Ten wybór był zresztą pełny dziwnych kroków. Powtórzę jeszcze raz - sytuacja, w której o wyborze decyduje jeden człowiek, nie jest zdrowa. Tym razem Cezary Kulesza próbował puszczać świece dymne, czyli przemycać do mediów różne informacje, które pomogłyby sprawić pozory, że w PZPN jednak jest demokracja. Na przykład taką, że dyrektor sportowy Marcin Dorna przygotował prezentację z zaletami i wadami kandydatów. Co za popis Marcina Bułki! Polak obronił dwa karne w hicie Ligue. Wielka formakw Swoje uwagi rzekomo dorzucał wiceprezes Maciej Mateńko. Pozory miałyby jakiś sens pod dwoma warunkami: po pierwsze, gdyby wiadome było, że opinie obu panów miały jakikolwiek wpływ na decyzję prezesa; po drugie - jeśli te opinie przygotowywałby sztab uznanych fachowców, czy futbolowych autorytetów. Marek Papszun problemem w związku? W tym kontekście irytujące i niezrozumiałe były dla mnie doniesienia mediów, że Marek Papszun byłby opcją niewygodną dla niektórych związkowych baronów. I znowu wrócę do tego, co chwilę temu napisałem: czy o wyborze selekcjonera powinna decydować uległa postawa kandydata wobec tego, czy innego wojewódzkiego szefa związku??? Cezary Kulesza i Michał Probierz przekonywali usilnie, że to nie był wybór po starej znajomości. Może i nie, ale wszyscy wiedzą, że gdyby prezesem nie był Kulesza, to nikt inny nie znalazłby żadnych merytorycznych podstaw, by postawić na Probierza. Można zażartować, że gdyby z kolei Probierz decydował o tym, kto ma zostać prezesem PZPN, to Kulesza byłby jego naturalnym wyborem. Ale oczywiście nie po znajomości. Santos postawił na swoim. To miał być sekret. Jeden z baronów PZPN ujawnił kluczowy zapis Trudno również pozostawić bez komentarza niektóre wypowiedzi nowego selekcjonera, na przykład jego prośbę, żeby dać mu trochę czasu, bo musi poznać drużynę. Mówi to pracownik PZPN, niedawny selekcjoner reprezentacji U-21 w momencie, gdy ważą się losy naszego awansu do mistrzostw Europy. Ale jeśli awansować się nie uda, to cała wina spadnie na Fernando Santosa, on nie poniesie żadnych konsekwencji. To ja już wolałbym, żeby to Portugalczyk kończył te eliminacje, bo mimo wszystko w tym rozeznaniu był już krok przed Probierzem. Po raz pierwszy w historii usłyszałem jak trener przekonuje dziennikarzy, że chociaż przykleiła się do niego łatka niezbyt sympatycznego człowieka, to przy bliższym poznaniu jest fajnym facetem. Niezwykłe to było studium osobowości, wręcz taka introspekcja. Może wzorem Jose Mourinho, który nazwał się "The Special One" i co się przyjęły brytyjskie media, Michał Probierz chciałby nazwać się i być określanym podobnie: The Nice One.