Często się mówi, że szczęście uśmiecha się do tych, którzy szczęściu pomagają. Sam jestem zwolennikiem tej teorii. Do nas szczęście w czwartkowy wieczór uśmiechnęło się głównie (i niestety) dzięki wysiłkowi jednego zawodnika - a takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko. Chodzi oczywiście o Roberta Lewandowskiego. Jest on jedynym, który chyba rozumie taktyczne pomysły selekcjonera Paulo Sousy. Albo może inaczej - Robertowi jako jedynemu te pomysły w niczym nie przeszkadzają, bo on wie co ma na boisku robić. Po meczu jeden z reporterów zapytał naszego selekcjonera w jakim ustawieniu grał nasz blok defensywny. Czy była to trójka z dwoma wahadłowymi, czy jednak czwórka. Sousa, pomimo, że lekko zirytowany, jak zwykle klarownie wyjaśnił o co chodziło w ustawieniu i taktyce naszej drużyny. Wciąż twierdzę, że to jeden z najlepszych selekcjonerów pod względem wystąpień na konferencjach i w wywiadach. Niestety kiedy patrzę na to co nasi piłkarze robią na boisku, to mam wrażenie, że oni sami tego nie wiedzą. Jeśli chodzi o piłkarzy, którzy grali w tej reprezentacji przed przyjściem Portugalczyka, to jedynym, który nie schodzi poniżej wysokiego poziomu jest napastnik Bayernu Monachium. W przypadku pozostałych mamy do czynienia z regresem. Nie mam pojęcia skąd to się bierze? Czy Paulo Sousa mówi językiem, którego nasi piłkarze nie rozumieją? I nie chodzi mi o język angielski, a terminologię, sposób tłumaczenia. Najbardziej martwi mnie gra naszej drużyny w defensywie. Mieliśmy ten problem na mistrzostwach Europy, mamy go nadal. A wręcz jest jeszcze gorzej. Obrońcy - czy grają w trójce, czy czwórce - nie dostają żadnego wsparcia od pomocników. Linia pomocy była najgorszą formacją w czwartkowy wieczór. To dlatego długimi chwilami Albańczycy (przypomnijmy: 69. miejsce w rankingu FIFA) zamykali nas we własnym polu karnym. W drugiej linii mieliśmy trzech zawodników, który nie potrafią (..?) grać w defensywie (Kamil Jóźwiak, Przemysław Frankowski i Jakub Moder) oraz jednego, który zapomniał jak się gra (Grzegorz Krychowiak). Dlaczego tak narzekam po wygranym spotkaniu? Przecież niby w eliminacjach najbardziej liczy się wynik, a po tej wygranej awansowaliśmy na 2. miejsce w tabeli. A więc miejsce, na które realnie liczymy i o które walczymy. Przed nami mecz z San Marino, więc niedzielny spacerek i dla nas w najbliższych dniach nic się w tabeli nie zmieni. Martwi mnie jednak to, że w przyszłym tygodniu czeka nas rywalizacja z liderem grupy, czyli Anglią. Od naszego minimalnie przegranego spotkania na Wembley zmieniło się wiele - Anglicy urośli w siłę, a my... zamieniliśmy się w papierowego tygrysa. Po czwartkowej naszej wygranej z Albanią i zwycięstwie Synów Albionu z Węgrami (4:0) obudziłem się w środku nocy zlany potem, bo śniło mi się że jedziemy samochodem na czołowe zderzenie z pociągiem...