Niestety, ostatnie lata w wykonaniu naszych drużyn sprawiły, że musieliśmy mocno zredukować oczekiwania, więc trzeba doceniać punkt przywieziony z Izraela i patrzeć na przewagę Lecha nad rywalami. Nie możemy jednak zapominać, że mamy tylko jedną drużynę w najniższych z europejskich rozgrywek i jest to wręcz obowiązek, by mistrz Polski wyszedł z grupy. Co cieszy w grze Lecha i generalnie polityce klubu, to fakt, że wyróżniającymi się postaciami zespołu są wychowankowie. I od jakiegoś czasu, a w zasadzie już od kilku lat, zachowana jest w tym pewna ciągłość. Niemal co roku promowani są podopieczni akademii, którzy potem dają klubowi niezły zastrzyk finansowy, abstrahując od tego, czy odnajdują się w nowych, zagranicznych klubach. Pisząc o wychowankach Lecha mam na myśli Michała Skórasia, który prezentował się dobrze nawet w wtedy, gdy drużyna grała słabo i to nie pierwszy raz, na co zwracałem już uwagę kilkakrotnie. Do Skórasia dołącza dziś inny młodzieżowiec - Filip Szymczak. Miejmy nadzieję, że to czwartkowe trafienie - pierwsze w europejskich pucharach i w ogóle w tym sezonie - będzie w jego karierze małym przełomem. Trzymam kciuki za to, żeby 20-latek miał okazję pokazać się na tej najmniejszej, ale jednak europejskiej scenie również wiosną. Lewy zawodzi najmniej Wygląda na to, że wiosną tylko o jedno piętro wyżej w hierarchii europejskich rozgrywek będzie występować Barcelona. Oczywiście będzie to ogromne rozczarowanie dla Roberta Lewandowskiego i jego kolegów, ale chyba każdy się zgodzi, że Lewy w tej całej sytuacji jest zawodnikiem, który zawodzi najmniej. Po remisie z Interem złość trenera i kibiców została skierowana w stronę katalońskich weteranów, czyli Gerarda Pique, Sergio Bustquetsa oraz Jordiego Alby. Niestety, występy Barcy w fazie grupowej rozgrywek Champions League są potwierdzeniem reguły: bez dobrej organizacji gry w defensywie, bez piłkarzy z linii obrony, którzy będą stanowić mocne filary drużyny (jeśli chodzi o grę, a nie zasługi) na najwyższym poziomie oznacza to porażkę. Taka drużyna, jak Barca, nie może sobie pozwolić, by strzelając trzy gole schodziła z boiska bez kompletu punktów. Z ubolewaniem trzeba stwierdzić, że analogiczną sytuację, tuż przed mistrzostwami świat, mamy w reprezentacji Polski. Jest kilku ofensywnych piłkarzy, którzy prezentują wysoki poziom, ale z tyłu nie wygląda to obiecująco... Co do Roberta, trzeba powiedzieć, że w krótkim czasie przeszedł w Hiszpanii niezwykle długą drogę. Zaczęło się od pytań, czy taki klub, jak Barcelona, czyli uznawany za absolutną światową czołówkę, to nie za wysokie progi, nie za duże buty? Czy odnajdzie się w innym (bardziej spontanicznym) stylu futbolu niż niemiecki? Wiadomo, że Robert miał być ważną częścią projektu odbudowy świetności ekipy ze stolicy Katalonii, ale dziś można zadać to samo pytanie: czy Lewandowski pasuje do Barcelony? Tyle, że dziś to pytanie ma inną wymowę. Dziś nie pytamy "czy Lewandowski nadąża za grą Barcelony?", ale "czy Barcelona nadąża za Lewandowskim?" I na dziś - niestety- odpowiedź brzmi, że w tym sezonie Barca okazuje się dla Roberta zbyt ciasnymi butami.