Ale chyba rozumiem dlaczego. Jest w języku angielskim takie powiedzenie, które dosłownie przetłumaczymy: nie można porównywać jabłek z pomarańczami. To wyjaśnia istotę problemu. Chodzi po prostu o to, że kibice ze stolicy Katalonii wciąż tęsknią do czasów, w którym główną gwiazdą był Leo Messi. Jest to piłkarz genialny, jeden z najwybitniejszych w historii futbolu, ale pełniący na boisku inną rolę niż Robert Lewandowski. Za najlepszych czasów Pepa Guardioli w klubie z Camp Nou był on piłkarzem, o którym mówiło się "fałszywa dziewiątka". Jak gra Messi wie każdy kibic na świecie, więc nie ma sensu się tutaj rozpisywać na ten temat. Oprócz różnic sportowych, dochodzi jeszcze historia ludzka - Argentyńczyk w zasadzie wychował się w Barcelonie, jest produktem tamtejszej akademii (La Masia). Siłą rzeczy, mimo że nie jest Hiszpanem (czy jak kto woli Katalończykiem), kibice traktowali go jako swojego, utożsamiali się z nim, jak z własnym dzieckiem, oczywiście ze wzajemnością - Messi utożsamiał się z tym klubem. I kiedy Lewy przenosił się do Barcy to wszystkim się wydawało, że będzie następcą Argentyńczyka - zawodnikiem, który podbije serca kibiców i będzie ich zachwycał dryblingami, a jednocześnie strzelał gole. Że będzie dziewiątką prawdziwą i dziewiątką fałszywą - dwa w jednym. Dariusz Dziekanowski: Robert jest maszyną do strzelania goli Wszystkim fanom tego klubu marzy się powrót do czasów świetności, kiedy na boisku rządzili Leo Messi, Andres Iniesta i Xavi. Robert Lewandowski jest częścią projektu na odbudowę potęgi tego klubu oraz drużyny i moim zdaniem spełnia swoje zadanie w pełni. Jest najlepszym napastnikiem, jakiego Barcelona miała od lat. Podkreślę tu kluczowe słowo: NAPASTNIKIEM. Nie można go więc porównywać z Messim. Porównujmy go z Luisem Suarazem, czy wcześniej Samuelem Eto'o, czyli napastnikami, którzy błyszczeli w tym klubie i rozkochali w sobie fanów. Czy Lewy jest od nich gorszy? W pierwszym sezonie od razu został najważniejszym piłkarzem zespołu. A pamiętajmy, że wśród piłkarzy grających na tej pozycji z Barcelony odchodzili niespełnieni inni wybitni: Gary Lineker czy Zlatan Ibrahimović. W ekipie Xaviego potrzebni są klasowi piłkarze na innych pozycjach, którzy dorównają poziomem do naszego napastnika, tak jak kiedyś Messiemu dorównywali Iniesta, Xavi, Puyol czy Pique. O ile pewien niedosyt, jaki mają kibice Barcelony odnośnie Lewego w Hiszpanii jestem w stanie w jakimś małym stopniu zrozumieć - wiadomo, tam rzeczą naturalną jest to, że na boisku liczą się liczby piłkarzy (na przykład strzelane gole) i trofea, ale też musi temu towarzyszyć piękna, porywająca gra. Jednym słowem: musi być show. Robert jest maszyną do strzelania goli, niekoniecznie zachwyca rajdami i zagraniami, które prezentował w Barcelonie Messi. Natomiast nie jestem w stanie pojąć tych, którzy krytykują Lewandowskiego w naszym kraju. Facet we wszystkich klubach z najwyższej klasy rozgrywkowej, do których trafiał, zdobywał kolejne trofea. Jest pierwszym Polakiem, który miał taki wpływ na grę czołowego klubu świata. Wiadomo, jak dla szkolonych w naszym kraju piłkarzy trudnym terenem jest hiszpańska liga. Tam liczy się polot i finezja. A jednak dla niektórych mistrzostwo Hiszpanii i tytuł króla strzelców, to wciąż za mało. Mam na to jedną receptę: proponuję wylać na głowę wiaderko lodowatej wody...