Być może kultura gry, wyszkolenie poszczególnych piłkarzy jest po stronie ekipy z Serie A, ale zaangażowaniem, ambicją taką przewagę można, a nawet należy zniwelować. Niestety, tego dnia w Lechu zawiodło zbyt wielu piłkarzy. Ekipa Johna van der Broma wyszła na boisko ze złym nastawieniem, bez wiary w sukces, a przecież te ponad 40 tysięcy widzów powinno dodać im skrzydeł. I tego najbardziej szkoda - że Lech kompletnie nie wykorzystał energii, która płynęła z trybun. Oceniając piłkarzy Kolejorza można mówić, że wielu zagrało źle, a niektórzy beznadziejnie. Nie ma kogo wyróżnić na plus. Z pewnością ten mecz długo będzie powracał w nocnych koszmarach Filipa Bednarka, który mógł się zachować lepiej przy trzech bramkach. Zdecydowanie nie był to jego dzień, ale też nie pomagali mu ani Lubomir Satka, ani Rebocho, ani Antonio Milić. Wśród tych, którzy zaliczyli beznadziejny występ trzeba wymienić także Jespera Kalströma, i Filipa Marchwińskiego. O ile w całych rozgrywkach zazwyczaj same komplementy zbierał Mikael Ishak, to tym razem nawet on zawiódł w dość ważnym momencie. Chodzi o sytuację, w której mógł strzelać na bramkę, ale zamiast tego próbował wymusić rzut karny. Owszem, zaliczył ładną asystę przy wyrównującym golu Velde, ale to zdecydowanie był mecz poniżej jego normalnego poziomu. Dariusz Dziekanowski: "Nieobecność Salamona nie daje wytłumaczenia innym" Jestem również rozczarowany postawą trenera Kolejorza, który kwadrans przed końcem spotkania zaczął zdejmować podstawowych graczy. Trochę wyglądało to tak, jakby rzucił na boisko ręcznik. A ze względu choćby na szacunek do kibiców nie powinien tego robić. Niestety nie potrafił dać potrzebnego drużynie impulsu - ani zmianami, ani wsparciem przy linii boiska. Owszem, przed Lechem ważny mecz ligowy z Legią w Warszawie, ale to nie usprawiedliwia takich ruchów. Tak samo, jak nie wiązałbym zbyt ściśle z tą klęską zawieszenia Bartosza Salamona. Jego nieobecność nie daje wytłumaczenia dla kiepskiej postawy pozostałych zawodników. Nie było Salamona, ale nie rozumiem, dlaczego nie dojechali też inni. Pewnie wszystkich to zabolało, ale przecież już wcześniej trzeba było liczyć się z taką możliwością. A właściwie zaskakujące jest to, że taki wyrok nie zapadł zaraz po tym, gdy okazało się, że wynik testu obrońcy reprezentacji Polski jest pozytywny. Fakt, decyzja została podjęta w dziwnych okolicznościach, akurat w dniu meczu w europejskich pucharach, co może nasuwać różne skojarzenia, ale obawiam się, że nawet Salamon tego dnia "nie nalałby z pustego". Dziwna była taka niemoc Lecha, bo przecież zebrał w tych rozgrywkach mnóstwo doświadczenia i wychodził z podobnych opresji obronną ręką - przypomnę grupowy mecz z Villarrealem w Hiszpanii (3:4) i potem rewanż w Poznaniu (3:0). Tym razem nie mam nadziei na podobny scenariusz. Włosi są zbyt doświadczoną drużyną, by na własnym boisku roztrwonić taką przewagę. Miejmy chociaż nadzieję, że to ostatnie wrażenie z gry mistrzów Polski będzie zgoła odmienne.