Dlatego trzeba z ciepłą życzliwością odnotować debiuty tych, którzy wchodzą na ten super twardy, trudny i niepewny rynek. Zwłaszcza teraz, w dobie pandemii, gdy ekonomia sportowych eventów bez publiczności tworzy nowe algorytmy opłacalności, a o zysk jest niezwykle trudno. Po co zatem ktoś, w tak niepewnych czasach chce zajmować się boksem, a nie np. sprzedażą maseczek lub płynu dezynfekującego? Pewnie dlatego, że maseczki i płyn trudno polubić, a boks i owszem. Takim bokserskim "dziwakiem" jest na pewno Przemysław Krok, który porwał się na reaktywowanie starego i uznanego szyldu "Polsat Boxing Night" i dzisiaj wieczorem, w stolicy, organizuje ciekawą galę z Michałem Cieślakiem i Taylorem Mabiką w roli głównej. Skąd ta odwaga u pana Przemka? Pewnie stąd, że prywatnie jest bratankiem właściciela Polsatu Zygmunta Solorza i - co naturalne - zaplecze organizacyjne ma właściwe, ale ważniejsze jest chyba to, że jego dziadek, a ojciec Prezesa Solorza był kiedyś pięściarskim wicemistrzem Polski. Raz przed wojną i raz, zaraz po. Stąd konsekwentna miłość rodziny do pięściarstwa. No i dobrze. Cokolwiek stoi za szlachetnym i tajemniczym zrywem dla polskiego boksu może to przynieść same korzyści. Po pierwsze, występ i walka na Polsat Boxing Night, już od pierwszej edycji w 2009 roku, to było marzenie wszystkich polskich pięściarzy. I tych młodych i tych starych. Paradoks polega na tym, że pierwotnie miało to być jednorazowe wydarzenie, coś w rodzaju hucznego pożegnania Andrzeja Gołoty, który zawsze cieszył się sympatią właściciela Polsatu. Taki był zamysł, ale popsuł go Tomek Adamek, który w Łodzi nie uszanował rywala, psując benefis Andrew, z drugiej zaś strony otworzył sobie drzwi do amerykańskiej kariery w wadze ciężkiej. A wszystko to stało się tak jakoś przy okazji. Byłem od początku przy tym projekcie i pamiętam, jak to się długo głowiliśmy, co z tym fantem zrobić. Postanowiliśmy jeszcze raz dać szansę Andrzejowi i wystawiliśmy na niego Przemka Saletę. Pamiętam, kiedy spotkałem się przed walką z Przemkiem w moim gabinecie, mówię do niego: "Panie Przemku, mam jedną prośbę, niech pan ustoi w ringu przynajmniej do szóstej rundy." Przemek uśmiechnął się i nic nie powiedział. Po walce, która skończyła się jego zwycięstwem właśnie w szóstej rundzie, podszedł do mnie w ringu i powiedział: - "Panie dyrektorze, miała być szósta rudna, no to jest!". Trzeci raz już nie próbowaliśmy namawiać Andrzeja Gołoty do pożegnalnej walki na PBN, ale poziom sportowy gali, jej rozmach i oprawa oraz polsko-polskie pojedynki bardzo się kibicom w Polsce spodobały. Dlatego zaczęliśmy myśleć o regularnym organizowaniu takich wydarzeń. W sumie, przez 10 lat osiem razy udało się nam zebrać to, co najlepsze w polskim boksie zawodowym jednego wieczora, w jednym mieście, na jednym ringu. Armata była solidna, ale amunicja do niej szybko się skończyła, a powodów było co najmniej sto. Tak czy siak, właśnie od walk i zwycięstw na PBN do nowych etapów w swoich karierach ruszyli: Tomek Adamek, Artur Szpilka czy Maciej Sulęcki. A Andrzej Gołota, Grzegorz Proksa czy Dawid Kostecki praktycznie, po porażkach na PBN, zakończyli kariery. Czy Michał Cieślak skorzysta z tej szansy? Powinien. Dzisiaj wieczorem, drzwi do wielkiej kariery będą stały otworem. Marian Kmita