Tak, wynik zostanie zapisany w kronikach, ale niech w świadomości kibiców - tych którzy turniej śledzili, jak i wszystkich pozostałych - jak najdłużej pozostanie fakt, że wynik i widowiskowa gra mogą iść ze sobą w parze. Niech będzie to dowód, że błędem jest przekonywanie że polski piłkarz nie jest w stanie pogodzić tych dwóch cech i o wynik potrafi walczyć tylko fizycznie, nadrabiając w ten sposób braki w wyszkoleniu. Oczywiście, po sukcesie drużyny juniorskiej nie można popaść w hurraoptymizm. Oby jak najwięcej tych chłopaków z U-17 trafiło na najwyższy poziom rozgrywek seniorskich, ale naiwnością byłaby wiara, że za kilka lat większość z nich zobaczymy w pierwszej reprezentacji. Jeszcze daleka droga. Na własnej skórze doświadczyłem (dwukrotnie) nawet większego sukcesu, bo dwa razy zdobyłem srebrny medal mistrzostw Europy w kategorii U-18 i pamiętam ilu moich ówczesnych kolegów doszło na najwyższy szczebel. W sumie z tych dwóch zespołów była to garstka. Ale może teraz będzie lepiej? Z pewnością nie przeszkadza to potraktować tego wyniku, jako kolejny zwiastun jakiegoś przełomu w myśleniu o piłce w naszym kraju. Dotychczas pozostaje niesmak, jaki większość fanów ma po występie prowadzonej przez Czesława Michniewicza reprezentacji Polski podczas zeszłorocznego mundialu w Katarze. Niestety przykre jest, że do takiego topornego stylu dali się przekonać niektórzy kadrowicze, stanowiący o jej filarze - Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik czy Wojciech Szczęsny. Niektórzy wcielili się w rolę adwokatów ówczesnego selekcjonera i przekonywali publicznie, że inaczej się nie da. Dziś w kadrze na najbliższe mecze (towarzyski z Niemcami i eliminacyjny z Mołdawią) nie ma Krychowiaka, nie ma Glika. Zbieg okoliczności, czy może etapy procesu zmiany mentalnej? Chciałbym wierzyć, że jednak to drugie. A zaszczepiać nowe, zupełnie inne myślenie, trzeba w młodych, chłonnych umysłach zawodników drużyn juniorskich, a nawet jeszcze młodszych. W reprezentacjach, ale przede wszystkich klubowych akademiach. To musi być praca u podstaw. Dwa słowa o Szymonie Marciniaku. Kilkakrotnie chwaliłem go w tym miejscu za jego pięknie rozwijającą się karierę. Trzeba powiedzieć wprost, że nasz arbiter stał się w futbolu postacią znaczącą, wręcz gwiazdą. Poprowadzić finał mundialu, kilka miesięcy później dostać finał Ligi Mistrzów - to prawie poziom, adekwatny do tego, jaki w piłce osiągnął Robert Lewandowski. Problem z popularnością jest taki, że trzeba umieć sobie z nią radzić i konsumować. Trzeba bardzo uważać z kim się spotykasz i po co. Niestety Szymona Marciniaka chyba lekko poniosło i dał się wykorzystać ludziom ze świata polityki, którzy nie kojarzą się z tymi samymi wartościami, które są promowane przez FIFA czy UEFA, czyli "fair play", "no racism", a które w pracy Marciniak nosi wypisane na sędziowskich koszulkach. Sławomir Mentzen, któremu udało się wykorzystać promocyjnie cenionego arbitra, to człowiek którego program nie tylko dalece odbiega od tych wartości, a wręcz można powiedzieć, że jest z nimi całkowicie sprzeczny. Nie wiem czy protest Stowarzyszenia Nigdy Więcej wystosowany do UEFA będzie miał jakieś reperkusje, w każdym razie ze strony Szymona Marciniaka spodziewałbym się więcej roztropności. Oby skończyło się na żółtej kartce... Zapadła decyzja ws. Szymona Marciniaka. UEFA ogłosiła, co z finałem LM