Żaden z prowadzonych przez niego zespołów nie grał atrakcyjnie. W przypadku reprezentacji i meczu z Meksykiem schemat się powtarza. A nawet w tym wypadku udało mu się zrobić coś jeszcze innego: wody w wino nie zamienił, ale już całkiem przyzwoite wino w wodę, to i owszem. Od początku zgrupowania przed tym mundialem selekcjoner przekonuje kibiców, żeby nie nastawiali się na atrakcyjną grę. Sugeruje, że na płynną grę nas po prostu nie stać. Kiedy w podobnym tonie zaczęli wypowiadać się piłkarze, najpierw pomyślałem, że to po prostu tylko taka retoryka, która ma pomóc poradzić sobie z presją gry w tak wielkim turnieju. Wojciech Szczęsny przekonywał, że po meczu z Argentyną już dziś możemy sobie dopisać zero punktów. Ale teraz, po kolejnych wypowiedziach, choćby tej najnowszej naszego bramkarza ("Grając od tyłu robimy sobie więcej krzywdy niż dobrego") dochodzę do wniosku, że to nie tylko medialna strategia, ale piłkarze najwyraźniej sami uwierzyli w te słowa. I przy takiej narracji selekcjonera nawet Robert Lewandowski zapomina jak skutecznie wykonywać rzuty karne, co dotychczas wydawało się nieprawdopodobne. A jednak w meczu kadry Lewy zmienia sposób wykonywania jedenastki i bramkarz Meksyku broni jego strzał... Jesteśmy już po pierwszej kolejce meczów grupowych, więc też możemy spojrzeć na mecz z Meksykiem przez pryzmat gry innych zespołów. Jak do tej pory nasz wtorkowy mecz jest zdecydowanie najnudniejszym spotkaniem turnieju. Meczem, w którym było najmniej piłkarskiej jakości. Nawet Australijczycy w przegranym 1:4 meczu z Francją zostawili po sobie lepsze wrażenie. Najlepszymi naszymi zawodnikami wtorkowego starcia okazali się bramkarz i boczny obrońca Bartosz Bereszyński, który uwijał się jak w ukropie, żeby przerywać akcje rywali. Dużo działo się z jego strony, ale też Meksyk wcale nie okazał się jakimś wyjątkowo wymagającym rywalem. Po ostrożnej pierwszej połowie trzeba było pokusić się o to, by spróbować śmielej zaatakować. Ale niestety - jak zaczęliśmy ten mecz na ręcznym hamulcu, tak konsekwentnie jechaliśmy w ten sposób do ostatniego gwizdka, aż się z tego hamulca dymiło. Przed turniejem wszyscy wiedzieli o tym, że pewne obawy może budzić nasza gra defensywna, w przeciwieństwie do siły ofensywnej, gdzie jakości zdecydowanie nie brakuje. Z ubolewaniem trzeba stwierdzić, że tę jakość, którą mają Lewandowski, Piotr Zieliński, Sebastian Szymański, Matty Cash, Nicola Zalewski czy Jakub Kamiński widzimy tylko wtedy, gdy oglądamy ich w meczach klubowych. W reprezentacji z dobrego wina, którego rocznik mógłby być kultowy i wspominany przez koneserów, stają się wodą jedynie lekko zabarwioną na czerwono. Chyba nie tego oczekiwaliśmy, że nagle dziesięciu, a często nawet jedenastu naszych zawodników skupi się na przeszkadzaniu rywalom. Że wyjście z piłką na połowę rywala nagle wzbudzać będzie w naszych zawodnikach strach, jakby nagle znajdowali się nad jakąś przepaścią i jeden krok do przodu może okazać się tragiczny w skutkach. W sobotę mecz z Arabią Saudyjską, którą pokonała Argentynę. Może Czesław Michniewicz nie powinien w ogóle pojawiać się w szatni - ani przed tym spotkaniem, ani w przerwie. Niech piłkarze sami ze sobą porozmawiają i ustalą jak grać. Bo parafrazując słowa Wojtka Szczęsnego, jego motywacyjne sztuczki i przemowy robią drużynie więcej krzywdy niż dobrego. I najlepiej niech odzywają się tylko ci, którzy mają do powiedzenia coś innego niż to, że nie potrafimy grać w piłkę. Bo potrafimy!