To pewnego rodzaju paradoks, że nasze obiekty goszczą tak ważne wydarzenia tylko wtedy, gdy je wypożyczamy zagranicznym (ukraińskim) gościom. Mimo wszystko oczywiście życzę Dynamu Kijów, by w Lizbonie odrobiło straty i grało w fazie grupowej w naszym kraju, tak jak w Warszawie grać będzie Szachtar Donieck. Co do eliminacji Ligi Konferencji - cieszy, że oba nasze zespoły wygrały swoje pierwsze spotkania i zbliżyły się fazy grupowej tych rozgrywek. Oglądając następujące po sobie występy Rakowa Częstochowa i Lecha Poznań nie sposób uciec od porównań. Chociaż to Lech jest bliżej awansu (różnica klas rywali jest bezdyskusyjna), to przypuszczam, że każdy obiektywny kibic zgodzi się z tym, że z większą przyjemnością oglądało się ekipę z Częstochowy (zresztą nie pierwszy raz w tych kwalifikacjach). Posłużę się tu pewnymi obrazkami z tych meczów. Przy stanie 2:1 jeden z piłkarzy Rakowa dostał burę od trenera Marka Papszuna za to, że zbyt długo zwlekał z wyrzuceniem autu. Dariusz Dziekanowski podsumowuje występy polskich ekip w el. LKE Innym razem usłyszeliśmy, jak szkoleniowiec mistrzów Polski irytuje się, gdy piłkarze zagrywają piłkę do tyłu. Te dwie sytuacje mówią wszystko o filozofii i pomyśle na grę tej drużyny - z kimkolwiek gramy zawsze próbujemy atakować, szukać szansy, a nie liczyć na łut szczęścia. W czwartkowym spotkaniu na wysoki pressing i indywidualne krycie piłkarzy Slavii, Raków odpowiedział pressingiem jeszcze wyższym. I to chyba zaskoczyło gości z Czech. Nie dziwię się pomeczowej mocnej wypowiedzi Marka Papszuna o pracy sędziów, bo pewnie gdyby na tym etapie rozgrywek stosowano wideo-weryfikację, to gospodarze wygraliby jeszcze wyżej. W niektórych sytuacjach również zabrakło nieco zimnej krwi i doświadczenia. Gdyby stosowano VAR prawdopodobnie Lech jechałby do Luksemburga ze skromniejszą zaliczką. Asysta Rebocho i gol Mikaela Ishaka były piękne, ale po obejrzeniu powtórek nie ma wątpliwości, że nam się upiekło. Tu znowu przypomina mi się obrazek, który dużo mówi o grze tego zespołu. Gdzieś tak około 60 minuty kamery pokazały z bliska stopera poznaniaków, Antonio Milicia. Chorwat wyglądał na wykończonego. Zdaję sobie sprawę z tego, że był to upalny wieczór, że stoper Kolejorza niedawno wrócił do gry po kontuzji, ale mimo wszystko - jak to możliwe, że środkowy obrońca mistrza Polski jest jednym z najbardziej zmęczonych zawodników w starciu z półamatorską drużyną z Luksemburga!? I tu mamy jedną z podstawowych różnic w grze Rakowa i Lecha - częstochowianie grają jako drużyna, widać zrozumienie między piłkarzami, każdy z zawodników wkłada w mecz podobny wysiłek. Lech natomiast przypomina grupę kolegów, którzy spotkali się po raz pierwszy. Jednemu chce się bardziej, innemu znacznie mniej, gra jest szarpana, brakuje płynności, szybkiej wymiany podań. Piłka bardzo często była podawana na duże odległości, często niedokładnie. Niektórzy próbowali brać na siebie większy ciężar, ale nie mieli wsparcia, więc długo holowali piłkę. Moje przemyślania najlepiej wyraził wspomniany Ishak w pomeczowym wywiadzie: "To było bardzo, bardzo słabe spotkanie. Nie czułem się dobrze na boisku, biegałem dużo w defensywie, za to nie miałem zbyt wielu akcji w ofensywie. Generalnie, to był gów... mecz". Wracając do wątku stadionów, bo tu mamy kolejny paradoks. Jeśli oba nasze zespoły awansują do fazy grupowej (trzymam kciuki), to wręcz zakrawa na kpinę, że jeden będzie grał na wypożyczonym stadionie od pierwszoligowca (Bielsko-Biała), Lechowi zaś grożą puste trybuny, bo kibice są coraz bardziej zbulwersowani tym, co się dzieje zarówno na boisku, jak i w gabinetach dyrektorów i prezesów. I w sumie nie można im się dziwić...