Wracając do Gdańska: była to jedna z największych sportowych operacji logistycznych, jakie przeżyło polskie miasto od Euro 2012. Pandemia dodatkowo utrudniała właściwie wszystko. UEFA jest bardzo wyczulona na aspekt bezpieczeństwa sanitarnego i była nieco zaskoczona liberalizacją warunków wjazdu do polski kibiców Manchesteru United, ale cóż mogą na decyzje polskiego rządu. Wszak po finale konsekwencje tej decyzji będziemy ponosić tylko my. Tak czy siak po raz pierwszy od wielu miesięcy na Polsat Plus Arenie w Gdańsku zasiadło ponad dziewięć tysięcy widzów, co nadało widowisku bardziej odświętny charakter niż to wszystko, co oglądaliśmy przez ostatni rok na sportowych obiektach całego świata. I jak podkreślali wszyscy, których spotkałem w środowy wieczór w Gdańsku, znowu powiało... normalnością, od której wszyscy już tak mocno się odzwyczailiśmy. Sam mecz też nie zawiódł. Zwycięstwo Villarealu nie było planowane przez fachowców siedzących w temacie, a wieńcząca futbolowe dzieło seria rzutów karnych przejdzie - poprzez swoją dramaturgię - do historii europejskich pucharów. Nam było szczególnie miło, że wszyscy pracownicy UEFA, z którymi mieliśmy kontakt w trakcie przygotowań do telewizyjnej obsługi finału w Gdańsku, byli zachwyceni i Polską, i Polakami, no i samym Gdańskiem oczywiście też. Przyjemność była podwójna, bo komplementy płynęły z różnych poziomów. I od najważniejszych menadżerów UEFA jak szef marketingu Europejskiej Federacji Szwajcar - Guy-Laurent Epstein, i od szeregowych pracownikach logistyczno-technicznych. Duża w tym zasługa gdańskiego samorządu, z panią prezydent Aleksandrą Dulkiewicz na czele, która dzielnie i skutecznie kontynuuje dzieło rozpoczęte przez ś.p. prezydenta Pawła Adamowicza. Pani prezydent to mądra i pozytywnie rezolutna kobieta. Sprawnie poruszała się wśród uefowskich notablów. Sam widziałem jak łapała za rękaw samego Martina Kallena, szefa UEFA Events SA, coś mu dynamicznie tłumacząc. Pewnie przekonywała do poważnego rozważenia kolejnej piłkarskiej szansy dla Gdańska. Nie będzie to jednak to łatwe, bo chociaż od czasu szefowania Euro 2012 Martin Kallen ma jak najlepsze zdanie o organizacyjnych możliwościach Polski i Polaków, to jednak słabość naszej klubowej piłki nie ułatwia zadania prezydent Dulkiewicz i jej podobnym. Zamieniłem na ten temat kilka zdań z prezesem Zbyszkiem Bońkiem, który wszak jako aktualny wiceprezydent UEFA musi mieć solidne rozeznanie o polskich szansach na przyszłość. Pan Zbyszek nie jest jednak optymistą. Generalnie uważa, że to, iż po Euro 2012 mieliśmy jeszcze w Polsce dwa finały Ligi Europy i finały Euro U-21 to już jest grubo ponad nasze miejsce w europejskim futbolu. I choć tego nie powiedział wprost, z narracji wynikało, że to w dużej mierze była jego osobista zasługa. I można Pan Zbyszka lubić mniej lub bardziej, ale trudno odmówić mu w tej kwestii racji. Jego osobiste relacje z establishmentem UEFA są dla nas bezcenne i nieraz skutkowały dyplomatycznym sukcesem, ale i one mają swój limit. Mówił mi o tym Guy Laurent Epstien. Konkludując wykład o polskich szansach na organizację następnych wielkich wydarzeń UEFA w Polsce, stwierdził, że zamieszanie z Superligą mocno skomplikowało dotychczasową politykę otwarcia UEFA na tzw. Europe Środkowo- Wschodnią i nawet bardzo silna pozycja Zbyszka Bońka w UEFA może nie wystarczyć dla ochrony polskich interesów. Cóż nam zatem zostaje? Cieszyć się z tego, co za nami, bo to rzeczywisty powód do dumy. Cieszyć się też z rzeczy drobnych. Choćby z tego, że przy okazji finału w Gdańsku - nam, w Polsacie Sport, też było bardzo miło. Otóż tuż przed meczem, wspomniany wyżej Dyrektor Epstien wręczył Prezesowi Zygmuntowi Solorzowi pamiątkową tablicę w uznaniu wieloletnich zasług we współpracy stacji telewizyjnej z UEFA. Podpisany przez prezydenta UEFA Aleksandra Czeferina solidny kawał czarnego kamienia zawiera logotypy finału LE w Gdańsku, obu klubów walczących w finale, Polsatu Sport i jedno jakże wymowne zdanie: "In recognition and appreciation of your excellent commitment." Czegóż chcieć więcej. No może tylko tego, żeby polski klub dał nam kiedyś powody do podobnej dumy. Marian Kmita