Na kanale, którego właścicielem jest PZPN, opublikowany został filmik. Najbardziej wyraźny i jednocześnie uderzający przekaz jest taki, że na wszystkie błędy, które nasza drużyna popełniła, selekcjoner uczulał naszych piłkarzy. Wychodzi więc na to, że to nie trener jest zły, ale źli są piłkarze. Taki jest powszechny odbiór i rozumiem, że takie były intencje produkcji. Niestety, ten wydźwięk rujnuje jedność, o której tak nas przekonywali wszyscy uczestniczący w tym zgrupowaniu. Można powiedzieć, że zespół jest jednym ciałem, ale takim w szpagacie. Okazuje się bowiem, że w trudnej sytuacji każdy chroni własny tyłek i zaczęło się wskazywanie winnych. W tym wypadku wskazanie jest jednoznaczne - piłkarze nie zrobili tego, czego wymagał od nich trener. Mamy tu jednak pewien niedosyt aby ten przekaz uznać za aksjomat, gdyż w filmie nie zostało pokazane chociażby to, jak rozdzielone zostały zadania na boisku. Tymczasem okazuje, że najgroźniejszego napastnika Słowaków przy tym stałym fragmencie miał kryć Kamil Jóźwiak. Niech każdy sam odpowie sobie na pytanie, czy jest to najlepsza osoba do tego typu zadań. Czy nie bardziej nadawałby się do tego Kamil Glik albo Jan Bednarek? Czy w ekipie Słowacji za krycie Lewandowskiego odpowiadał Ondrej Duda? Nie wiem czy Paulo Sousa jest selekcjonerem i ma do reprezentacji wybierać najbardziej pasujących piłkarzy, czy jego zadaniem jest uczyć naszych piłkarzy futbolu od nowa, od podstaw. Jak na razie okazuje się, że ani w jednym, ani w drugim nie jest skuteczny. I wygląda na to, że on sam wciąż poznaje i uczy się tych piłkarzy, których wybrał. Niestety, często w meczach jest swoimi wyborami zaskoczony. Co innego widzieć kogoś na boisku, co innego patrzeć na statystyki gracza. A jeśli obserwujesz sparingi i treningi, to chyba musisz zauważyć jak prezentuje się Grzegorz Krychowiak. Dlaczego więc stawiasz na niego? Tu dochodzimy do kolejnego problemu. Zobacz nasz codzienny program o Euro - Sprawdź! Dariusz Dziekanowski: Czy przypadkiem nasza kadra nie zamieniła się w towarzystwo wzajemnej adoracji Mam obawy, czy przypadkiem ta wspaniała atmosfera podczas zgrupowania, o której mówili zawodnicy, nie poszła o jeden most za daleko i nasza kadra nie zamieniła się w towarzystwo wzajemnej adoracji. Czy ci teoretycznie wiodący zawodnicy, którzy poczuli się jak pączki w maśle, zbytnio nie nasiąknęli tłuszczem? I nie mówię tu o wadze, a o determinacji, której wyraźnie brakuje im na boisku. Może niektórym zawodnikom przydałaby się dłuższa przerwa od zgrupowań. Może wtedy doceniliby to, że w tej reprezentacji są i z dystansu spojrzeli na to, jakiego poświęcenia oczekują od nich kibice. I nie chodzi o górnolotne wypowiedzi, a czyny. Niestety, na poziomie mentalnym najwyższą porażkę ponosi Paulo Sousa, bo w poniedziałek nie zobaczyliśmy woli zwycięstwa i zaciętej walki - po boisku przechadzały się tłuste kocury. Spójrzmy na Walię, bo tam mamy zupełnie odwrotną sytuację - kluczową postacią jest zawodnik, który od lat nie mógł się odnaleźć w Realu Madryt, a ostatnio w Tottenhamie. W reprezentacji jednak błyszczy. Generalnie Walia pokazuje siłę jako drużyna. Tymczasem nasi piłkarze, którzy dobrze, bardzo dobrze lub świetnie radzą sobie w klubach, w reprezentacji bledną. W efekcie blado wypadamy jako zespół... Po meczu ze Słowacją zaczęła się dyskusja na temat przyszłości naszego selekcjonera. Mimo wszystko uważam, że to jeszcze nie czas na takie rozważania. Poczekajmy do końca turnieju, lub przynajmniej do momentu, aż my zakończymy w nim udział. Choć po tym, co zobaczyłem w poniedziałek, moja wiara w ten zespół jest mocno zachwiana, chciałbym abyśmy do tej dyskusji wrócili jak najpóźniej.