Ostatnio, w czasie świąt usłyszałem takie pytanie: co najbardziej utkwiło ci w pamięci z wydarzeń piłkarskich w 2020 roku? Pierwsza myśl: pandemia, która doprowadziła do chaosu i zmusiła drużyny do gry bez kibiców, do zmiany formatu i przede wszystkim terminów niektórych rozgrywek. Z dnia na dzień trzeba było przyzwyczajać się do nowych okoliczności. Pamiętamy panikę, jaka zapanowała w klubach, gdy okazało się, że mogą one zostać pozbawione dużej części dochodów. Trzeba było więc szukać oszczędności i wypracowywać kompromisy. Ogólny wniosek jest taki, że w klubie, jest jak w małżeństwie - jeśli mamy do czynienia z kochającą się rodziną, to dużo łatwiej poradzić sobie z problemami, kryzysami. Jeśli coś nie gra, pierwsza przeszkoda może doprowadzić do jego rozpadu. Negocjacje na linii szefowie - trenerzy i piłkarze szły łatwiej, gdy wcześniej strony grały ze sobą fair , gdy relacje były oparte na wzajemnym szacunku, uczciwości, transparentności. Ten czas zmusił wszystkich by nie brać tego, co jest nam dane za pewnik. Jeśli ktoś zarabia dobre pieniądze, to powinien zdać sobie sprawę, że nie będzie to trwało wiecznie. Kluby, które żyły ponad stan, płacąc piłkarzom więcej, niż było je na to stać, musiały szybko zweryfikować swoje działania. Generalnie łatwiej było przejść (i wciąż przechodzić) ten trudny czas tym, którzy mają solidne fundamenty. Celowo nie wymieniam tutaj nazw klubów, ale każdy, kto śledził doniesienia prasowe, może wpisać odpowiednie nazwy do odpowiedniej rubryki. Generalnie trzeba cieszyć się przede wszystkim tym, że żadne z piłkarskich małżeństw się nie rozpadło. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Od strony sportowej, na graniu bez publiczności najbardziej cierpią ci, którzy mają najwięcej do zaoferowania kibicom - ci, którzy preferują atrakcyjny futbol, dla których kibice są dodatkowym bodźcem, żeby pokazać więcej. Mam jednak wrażenie, że w naszej lidze jest dość pokaźne grono zawodników, którzy bez publiczności nie mieli oporów, by zaprezentować bogatą paletę nieudolności bez żadnych konsekwencji, czyli bez konieczności wysłuchania krytycznych uwag (żeby nie powiedzieć obelg) i gwizdów z trybun. Pandemia zaburzyła też zwyczajowy kalendarz przygotowań. Dla wielu kilkutygodniowa przerwa była i wciąż jest wytłumaczeniem, a nawet alibi, jeśli chodzi o spadek formy. To alibi wytrącił wszystkim Robert Lewandowski, który w tym trudnym roku osiągnął najwięcej w swojej piłkarskiej karierze - zdobył wszystkie trofea zarówno drużynowe, jak i indywidualne. Ukoronowaniem tych osiągnięć był przyznany niedawno tytuł Najlepszego Piłkarza w plebiscycie FIFA. I to też jest lekcją dla wszystkich piłkarzy - zawodowstwo oznacza, że trzeba adaptować się do nowych warunków. Jako zawodowiec wchodzisz w świat, gdzie piłkarz musi sam zrozumieć swój organizm i dać od siebie dużo więcej, niż tylko pracę w wyznaczonych przez sztab trenerski godzinach treningów. Przez pewien czas piłkarze byli zdani przede wszystkim na siebie, sztaby przygotowały im plany pracy zdalnej. To też był test determinacji, uczciwości i solidności zawodników. Przykład "Lewego" pokazał, że jeśli masz solidne fundamenty, jeśli prowadzisz się wzorowo i dajesz od siebie znacznie więcej poza umownymi godzinami pracy, to tego typu przerwy nie wpływają na twoją formę. U nas, w polskich klubach, wciąż jest problem z tym, że piłkarze nie potrafią sami dbać o siebie, nie chcą robić tego dodatkowego kroku. A szkoda. Zdrowe relacje w klubach oraz samoświadomość - to są dla mnie najważniejsze piłkarskie lekcje z roku 2020. Mam nadzieję, że wszyscy z tych i innych lekcji wyciągniemy odpowiednie wnioski i rok 2021 będzie mniej zaskakujący. Tego życzę nam wszystkim. Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!