Nie ma to jak oglądać mecz naszej piłkarskiej reprezentacji w gronie przyjaciół. Najlepiej takich, którzy od dawna nie mieszkają w Polsce, bo ich ostrość widzenia "naszych" spraw jest zdecydowanie lepsza. Dlatego od czasu do czasu trzeba poddać się takiej próbie, bo wtedy człowiek dowie się o rzeczach, na które nie zwraca na co dzień uwagi. Często bardzo niepopularnych. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Un jour a Paris. Marian Kmita po finale Ligi Mistrzów I mnie w środę przydarzyła się taka okoliczność. W gronie starych przyjaciół spędzaliśmy urlopowy tydzień nad jednym z mazurskich jezior. Pośród licznych atrakcji mieliśmy czas i ochotę, żeby pokibicować przed telewizorem polskiej reprezentacji w ostatnich meczach z Walią i Belgią. Włączyliśmy Polsat Sport Premium, otworzyliśmy napoje chłodzące i dalej do oglądania. Belgia - Polska. W jakim kierunkie "nie idzie" polska reprezentacja, z trenerem na czele A grono oglądaczy zacne i w śledzeniu futbolu mocno - wręcz od całych dekad - wyrobione. Sławek, który od 35 lat mieszka w niemieckim Munster, Jacek - co z Czechami pracuje na co dzień, Artur, który Włochy zna jak nikt i Janek - muzyk i obieżyświat. Słowem - ludzie, którzy na piłce się znają, kochają ją i rozumieją. I nie pierwsze to było nasze wspólne oglądanie "kopanej", ale pierwsze w tak pesymistycznym nastroju. I nie chodzi tu nawet o rozmiary klęski z Belgią, ale o ogólne wrażenie w jakim kierunku idzie, a właściwie - nie idzie, polska reprezentacja z jej trenerem na czele. A propos właśnie Czesława Michniewicza, to w czasie oglądania ostatnich meczów naszej kadry Janek przypomniał kilka starożytnych anegdot z czasów, gdy coach Czesław próbował grać w piłkę w Bałtyku Gdynia. Janek wie to od jednego z naszych kolegów, który grał wtedy w Bałtyku, a młody Czesio - jako czwarty bramkarz zespołu - nosił wtedy za "Panami Piłkarzami" siatkę z piłkami. Reprezentacja Polski. Świat wokół Czesława zawsze jest różowy Konkluzja była taka, że i wtedy, i teraz, bez względu na okoliczności, samopoczucie Czesława jest dobre, nic nie jest w stanie go zdeprymować i generalnie świat wokół niego zawsze wygląda różowo. I rzeczywiście coś w tym jest, bo jak się poczyta pomeczowe wypowiedzi trenera, to nawet katastrofa z Belgią nie nastraja go zbyt pesymistycznie. No, ale wracajmy do wspólnego oglądania. Zatem, o ile w meczu z Walią ulegliśmy ogólnonarodowej iluzji, że eliminacyjny mecz ze Szwedami nie był li tylko dziełem przypadku, to już nawet niezła pierwsza połowa meczu z Belgami wszystkich nas mocno zaniepokoiła. Biało-czerwoni. Nadmierna ambicja Roberta Lewandowskiego Sławek, który do postaci Roberta Lewandowskiego zawsze miał zdrowy dystans, zwrócił uwagę, że Pan Robert przynosi polskiej kadrze tyleż samo dobrego, co i złego. A wszystko z powodu nadmiernej ambicji brania odpowiedzialności za wszystko, co dzieje się na boisku. Raz kończy się to zdobytą bramką dla Polski, a raz stratą piłki, po której tracimy bramkę. I tak rzeczywiście było przy drugim golu dla Belgów. Inna sprawa, że zapatrzeni w obiektywną klasę Pana Roberta często wybaczamy mu jego boiskowy egoizm. Sławek, obeznany jak nikt z niemiecką piłką, już nie. Jacek, który ma w jednym palcu czeską kopaną, niczym Tomasz Hajto w polsatowskim studio, pastwił się nad przygotowaniem fizycznym i brakiem determinacji polskich piłkarzy. Twierdził, że we współczesnym futbolu nikt już nie odpuszcza, tak jak Polacy w drugiej połowie meczu z Belgią. A jak odpuszcza, to kończy się to kompletnym blamażem. Sama prawda. Stara prawda. Artur, stary wyga od calcio, zżymał się zaś nad zupełnym brakiem organizacji w grze polskiej drużyny. Okrutnie konstatował, że najsłabsze drużyny w Serie B mają to lepiej ułożone od środowego składu naszej kadry narodowej. Holandia - Polska. Strach włączyć telewizor... Ale najbardziej pesymistyczny wniosek postawił Janek, a mianowicie taki, że możemy psioczyć i krytykować Lewandowskiego, Krychowiaka, Glika i Szczęsnego, ale bez nich tej reprezentacji po prostu nie ma. A zupełnie dobiła nas Pani Ela, właścicielka sklepu ze wszystkim w pobliżu naszego letniska. Kiedy na drugi dzień rano udaliśmy się do niej po świeże bułki, Sławek nieostrożnie zapytał, czy może przypadkiem widziała to przykre futbolowe widowisko. Pani Ela odpowiedziała krótko: - "Panie Sławku - wstyd!". Wstyd, wstydem, ale dzisiaj trzeba chociaż spróbować powalczyć z Holendrami. Jednak po takim doświadczeniu, jak mecz z Belgami, włączyć telewizor - strach!