Od dłuższego czasu jestem pełen podziwu odnośnie do kierunku, w którym przez ostatnie lata poszły dwie dyscypliny sportu. Po pierwsze i najbardziej oczywiste, to tenis. Ma się rozumieć, że przyczyniły się do tego sukcesy Igi Świątek, która rozpoczyna kolejny sezon jako obrończyni pozycji numer 1. Do Igi zbliża się przesympatyczny Hubert Hurkacz. Mam nadzieję, że przed obojgiem jeszcze wiele sezonów na topie światowego tenisa. Zarówno Iga, jak i Hubert z racji sportowych obowiązków (występów w United Cup w Sydney) nie mogli zjawić się na sobotniej Gali. Po drugie - nie bez powodu tak liczną reprezentację mieli nasi siatkarze. Nie po raz pierwszy chwalę przedstawicieli tej dyscypliny, ale po tym, co widziałem w sobotni wieczór mój szacunek jest wręcz ogromny. Fantastyczne wyniki reprezentacji i klubów, to jedna strona medalu. Druga? Powiem obrazowo, że ci zawodnicy, skacząc tak wysoko nad siatką jednocześnie twardo stąpają po ziemi, nie dali się odkleić od rzeczywistości. Z niezwykłą przyjemnością i zazdrością (ale taką pozytywną) zerkałem na stoliki zajmowane przez przedstawicieli tej dyscypliny i czułem jak serce rośnie, że mamy tak wspaniałych i tak kulturalnych sportowców. Jeden rzut oka w ich stronę, to jak ze sobą rozmawiają, jak razem idą na scenę, jak się o sobie wyrażają świadczy o jednym: to bardzo zgrana i sympatyczna paczka. Nie mogę nie wspomnieć o scenicznych występach. Przez całą galę środowisko siatkarskie godnie reprezentował (zresztą nie po raz pierwszy) Łukasz Kadziewicz. W sobotę robił to w roli jednego z prowadzących bo po karierze świetnie odnalazł się jako dziennikarz. Ale show skradł tego dnia jego młodszy kolega, Aleksander Śliwka. Swoboda, elegancja i kultura, jakimi tryskał na scenie mogły wprawić w zdumienie wszystkich, którzy nie znają go z tej strony. Być może moje wrażenie jest spotęgowane tym, że niestety, w totalnie przeciwną stronę powędrowała piłka nożna, ale to temat na inną rozprawę. Polscy sportowcy zachwycili podczas Gali Mistrzów Sportu Komentując wyniki tego jakże szanowanego Plebiscytu często podkreślam i staram się studzić złe emocje z nim związane. Uważam, że dla sportowców jest to moment, który jest dodatkową nagrodą za rok pracy i sukcesów osiąganych na różnych arenach sportowych. Organizatorzy i uczestnicy często mówią o tej imprezie, jako "święcie polskiego sportu". Jest to okazja do fetowania radości, ale też okazania respektu rywalom. Dlatego warto zapamiętać słowa Aleksandra Śliwki na temat trzeciego miejsca. Zapytany czy nie jest rozczarowany, że nie znalazł się wyżej, że przegrał z Bartoszem Zmarzlikiem i Igą Świątek, stwierdził rozbrajająco: "Oni są legendami polskiego sportu. Ja znalazłem się tutaj pierwszy raz i zostanę skromnym sportowcem". Tego typu wypowiedzi i postawa, to jeden z głównych powodów, dla których siatkarze rozkochali w sobie kibiców. Bo - co lubię podkreślać - Plebiscyt jest okazją, w której trzeba umieć z dumą odbierać nagrody, ale także godnie przyjmować wybory kibiców. Zachowanie i przemowa Aleksandra Śliwki sprawiły, że po sobotniej imprezie uważam go nie tylko za jednego z trzech zwycięzców Plebiscytu, a wręcz nadałbym mu tytuł Man of the Gala.