Generalnie poziom meczu nie zachwycił, było to raczej przeciętne widowisko, nie był to pokaz wielkiej piłki. Obie drużyny często próbowały rozgrywać akcję krótkimi podaniami zaczynając od bramkarza, ale te próby zazwyczaj kończyły się stratą piłki. To świadczy o niezbyt wysokiej jakości. Po starciu najlepszych polskich drużyn ubiegłego sezonu trzeba oczekiwać nieco więcej. Każdy szkoleniowiec chce odciąć się od pępowiny W dwóch pierwszych oficjalnych spotkaniach w nowym sezonie, czyli pierwszym eliminacyjnym do Ligi Mistrzów meczu z Florą Tallinn i drugim z Legią, Raków grał tak, jakby chciał już zacząć odcinać kupony od sukcesu, jakim było zdobycie mistrzostwa Polski. Piłkarze zgubili gdzieś ten pęd na bramkę, który mieli za kadencji Marka Papszuna. Na szczęście nowy szkoleniowiec reaguje na to, co się dzieje na boisku. W drugiej połowie pierwszego meczu z Florą było już nieco lepiej, a do drugiego spotkania rewanżowego w stolicy Estonii trudno mieć jakieś poważne zastrzeżenia. Był to zdecydowanie najlepszy z tych trzech występów. Ekipa mistrza Polski była wreszcie pobudzona, grała z większą determinacją. Flora co prawda zostawiła rywalom więcej miejsca, bo przecież musiała gonić wynik z Częstochowy, ale Raków nie zostawił złudzeń. Kluczowi piłkarze Rakowa, czyli Zoran Arsenić, Fran Tudor czy Ben Lederman prezentowali poziom, do którego przyzwyczaili w ubiegłym sezonie. Oby była to zapowiedź tego, co czeka tę drużynę w przyszłości. Czy można już mówić o jakiejś pieczęci Szwargi? Na razie nie nic takiego charakterystycznego nie widzę. On sam określa ten styl jako budowanie akcji krótkimi podaniami, co w ten sposób prowokuje rywala do wyjścia wyżej. Na razie nie ma zbytniej płynności w grze, ale miejmy nadzieję, że to kwestia czasu i jest to dopiero początek sezonu. Niestety nowy szkoleniowiec musi pogodzić się z tym, że będzie porównywany do swojego poprzednika na tym stanowisku, Marka Papszuna, gdyż w skali Częstochowy i naszej ekstraklasy, to do czego doszedł Marek Papszun można przyrównać do osiągnięć Fergusona w lidze angielskiej. Każdy szkoleniowiec, ten pierwszy, chce pracować na własne nazwisko, w jakiś sposób jak najszybciej odciąć się od pępowiny. Dlatego też nie wiem czy opowiadanie o długich rozmowach z poprzednikiem (taka - jak przyznał Szwarga - odbyła się po pierwszym meczu eliminacji LM) to dobry pomysł. Obaj panowie prowadzili takie rozmowy, gdy współpracowali ze sobą w Rakowie, teraz dla Szwargi jest pora, żeby analizować i podejmować decyzje już samemu. Powiedziałbym, że nawet już nie wypada przyznawać się do takich rozmów. Nazwisko Papszuna będzie i tak Szwardze ciążyło jeszcze przez jakiś czas. Od niego zależy, czy będzie to czas dłuższy, czy krótszy....