Weźmy na przykład wyjątkowo udane dla nas Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Przełożone o rok z powodu morderczego wirusa stały do końca pod znakiem wielu niepewności, ale na szczęście w końcu odbyły się i dały całemu świat konieczny oddech w drodze do, trochę już zapomnianej, normalności. Dla nas to piękne wspomnienie, bo to był nie tylko najlepszy występ polskiej reprezentacji w XXI wieku jeśli chodzi o ilość medali, ale także, jeden z najefektowniejszych. Ale czy mogło być inaczej, skoro największe sukcesy w Tokio odnieśli przedstawiciele królowej sportu - polscy lekkoatleci? Dyscypliny, którą ze względu na jej fantastyczne urozmaicenie i różnorodność zdarzeń i emocji zawsze ogląda się z wielką przyjemnością. No nie, to musiało dać wspaniały wspomnieniowy efekt i dało. To były naprawdę wspaniałe i unikalne chwile radości dla wszystkich Polaków. I nawet najstarsi kibice polskiego sportu, którzy pamiętają dni największej chwały musieli być w lecie bardzo zadowoleni. Tokio 2020. Wunderteam powrócił Ba, nawet ci, którzy do niedawna uważali, że czasy Wunderteamu Jana Mulaka, Ireny Szewińskiej, Jacka Wszoły, Bronisława Malinowskiego, Tadeusza Ślusarskiego czy Władysława Kozakiewicza były najpiękniejsze w historii polskiej lekkoatletyki, po IO w Tokio musieli zmienić zdanie. I trudno im się dziwić, bo naszej tradycyjnej siły w sportach związanych z miotaniem kulą czy rzucaniem młotem doszły w końcu biegi. A biegi lekkoatletyczne, choć trwają w realu stosunkowo krótko, to niosą w sobie taki ładunek emocji, że trwają w naszej pamięci latami, wręcz dekadami. Tak jak bieg naszej sztafety mieszanej na 4 x 400 metrów może być i powinien zostać symbolem występu naszej całej ekipy w Japonii. Oczywiście na nośność takiego wydarzenia składa się bardzo wiele szczęśliwych czynników. Nasze wspaniałe dziewczyny tzw. Aniołki Matusińskiego latami pracowały na życzliwą uwagę polskich kibiców i ich zainteresowanie biegami na 400 metrów, ale to trzeba było poprzeć wynikiem na Igrzyskach. No i udało się. Z pomocą swoich nieco mniej znanych kolegów zdobyły olimpijskie złoto w sztafecie mieszanej i dodały srebro w swojej koronnej konkurencji. I tu trzeba od razu dodać, że brązowy medal zdobyty w brawurowym biegu na 800 metrów przez Pawła Dobka to także gigantyczny sukces polskiego sportu, niesłusznie ginący nieco w cieniu medali naszych czterystumetrowców. CZYTAJ TAKŻE: Dawid Tomala - talent, który wychodził złoto Biegacze dodali pozytywnego ognia naszej ekipie, ale chyba największą sensacją było złoto Dawida Tomali w ostatnim w historii Igrzysk chodziarskim wyścigu na 50 kilometrów. Swoboda, brawura i taka specyficzna ujmująca bezczelność Polaka, jakże inaczej przyjmującego zwycięstwo niż robił to kilkanaście lat wcześniej Robert Korzeniowski. To - "Ale beka" - wypowiedziane przez mistrza Dawida na mecie, jest kwintesencja jego czarującej osobowości. To będziemy pamiętać. Tokio 2020. Faworyci nie zawiedli Oczywiście będziemy też pamiętać, tych na których liczyliśmy, a którzy nie zawiedli. Bo też w sporcie to jest największa i zarazem najtrudniejsza sztuka, być faworytem i nie zawieść. Dlatego wielkie świąteczne brawa dla Anity Włodarczyk, Malwiny Kopron, Wojciecha Nowickiego i Pawła Fajdka. A osobny, gromki aplauz na stojąco, należy się przesympatycznej i urodziwej Marysi Andrejczyk, która w drodze do swojego srebra w rzucie oszczepem przeszła cztery skomplikowane operacje, a każda z nich mogła położyć kres jej olimpijskim ambicjom. Lekka rządzi, ale nie byłoby pełnej świątecznej radości bez fantastycznych tokijskich sukcesów naszych kajakarek, wioślarek, żeglarek i dzielnego zapaśnika - Tadeusza Michalika. I kiedy świątecznie zamykam oczy i grzebiąc w pamięci szukam tego co było najlepsze w polskim sporcie za mojego życia, to do igrzysk w Montrealu i Atlancie dodaję śmiało Tokio 2021. Dodaję Tokio i uśmiecham się w duchu, bo przecież już niedługo czeka na nas Paryż.