Ta wiedza przekazana przez Beenhakkera wydawała im się wystarczająca, by poczuć się lepszym od rywala. Jakież było zaskoczenie, kiedy okazało się, że nie udało się wygrać ani w towarzyskim meczu z Danią (0:2), ani eliminacyjnych spotkaniach z Finami (1:3), ani z Serbią (1:1). Potrzebny był mocny wstrząs, by przekonać zawodników, że jednak nie da się wygrywać meczów bez ich wybiegania, bez walki. Dopiero mieszanka wiedzy i doświadczenia Leo w połączeniu z maksymalną dyscypliną taktyczną oraz zaangażowaniem piłkarzy okazały się wybuchowe w spotkaniu z Portugalią (2:1). Był to przełomowy moment tej drużyny, który zakończył się pierwszym awansem Biało-Czerwonych na mistrzostwa Europy. "Wygląda na to, że nastąpił jakiś przełom" Długo przecierałem oczy ze zdumienia patrząc na grę Lecha pod wodzą Johna van den Broma. Przecież nie jest to przypadkowy trener, tylko człowiek, który ma za sobą bagaż cennych doświadczeń w solidnych europejskich klubach. Dlaczego Kolejorz wyglądał przez większość lata tak, jak wyglądał? Zwracałem uwagę, że cała wina nie może leżeć po stronie szkoleniowca, a raczej piłkarzy. Być może doszło w szatni Lecha do podobnej sytuacji, jak kilkanaście lat temu w drużynie narodowej - piłkarze zbyt mocno uwierzyli w to, że teraz nie muszą się już za bardzo starać, a wyniki i tak przyjdą. Bo przecież zdobyli mistrzostwo, dostali solidnego trenera. Wygląda na to, że nastąpił jakiś przełom i - co jest bardzo pozytywne - mistrzom Polski udało się awansować do fazy grupowej Ligi Konferencji. Przede wszystkim większość piłkarzy zaczęła się starać i zorientowała się, że samo nic nie przyjdzie, nawet gdyby prowadził ich Pep Guardiola. Jeszcze nie wszyscy są tam, gdzie być powinni, ale gole Mikaela Ishaka, świetna gra młodego wychowanka poznańskiej akademii Michała Skórasia, przytomność Joela Pereiry sprawiają, że mecze Lecha ogląda się z ciekawością. Byłem oszczędny w pochwałach za niezły mecz (co prawda przegrany 2:3) w pierwszej kolejce z rezerwami Villarreal, ale za wysoką wygraną z Austrią Kolejorzowi należy się uznanie. Można oczywiście dyskutować o sile ekipy z Wiednia, ale tak wysokie wygrane (4:1) nie zdarzają się zbyt często nawet na ligowym podwórku. Mam nadzieję, że Poznaniacy mają kryzys za sobą i tak, jak reprezentacja Polski w eliminacjach Euro 2008, idą po kolejne sukcesy. Skoro mowa o przełomowych momentach - po świetnym występie przed tygodniem przeciwko Liverpoolowi, tym razem, w spotkaniu Napoli z Rangersami, Piotr Zieliński został oblany wiadrem zimnej wody. Na szczęście dwukrotnie niewykorzystany przez reprezentanta Polski rzut karny nie przeszkodził ekipie z Neapolu w wysokiej wygranej (3:0). Dla Piotra zaś - mam nadzieję - była to kolejna dobra lekcja piłki, ale również okazja do hartowania charakteru. Zieliński musi bowiem nauczyć się rozwijać skrzydła, gdy wszystko idzie pięknie, ale podnosić z kolan, gdy dzieje się niedobrze. A przeciwko Szkotom ta sztuka mu się powiodła, zimna woda go nie zmroziła, bo mimo tego, że nie udało mu się strzelić gola, to stworzył wiele okazji swoim kolegom i był kluczowym graczem swej ekipy. Mam wrażenie, że może być to decydujący sezon dla reprezentanta Polski. Po bardzo istotnych zmianach kadrowych (odeszli między innymi Fabian Ruiz, Lorenzo Insigne i Dres Martens) Zieliński nie może się już chować za czyimiś plecami, tylko wziąć sprawy w swoje ręce. Ma szansę podołać wyzwaniu i zrobić kolejny krok w karierze. Miejmy nadzieję, że uda się mu zrealizować ten scenariusz.