Czesław Michniewicz od pierwszego dnia zapowiadał, że zabiera się ostro do pracy, a nawet przyznał, że tę pracę zaczął jeszcze zanim został oficjalnie zaprezentowany jako nowy selekcjoner Biało-Czerwonych. Były wizyty u piłkarzy w całej niemal Europie, były konsultacje na temat taktyki i oczywiście relacje z tychże spotkań w mediach społecznościowych. A gdy się człowiek wsłuchał lub wczytał uważniej w te wywiady, to mógł odnieść wrażenie, że drużynę narodową objął trener, który jest lepszą wersją Guardioli, Kloppa, Conte i jeszcze kilku najlepszych szkoleniowców świata. Każdy z nich w pocie czoła wypracował jakiś styl, tymczasem w naszym kraju znalazł się geniusz, który łączy nie tylko to, co oni mają najlepszego, ale nawet stał się ich lepszą wersją. Czytaj także: Ukrywana prawda o kontuzji Lewandowskiego! "Dmuchamy na niego" Niestety, piłka ma to do siebie, że możemy sobie teoretyzować, pięknie o niej opowiadać, jakie to świetne mamy pomysły, rozrysowywać najbardziej zawiłe schematy, a i tak wszystko zweryfikuje boisko. Oczywiście, można potem tłumaczyć się, jak robił to Paulo Sousa: mój pomysł był świetny, ale piłkarze nie potrafili go przekuć w czyny na boisku. Natomiast tym, co mnie najbardziej uderzyło w czwartkowy wieczór i co najbardziej obnażyło sposób pracy Czesława, Michniewicza, to pomeczowa wypowiedź Krystiana Bielika. Piłkarz Derby przyznał, że trener zapowiedział mu, iż na pewno w tym meczu zagra, ale też to, że trener nie planował wystawić go na środku obrony, co było dla piłkarza najbardziej zaskakujące. Przytoczę słowa Bielika: "Nie byłem gotowy na to, że wejdę na środek obrony. Nie przewidywałem takiego wydarzenia. Trener zapytał szybko przy linii, czy jestem gotowy, czy dałbym radę. Mówię: czemu nie, jestem gotowy. I tak zdecydował." Przypomnę tylko, że na ławce rezerwowych siedzieli dwaj nominalni środkowi obrońcy: Mateusz Wieteska (którego Michniewicz zna nie gorzej niż Bielika) oraz Marcin Kamiński (który rzekomo był szykowany do występu od pierwszej minuty). O czym to świadczy? Dla mnie jest dowodem, że całe to gadanie o tym, że selekcjoner ma wszystko dopięte na ostatni guzik, że ma gotowe kilka wariantów, dwie różne jedenastki, to tylko zwykły i tani PR. Można by jeszcze zrozumieć, że selekcjoner podjął jedną decyzję po wpływem impulsu, że coś mu podpowiedziała intuicja. Ale jak wytłumaczyć, że nie miał pomysłu jak zastąpić jednego ze słabszych podczas tego meczu piłkarzy, czyli Arkadiusza Recę i trzymał go na boisku cały mecz. Najwyraźniej nie przygotował żadnej alternatywy. Trudno bowiem wytłumaczyć pozostawienie na trybunach zawodników grających na tej pozycji: Mateusza Puchacza, Przemysława Płachetę, Konrada Michalaka, a Patryka Kuna na ławce rezerwowych. Chyba, że chce sprawdzić tych zawodników dopiero na meczu barażowym.... Polska - Szwecja. Czy zagra Robert Lewandowski? Na czym opierać optymizm przed wtorkowym spotkaniem ze Szwecją, po tak mizernym występie w Glasgow? Meczu, w którym Szkoci, uchodzący za topornych technicznie, pokazali nam jak grać kolektywnie? Na pewno nie na geniuszu selekcjonera i jego niezwykłych zdolnościach znajdowania taktyki na ważne mecze. Mamy szanse na awans tylko dlatego, że we wtorek od pierwszej minuty zagra Robert Lewandowski. A jak zagra Lewy, to jest szansa, że będzie w stanie sam stworzyć bramkową akcję i sam ją wykończyć. I żaden trener mu w tym nie przeszkodzi...