Na początek spójrzmy na te krytyczne słowa na temat poziomu Ekstraklasy i obecności w niej tak wielu obcokrajowców, którzy pod względem sportowym nie wnoszą zbyt wiele. W mojej ocenie ta opinia nie jest niczym odkrywczym, ani bulwersującym. O dawna ubolewam, że staliśmy się przytułkiem dla trzeciorzędnych piłkarzy, którzy w lepszych ligach albo odbili się od ściany, albo nie mają nawet szans, by spróbować tę ścianę przebić. A że od czasu ściągnięcie jakiegoś Hiszpana czy Portugalczyka okaże się trafione, to bardziej jest to niestety wina niezbyt wysokiego poziomu naszych rozgrywek. We wtorek na Stadionie Narodowym w Warszawie, w finale Pucharu Polski selekcjoner miał okazję obejrzeć dwie czołowe drużyny i dwóch największych gwiazdorów tejże ligi: Iviego Lopeza (Raków) i Josue (Legia). Chyba nikt nie ma wątpliwości, że i jeden i drugi, w tak ważnym meczu, nie wyróżnili się niczym spektakularnym. Przynajmniej dobrze, że bohaterem spotkania został były uczeń warszawskiej akademii, bramkarz Kacper Tobiasz, ale faktem jest, że takich Tobiaszów – jak celnie zauważył Santos - w naszej lidze ze świecą szukać. Nie ma się co bulwersować i obrażać na rzeczywistość. Drugą kwestią, która wzburzyła część środowiska piłkarskiego w naszym kraju, jest opinia Portugalczyka na temat zaplanowanego na czerwiec spotkania towarzyskiego z Niemcami. Fernando Santos uważa, że gdyby to od niego zależało, to powiedziałby temu meczowi stanowcze „nie”. Doskonale rozumiem, dlaczego tak uważa, bardziej zaś zastanawiam się, jak wygląda współpraca i komunikacja na linii szef PZPN – selekcjoner. I dochodzę do wniosku, że wygląda ona bardzo źle. Rozumiem, że Cezary Kulesza zaciera ręce, bo będzie to nie lada gratka dla kibiców. Z drugiej strony – jak to się stało, że decyzja ta zapadła bez konsultacji z trenerem drużyny narodowej? Jak można pominąć selekcjonera przy takich planach. To trochę tak, jakby żona postanowiła wydać w domu przyjęcia, zaprosiła wszystkich gości, a następnie poinformowała o tym męża. I jeszcze kazała mu tę imprezę przygotować, a potem zabawić gości. Można przyjąć, że takie wpadki na poziomie rodzinnym się zdarzają, bo ktoś wychodzi z założenia, że druga strona przyjmie inicjatywę z entuzjazmem. Ale rozmawiamy nie o prywatce w domu sąsiadów, lecz o narodowej reprezentacji, jej selekcjonerze i instytucji za nią odpowiedzialnej, czyli PZPN. Fernando Santos jako doświadczony trener, chciałby po swojemu przygotowywać zespół do eliminacji mistrzostw Europy. Bez wątpienia ma swoją koncepcję jak to robić, ale – jak widać - jest ona zupełnie różna od tej, którą ma prezes Cezary Kulesza. Prezes PZPN ogłaszając oficjalnie wiadomość o najbliższym rywalu biało-czerwonych i dacie konfrontacji, ewidentnie liczył na poklask ze wszystkich stron. Niestety ukłon w stronę kibiców i zapewnienie renomowanego sparingpartnera nie zawsze idzie w parze z profesjonalnym przygotowaniem drużyny do poważnych występów o punkty, które przecież będą miały miejsce kilka dni po meczu z Niemcami. Prezes niewątpliwie chciał dobrze, ale wyszło jak zazwyczaj…