Gospodarze, którzy wyszli w nie najsilniejszym składzie, po przerwie wprowadzili kilku kluczowych piłkarzy i szybko pozbawili Kolejorza nadziei na choćby dogrywkę. Trzeba też podkreślić, że takich błędów w defensywie, jak na tym poziomie rozgrywek popełnili Poznaniacy, popełniać nie wolno. Bo płaci się za to drogo. Po pierwszym spotkaniu w Poznaniu byłem mocno rozczarowany decyzjami holenderskiego trenera, który przy stanie 1:3 postanowił rzucić na boisku ręcznik i uznał, że Lech nie ma szans w rywalizacji z ekipą z włoskiej Serie A i postanowił oszczędzić kilku zawodników na ligowy mecz z Legią. Skończyło się porażką 1:4. Niestety, w spotkaniu z warszawską drużyną Lech także rozczarował. Swoje uwagi do decyzji van den Broma wyraziłem w tym miejscu przed tygodniem i mecz we Florencji potwierdził, że nie były one bezzasadne. Gdyby zamiast poddawać zespół w Poznaniu, Holender z całych sił próbował wyegzekwować od swoich piłkarzy stuprocentowe poświęcenie do ostatniej minuty, to kto wie, jak ta rywalizacja finalnie by się zakończyła. Tym bardziej że - co również podkreślałem - na trybuny przyszło ponad 40 tysięcy kibiców. Skoro w rewanżu udało się na pewien czas doprowadzić do remisu w dwumeczu, to może ten jeden więcej gol strzelony przez Lecha u siebie dałby mu awans? Tego już się nie dowiemy... Niektórzy komentatorzy i kibice używają określenia "piękna przygoda Lecha w pucharach dobiegła końca". Nie określałbym tego przygodą, a niestety nieco w ten sposób potraktował to John van Brom, kiedy przed tygodniem doszedł do wniosku, że już nie ma o co grać przeciwko Fiorentinie i trzeba skupić się na Ekstraklasie. To był błąd. Granie w europejskich pucharach dla polskich drużyn to nie przygoda, a twardy biznes. To tutaj zdobywa się punkty, prestiż i pieniądze. To tutaj promuje się piłkarzy i dzięki dobrej grze winduje się ich cenę. Dlatego w dwumeczu bezwarunkowo trzeba grać i walczyć o korzystniejszy wynik do ostatniej minuty. Szkoda, że w przypadku Lecha tak nie było i najwyraźniej zaszwankowało w tym przypadku przygotowanie mentalne. We Florencji zadziałał często widziany u naszych drużyn syndrom: nie mamy nic do stracenia, więc zagramy na luzie. Trenerzy obu drużyn pozwolili sobie na eksperymenty, bo i opiekun ekipy z Florencji uznał, że przewagę trzech goli zdołają utrzymać nawet rezerwowi. Dzięki temu kibice mistrzów Polski niespodziewanie przez chwilę byli w euforii i mogli marzyć o półfinale tych rozgrywek. Ten dwumecz pokazuje w pigułce pracę holenderskiego szkoleniowca Lecha. Pod jego wodzą drużyna potrafi porwać kibiców. Czasem nawet przecierałem oczy ze zdumienia, że polska drużyna klubowa może grać na tak wysokim poziomie. Z drugiej strony widzimy też dość często inną twarz - juniorskie błędy i fatalne nastawienie mentalne. Mimo wszystko ten sezon w europejskich pucharach trzeba ocenić pozytywnie. Ale teraz przed Lechem najważniejszym celem jest utrzymanie w Ekstraklasie miejsca dającego start w pucharach w przyszłym sezonie. Gdyby to się nie udało, to ten sezon zostawiłby po sobie duży niedosyt.