w tym roku dla polskich siatkarzy - igrzysk olimpijskich w Tokio. Samopoczucie Heynena nie powinno być aż tak złe, bo choć nikt pewnie nie lubi być zwalniany z pracy znienacka, to wykonał on w Perugii kawał solidnej roboty i wycisnął z tego zespołu tyle, ile się dało. Życia nie miał łatwego, bo rodzina Sirci zakochana od dwudziestu lat w siatkówce to wymagający partner. To założyciele i główni mecenasi klubu z Perugii. Wykazywali się do tej pory wielką cierpliwością. Klub powstał w 2001 roku i dopiero po 11 latach awansował do siatkarskiej Serie A. Medale zaczęły się w 2014 roku, jedyne mistrzostwo kraju zdobyli w 2018 i wtedy zaczęły się sny o potędze. W 2019 roku ściągnięto do Perugii Heynena - trenera aktualnych mistrzów świata i niebawem naszego gwiazdora - Wilfredo Leona jak klucze do międzynarodowego sukcesu. Skończyło się na dwukrotnym zdobyciu Superpucharu Włoch, ale to na ambicje rodziny Sirci było zdecydowanie za mało. Ostatnio w biznesie wiedzie im się całkiem dobrze, bo to europejski potentat w produkcji odzieży ochronnej i czas pandemii, to siłą rzeczy jest dla nich czas wielkiej hossy. Są coraz bogatsi i ważniejsi, nie tylko we Włoszech. Może to spowodowało, że niepowodzenia drużyny Heynena w tegorocznej Lidze Mistrzów i falstart w finale Mistrzostw Włoch zostały odebrane przez Gino Sirciego boleśniej niżby to miało miejsce jeszcze rok temu. Może. Tak czy siak Heynena w Perugii już nie ma i nie będzie, co zaskoczyło wszystkich. Wszystkich bez wyjątku, oprócz rzecz jasna samego prezesa Sirciego. Pomimo totalnego zdziwienia ładnie pożegnali się ze swoim trenerem zawodnicy klubu, doceniając jego pracę i osobowość, a wśród nich szczególnie sympatycznie zrobił to Wilfredo Leon. Z drugiej strony jest to zupełnie zrozumiałe, bo przecież już za chwilę obaj panowie spotkają się w Spale na zgrupowaniu naszej reprezentacji, a ich współpraca i co najważniejsze wspólne doświadczenia z Perugii powinny tylko pozytywnie procentować w walce o olimpijski medal. Zatem niewątpliwa przykrość jaka spotkała Vitala Heynena w Perugii, może być ledwie chropawą uwerturą do wspaniałych koncertów naszej reprezentacji w turnieju Ligi Narodów w Rimini i olimpijskim wyścigu po złoto w Tokio. A my - kibice polskiej siatkówki - żyjąc taką nadzieją i pocieszając dzisiaj Vitala Heynena już szykujemy się na wielkie święto i finał Ligi Mistrzów w Veronie. Może ZAKSA, i jej kadrowicze, w najważniejszym meczu klubowego sezonu, rozchmurzą twarz Vitala już 1 maja? Jak? Po prostu wygrywając finał z Trentino. Marian Kmita