Nieźle radzimy sobie ze słabymi rywalami, kiedy przychodzi do rywalizacji z silniejszymi okazuje się, że wciąż są poza naszym zasięgiem. Sukcesem jest wyrwany remis. Słowem - od dwóch lat tak się huśtamy, mamy rozchwiane nastroje. Biorąc pod uwagę potencjał, jakim dysponujemy, rozumiem frustrację niektórych zawodników, że od takiego bujania robi im się już lekko niedobrze. Nie dziwię się Robertowi Lewandowskiemu, że po meczu z Włochami trochę mu się ulało i powiedział, czy też wymownym milczeniem dał dość mocno do zrozumienia, co o tym myśli. Lewy ma prawo być sfrustrowany różnicą w poziomach między tym, do jakiego jest przyzwyczajony w klubie a tym, który zastaje na kadrze. Niestety, niektórzy koledzy Roberta uważają, że osiągnęli już jego poziom i wydaje im się, że z takimi drużynami, jak reprezentacja Włoch dadzą sobie radę w spacerowym tempie. Nie, we współczesnej piłce nawet te czołowe drużyny muszą przebiec odpowiednią liczbę kilometrów, żeby zapewnić sobie wygraną. Muszą na boisku prezentować taką determinację i pazerność na punkty, jaką w środę w Chorzowie zaprezentowali Holendrzy. Gdy nasi piłkarze byli już zadowoleni z remisu, rywale do ostatniego gwizdka mieli wypisane na twarzach, że walczą o zwycięstwo. W przypadku naszej drużyny nie ma szans na kompromis: nie walczysz - nie masz szans na zwycięstwo. Jeśli mecz z Włochami czy Holandią nie wywołuje w piłkarzach dodatkowych emocji, nie motywuje ich do tego, że potraktują go jako okazję do zaprezentowania swoich możliwości, to nie jest z nimi dobrze. Jeśli selekcjoner nie potrafi im tego uświadomić i dodatkowo nie ma pomysłu jak przechytrzyć rywala, to nie jest dobrze także z trenerem. W drużynie - na boisku i w szatni - muszą być emocje (czasem te negatywne), bo jeśli ich nie ma, to potem na boisku wygląda to tak, jak wyglądało w niedzielę. Z drużyną jest jak z zupą - żeby smakowała, musi mieć odpowiednio wysoką temperaturę. Kibice uwielbiają dyskutować o personaliach. To jeden z elementów tej gry, jedna z rzeczy, która podtrzymuje ich pasje. Chociaż trenerzy ich nie znoszą, to mnie pytania dziennikarzy o wybory trenera wcale nie dziwą. Po obu meczach takich pytań kłębi mi się w głowie mnóstwo. Uważam, że Jacek Góralski zasłużył na to, by przeciwko Włochom wyjść od pierwszej minuty. Uważam, że ryzyko czerwonej kartki, jaką został ukarany byłoby wtedy znacznie mniejsze. Poprzednimi występami mało kto zasłużył na miejsce w pierwszej jedenastce, tak jak on. Jeśli ciężko pracujesz, potem dobrze pokazujesz się w meczach, a w ważnym meczu trener na ciebie nie stawia, to możesz czuć się sfrustrowany. Bo jak inaczej przekonać trenera? Dużo dałbym za to, żeby zrozumieć dlaczego w obu spotkaniach zagrał Arkadiusz Reca. Oczywiście selekcjoner ma prawo ignorować opinie byłych piłkarzy, komentatorów i kibiców. Jedyne, czego nie może ignorować, to opinii własnych piłkarzy. I tu niekoniecznie chodzi o słowa, bo takie rzeczy (że ktoś odstaje od reszty) widać na treningach. Nic bowiem nie podcina skrzydeł tak, jak poczucie, że musisz grać z facetem, który na to miejsce nie zasłużył i wiesz, że w meczu pochłonie cię naprawianie jego błędów. Mam wrażenie, że Jerzy Brzęczek - niegdyś kapitan drużyny - zapomniał, że piłkarze dobrze wiedzą, komu miejsce na boisku się należy, a komu nie... Dariusz Dziekanowski