To znaczy, teoretycznie, na papierze, znowu specjalnych szans w meczu z Serbią mieć to nie mamy. Na papierze, ale jak to w życiu, a w sporcie szczególnie bywa, nikogo przed walką na pożarcie, nawet największego smoka, skazywać nie można. I choć Serbki leją na tych mistrzostwach każdego po kolei jak tylko chcą, to nasze panie dowiodły, że jeśli jest coś pewnego w ich grze, to tylko to, że niczego nie wiadomo. I nikt na świecie nie wie, dlaczego część meczu grają świetnie, aby za chwilę popełnić serię dziecinnych błędów - nawet one same. I właśnie w braku tej przewidywalności naszego zespołu tkwi sedno naszej szansy. W tym nadzieja, że tak jak w meczu z USA nasze dziewczyny wyjdą naładowane pozytywną energią, głodne zwycięstwa i, co najważniejsze, mocno wierzące w możliwość pokonania Serbek. I chociaż utraconej na własne życzenie szansy gry w jednej czwartej finału z Amerykankami żal bardzo, to już tylko historia. Teraz liczy się tylko przyszłość. Mówiła o tym Magda Stysiak w pomeczowym wywiadzie, bo to ją właśnie lekko uwiera sumienie. Uwiera, bo choć Vital Heynen (He, he, jak on pięknie śpiewał polski hymn przed meczem!) i jego podopieczne walczyły, jakby to był mecz finałowy MŚ, wszak to pani Magda miała w górze piłkę meczową na 3:1 dla Polski. Gdyby tak się stało, wtedy gralibyśmy w Gliwicach z USA. Oczywiście to nie znaczy, że taki mecz byśmy wygrali z automatu, ale nasze szanse - znowu tylko na papierze - byłyby nieproporcjonalnie większe. Więc pani Magda mówiła już tylko o przyszłości i środowym meczu w Gliwicach i choć straconej szansy jej żal, to teraz trzeba odważnie wyjść na "bałkańską lokomotywę" i z pomocą piętnastotysięcznej publiczności, która zapewne wypełni w środę gliwicką Arenę, stawić jej czoła. W rzeczy samej - tak trzeba uczynić, ale najpierw trzeba w to uwierzyć. Marian Kmita przed kolejnym meczem polskich siatkarek: Najważniejsze to dotrzeć do głów naszych dziewcząt Czy to jest możliwe? Chyba tak. Kto wysłuchał uważnie pomeczowych wywiadów z Polkami po sobotnim meczu, ten pewnie zauważył, że z jednej strony są zmęczone długim turniejem do granic możliwości, a z drugiej są dumne, że już zaszły tak daleko. Przecież tego nikt, ale naprawdę nikt się nie spodziewał. I pewnie one same też bardziej marzyły, niż wierzyły w taki rozwój wypadków. Joanna Wołosz powiedziała nawet, że sam nie wie jak to się stało, i że to bardziej siła charakterów i wola doprowadziły do zwycięstwa nad Niemkami niż umiejętności i że nie pamięta nic od trzeciego seta. I to trzeba bardzo szanować, bo to olbrzymia wartość i znakomita cecha naszej drużyny. W pomeczowym, polsatowskim studio, słusznie zauważył Jakub Bednaruk, że nasze dziewczyny w takcie turnieju bardzo okrzepły w ciężkim boju i trudno je teraz psychicznie złamać, że nawet jak są w głębokim dołku, to potrafią się z niego na koniec psychicznie wygrzebać i siłą woli wyrwać zwycięstwo. Czy to wystarczy na Serbki? Może. Jeśli tak ma być, to znowu olbrzymie i odpowiedzialne zadanie spada na Stefano Lavariniego i jego sztab. To oni muszą zrobić wszystko, aby do wtorku odbudować nie tylko fizyczność umęczonego zespołu, ale trzeba też będzie, co najważniejsze, dotrzeć do głów naszych dziewcząt i doprowadzić do takiego stanu koncentracji umysłów jak przed meczem z Amerykankami. I mam nadzieje, że w tej powszechnej niewiedzy co z czego wynika, chociaż nasz trener wie, na czym stoi. No i na koniec, fajnie by było, aby tak jak przed meczem z mistrzyniami olimpijskimi nasze dziewczęta, nie czekając na trenera, najpierw rozmówiły się same z sobą, szukając wspólnych odpowiedzi na pytanie - jak i o co chcą walczyć. Zobacz także: Świątek z ważnym przesłaniem i... gratulacjami dla siatkarek. Co za słowa! Polska siatkarka oskarżyła swój były klub. Prezes broni i kontruje!