Czeka nas zatem drugi kolejny weekend na torze niemal nieznanym kierowcom i zespołom, bo poprzednio, gdy Imola gościła Formułę 1 w 2006 roku z obecnej stawki startował tylko kierowca Alfa Romeo Racing Orlen - Kimi Räikkönen. Hitem internetu jest mem, który pokazuje, że Lance (Stroll) miał wtedy 7 lat, Lando (Norris) - 6, a Kimi Räikkönen był piąty w wyścigu, chociaż lepiej to brzmi po angielsku (Lance was 7, Lando was 6, Kimi was 5th). Wtedy jednak ścigano się na innym asfalcie, innymi samochodami, na innych oponach i właściwie wszystko było inne. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że 14 lat to w Formule 1 kilka epok. Samochody z hybrydowymi silnikami z turbodoładowaniem pojadą tu w wyścigu po raz pierwszy. Czeka nas weekend nietypowy, bo dwudniowy, z jedną tylko 90-minutową sesją treningową. To dodatkowe utrudnienie, ale i równe szanse dla wszystkich. Tor Autodromo Enzo e Dino Ferrari powstał w roku 1950. Z początku był torem drogowym. Gościł Formułę 1 łącznie 27 razy w latach 1980 - 2006, chociaż tylko za pierwszym razem wyścig odbył się jako Grand Prix Włoch. W kolejnych latach było to Grand Prix San Marino. Nie chce się do tego wracać, więc wspomnijmy tylko krótko, że to tu miał miejsce w 1994 najtragiczniejszy weekend w historii Formuły 1. W sobotę podczas sesji kwalifikacyjnej zginął Roland Ratzenberger, a w niedzielę Ayrton Senna. Podczas tego weekendu miały miejsce jeszcze dwa ciężkie wypadki z udziałem Rubensa Barichello w sesji treningowej i Pedro Lamy oraz J.J. Lehto na starcie wyścigu. Okrążenie toru Imola liczy 4,9 km i 17 zakrętów. Nitka toru jest wąska, co nie sprzyja wyprzedzaniu, dlatego strategia będzie miała wyjątkowo duże znaczenie. Nawierzchnia jest wyboista, a tarki wysokie, co wymaga znalezienia precyzyjnych ustawień. Po krótkiej prostej startowej mamy szykany Tamburello i Villeneuve, potem lewy nawrót La Tosa, a następnie najbardziej ekscytującą część toru - zakręty Piratella i Acque Minerali. Po kolejnej szykanie Variante Alta - podwójny lewy Rivazza i szybka partia do linii startu / mety. Co ciekawe, do tej pory tylko 9 razy w 27 wyścigach wygrał na Imoli kierowca startujący z pole position. Do tej pory w sezonie 2020 trójka kierowców - Hamilton, Bottas i Verstappen w różnych konfiguracjach aż 7 razy w 12 wyścigach tworzyła skład podium. Tylko raz w pamiętnym, zwariowanym Grand Prix Włoch żaden z tej trójki nie stanął na podium. W ten weekend nie poznamy jeszcze mistrza świata w klasyfikacji kierowców. Gdyby jednak Lewis Hamilton zdobył w tę niedzielę komplet punktów, a Bottas nie zdobył ich wcale, wówczas w kolejnym wyścigu w Turcji, 15 listopada mistrz świata będzie potrzebował tylko jednego punktu. Szanse Maxa Verstappena wyglądają już zupełnie iluzorycznie. Holender, który kilka tygodni temu skończył 23 lata, nie zostanie najmłodszym w historii mistrzem świata, co jeszcze niedawno teoretycznie było możliwe. Strata 94 punktów do Hamiltona i 130, które pozostało do zdobycia - te liczby oznaczają, że Sebastian Vettel, posiadacz tego nieoficjalnego tytułu może być raczej spokojny, a następnego kandydata nie widać na horyzoncie. Z kolei Mercedes najprawdopodobniej będzie świętował na Imoli swój siódmy z rzędu tytuł w punktacji konstruktorów. Zespołowi z Brackley brakuje zaledwie 11 punktów i trudno sobie wyobrazić, aby ich nie zdobył. Valtteri Bottas ma przed Grand Prix Emilii-Romanii 77 punktów straty do Hamiltona, a tak się składa, że jeździ z numerem 77. Złośliwi mówią, że będzie miał w ten weekend napisane na samochodzie, ile punktów traci do lidera... Zapowiada się słoneczny i ciepły weekend z temperaturą około 18 stopni. Jeszcze do niedawna organizatorzy zapowiadali, że na tor znajdujący się niemal w centrum niewielkiego miasta zostanie wpuszczonych 13 000 widzów, ale ostatecznie wycofano się z tych planów i wyścig odbędzie się przy pustych trybunach. Grzegorz Gac