Żarty żartami, ale nie mieliśmy w reprezentacji selekcjonera, który - jak to się pięknie mówi w żargonie - "wykręcałby takie liczby". Liczby jeśli chodzi o powołania. Kiedyś, zresztą wcale nie tak dawno, wyróżnieniem dla piłkarza była wiadomość, że w czasie jakiegoś spotkania był obserwowany przez członka sztabu pierwszej reprezentacji. Byli selekcjonerzy, którzy dawali impuls wyróżniającym się zawodnikom (osobiście bądź przez asystentów) dzwoniąc do nich i mówiąc, że znajdują się w kręgu zainteresowania. Obecnie zaś, choć technologia daje coraz większe możliwości, taki telefon, to żadne wyróżnienie. Dziś, jak chce się z jakimś piłkarzem porozmawiać, to się go powołuje, zaś kadra działa trochę jak sanatorium - chcesz podreperować zdrowie (tzn. formę), to zapraszam do nas, postaramy się jakoś pomóc. Dziwne to praktyki, ale trzeba powiedzieć to wprost: pierwsza reprezentacja nie jest już elitą. Nie przekonuje mnie tłumaczenie selekcjonera, że "przecież musi być rywalizacja, FIFA pozwala na trzy powołania więcej na mundial". Zgadzam się, że rywalizacja musi być, ale inaczej ten termin postrzegam. Rywalizacja w drużynie narodowej powinna wyglądać tak, że o miejsce w wyjściowej jedenastce na dany mecz czy turniej walczą piłkarze, którzy mają realne szanse w niej się znaleźć. Tymczasem z 39 powołanych zawodników, obecnie można wymienić co najmniej piętnastu, którzy nie mają szans znaleźć się nawet wśród rezerwowych na ławce. Wiadomo, że zajmą jedynie miejsca na trybunach. Przepraszam bardzo, ale zaczyna mi się zamazywać granica między tą najważniejszą reprezentacją, a drużynami młodzieżowymi. No i te rozmowy, o których opowiada trener Michniewicz. Jedni w tym zlocie upatrują nadziei, inni z kolei mówią selekcjonerowi, że "sorry, ale nie jest to najlepszy moment na przyjazd na kadrę". Takie dywagacje powinny odbywa się na linii piłkarz - agent, a nie piłkarz - selekcjoner. Co ciekawe, trener tłumaczy, że jest kilku piłkarzy, którzy byli na poprzednich zgrupowaniach, ale teraz nie mogą przyjechać, bo na przykład leczą kontuzję. Więc żeby suma jakości się zgadzała, to powołujemy na miejsca takiego pewniaka dwóch słabszych? W sumie nie wiem jak odczytywać tak liczne powołania. Czy mamy aż taki nadmiar i po trzech konkurentów na jedną pozycję (w bramce nawet co najmniej czterech), czy rozmieniamy się na drobne? Rozumiem, że oratorsko utalentowany Czesław Michniewicz jest w stanie podać różne ciekawe argumenty przemawiające za każdym powołaniem (na przykład poprzez powołanie przekonuje Słoninę do tego, żeby wybrał grę w biało-czerwonych barwach, a nie w reprezentacji Stanów Zjednoczonych). Jestem jednak tradycjonalistą i uważam, że do kadry powinno się trafiać przede wszystkim za to, że jest się w wysokiej formie i wyróżnia się w swoim klubie. Inne argumenty (za lub przeciw powołaniu) są oczywiście dopuszczalne, ale jako nieliczne wyjątki. U nas jest odwrotnie - takie wyjątki stanowią większość, a prawdziwym wyjątkiem jest - niestety - dobra forma i regularna gra w klubie.