Nie bez znaczenia dla siły przebicia Ministerstwa Sportu była też osobowość samego ministra. Jego służbowe i towarzyskie, dobre lub złe, relacje z premierem. Jego pozycja w partii lub koalicji. Wszystko to razem mocno w przeszłości wpływało na "moc" ministerstwa, bo o choć sport z natury rzeczy powinien być apolityczny, to jednak trudno nim zarządzać bez wsparcia tych, którzy decydują o losach kraju. A jak będzie teraz? Na razie nie wiadomo, ponieważ tak samo jak niespodziewane było zlikwidowanie ministerstwa w czasach Danuty Dmowskiej-Andrzejuk, tak samo zaskakująca jest restauracja urzędu w czasie sprawowania władzy przez tego samego premiera - Mateusza Morawieckiego. Można postawić więc pytanie - jeśli ministerstwo nie było potrzebne przed ledwie chwilą, to dlaczego jest potrzebne dzisiaj? Dlaczego powraca Ministerstwo Sportu? Spekulacji na ten temat jest mnóstwo, ale ja, bez względu na prawdziwe przesłanki do powrotu ministerstwa do struktury rządu, cieszę się bardzo, że ten tak ważny i mocno niedoceniany przez polityków urząd wraca do łask. I mam nadzieję, że nie będzie miał wśród innych ministerstw, jak to nie raz bywało w przeszłości, statusu nauczyciela od wf w "poważnym" gronie pedagogicznym typowej polskiej szkoły. Taką mam nadzieję, bo w ciągu już ponad ćwierćwiecza swojej telewizyjno-sportowej pracy w Warszawie osobiście poznałem kilkunastu kolejnych ministrów sportu i szefów Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki. Od ś.p. Jacka Dębskiego po wspomnianą wyżej panią Danutę. Różni oni byli. Jedni znali się na tej robocie, inni nie. Jedni przychodzili gotowi do pracy, inni uczyli się sportu dopiero na urzędzie. Jedni tracili życie w dramatycznych i tajemniczych okolicznościach, drudzy trafiali do więzienia, a jeszcze inni zostawiali po sobie infrastrukturalne pomniki, z których, z powodzeniem korzystamy do dzisiaj. Bo taki też ten specyficzny urząd jest. Może nim skutecznie zawiadywać uczciwy, rzetelny i pełen pasji laik, a może go na łopatki położyć nieporadny i co gorsza nieuczciwy, były wybitny sportowiec. A wyzwań w ministerstwie sportu było, jest i zawsze będzie sporo, bo to żywa materia, która zmienia się dynamicznie co pół roku i trzeba umieć za tym nadążyć. Kamil Bortniczuk ministrem sportu Jakim ministrem będzie Kamil Bortniczuk? Ano pożyjemy - zobaczymy. Na pewno zna się na sporcie i dobrze rozumie jego współczesne problemy. Już choćby z racji samego, nie tak dawnego, zasiadania w radzie nadzorczej siatkarskiej ZAKSY Kędzierzyn-Koźle jego wiedza nie ma charakteru li tylko teoretycznego. I bardzo dobrze, to się zawsze przydaje. Charakterologicznie też ma predyspozycje, żeby nie dać sobie w kaszę dmuchać i bez walki zepchnąć na sam koniec rządowego stołu obrad. Osobiście mam też nadzieję, że panu Kamilowi poza opieką nad sportem wyczynowym uda się nawiązać ścisłą współpracę w innymi ważnymi da rozwoju kultury fizycznej w Polsce resortami. Mam tu przede wszystkim na myśli Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ministerstwo Obrony Narodowej. Te relacje są mocno zaniedbane a w przeszłości wyglądały często nawet groteskowo, bo ministrowie kolejnych rządów RP zamiast współpracować to ze sobą, w dziedzinie sportu zacięcie rywalizowali. Są dobre wzory w Szwajcarii czy we Włoszech jak to powinno wyglądać. A propos Włoch to marzy mi się też, że nowy mister zbuduje lepsze relacje z PKOl-em tak jak to wygląda pomiędzy włoskim ministrem sportu a Włoskim Narodowym Komitetem Olimpijskim CONI. Liczę również, że minister Bortniczuk będzie miał najpierw chęć, a później realny wpływ na reformę Polskiego Komitetu Olimpijskiego, tak aby ten ostatni był rzeczywistym partnerem w pracy na rzecz polskiego sportu, a nie tylko biurem podróży i garderobianym dla naszych olimpijczyków. Jeśli udałoby się to zrobić, cały polski sport bardzo by na tym skorzystał. Innych spraw do szybkiego załatwienia też jest sporo a covid dodatkowo dostarcza niemal codziennie nowych wyzwań. I trzeba będzie wylać naprawdę sporo potu, żeby to wszystko ogarnąć. Ale co tam Panie ministrze! To naprawdę fajna, atrakcyjna i co najważniejsze, bardzo potrzebna Polsce praca. Trzeba tylko wiedzieć czego ta Polska, tak najbardziej ... chce. Powodzenia. Marian Kmita