Sezon zasadniczy we Francji był bardzo wyrównany, ale to właśnie zespół Cinkrofa zakończył go na pierwszej pozycji, a potem w świetnym stylu zwyciężył w play-offach bardzo mocno obsadzonej ligi francuskiej. Żeby tego dokonać dwa razy ograł "polskie" Misfits Premier - najpierw w dogrywce podczas fazy zasadniczej, a potem w wielkim finale rozgrywek. To były w większości bardzo wyrównane mapy, ale wynik 3-0 to i tak pokaz siły formacji przed EU Masters. Dzięki temu też w końcu, po dłuższej nieobecności, na europejskiej scenie zobaczymy Cinkrofa. Polski dżungler po odejściu z Origen przez długi czas nie miał szczęścia. Nie powiodło mu się ani w tureckim Dark Passage, z którym nie udało się awansować na mistrzostwa świata, ani w Movistar Riders, gdzie dzielił miejsce w składzie z węgierskim dżunglerem Bluerzorem aż w końcu całkiem przegrał tę rywalizację. Ciężko pełnym sukcesem nazwać też powrót do Polski, bo o ile w Pompa Teamie czy w devils.one był centralną postacią i regularnie rywalizował o triumf w najważniejszych turniejach, to jednak zwykle kończył zmagania na najgorszym dla sportowca drugim miejscu. Potem z kolei kompletną klapą okazał się epizod w niemieckim EURONICS, choć i tam, pomimo rozczarowujących wyników drużyny, Cinkrof był chwalony za swoją grę. Zresztą słusznie, bo w dużej mierze to właśnie dzięki niemu drużyna dwa razy do końca biła się o awans do play-offów naszpikowanej silnymi drużynami ligi. Przyszedł przełom Przed tym sezonem nadszedł więc czas na spróbowanie czegoś nowego. Doświadczony leśnik zdecydował się przyjąć ciekawą ofertę z Francji, gdzie tym razem przeniosła się najbardziej zacięta rywalizacja wśród lig regionalnych. I to okazało się strzałem w dziesiątkę. "Mam w drużynie samych świetnych graczy. Dawno nie miałem aż tylu dobrych zawodników wokół siebie. Wszyscy są mega uzdolnieni mechanicznie, no może poza mną - śmieje się dżungler Karmine Corpu. I choć w tej ostatniej kwestii raczej ciężko byłoby się z nim zgodzić, to reszcie jak najbardziej trzeba przytaknąć. Wydaje się, że duży wpływ na to, jak funkcjonuje zespół ma przede wszystkim Targamas. Belgijski wspierający w 2018 roku był wschodzącą gwiazdą europejskiej sceny i kiedy dołączył do występującego w LEC Giants, wydawało się, że powoli rośnie nam kolejna wielka gwiazda. Jego przygoda w najważniejszych rozgrywkach potrwała jednak zaskakująco krótko, a w rok później Belg zaskoczył wszystkich, kiedy zdecydował się na przerwanie kariery, chcąc najpierw ukończyć studia. Nie tak dawno wrócił do rywalizacji i po trudnych początkach, ostatnio znów wygrywa wszystko, co jest do wygrania poza LEC. Triumf we Francji w tym splicie był jego drugim z rzędu, bo w ubiegłej edycji też zwyciężył, tyle, że w barwach... Misfits Premier. Teraz na pewno ostrzy sobie zęby na wygraną w EU Masters, która może być dla niego ostatnim krokiem przed powrotem do elity. Również midlaner Saken miał już okazję występować w LEC. Co prawda awaryjnie, ale zważywszy na okoliczności, prezentował się tam całkiem solidnie. Włodarze Teamu Vitality nie byli jednak całkiem przekonani i Francuz znów wrócił do rywalizacji na francuskiej scenie, gdzie od dłuższego czasu robi naprawdę dobre wrażenie. Również EU Masters to dla graczy Karmine Corpu nie pierwszyzna i chyba jedynym mniej rozpoznawalnym ogniwem jest toplaner Adam, który do tej pory grał głównie w drugiej lidze francuskiej. Jednak trzeba przyznać, że na przestrzeni splitu także francuski zawodnik zrobił spory progres. "To fakt, Adam jest trochę niedoświadczony, ale zawsze staramy się mu pomagać grze jak tylko możemy i myślę, że póki co wychodzi to całkiem dobrze" - mówi Cinkrof. Do tego dochodzi jeszcze strzelec xMatty, który do tej pory sukcesy osiągał przede wszystkim w rodzimej Wielkiej Brytanii. Zresztą w fazie grupowej Brytyjczyka czeka nostalgiczny pojedynek. Najgroźniejszymi rywalami francuskiej ekipy wydają się być bowiem zawodnicy brytyjskiego BT Excel, czyli drużyny, z którą xMatty rywalizował przed dobre kilka ostatnich splitów NLC. No i w którym znów gra jego wielki rywal Deadly, czyli na ten moment ten bardziej utytułowany brytyjski strzelec. A to nie wszystko. W zespole z ligi brytyjsko-nordyckiego możemy znaleźć też toplanera Orome, który jeszcze niedawno z powodzeniem rywalizował w LEC, czy utalentowanego dżunglera Markoona, któremu wieszczy się rychły angaż w tych rozgrywkach. To pokazuje, że BT Excel to na pewno nie będzie łatwy rywal. Cios może nadejść z każdej strony Niebezpieczna może być również druga drużyna z hiszpańskiego LVP, Cream Real Betis. Co ciekawe, przed splitem wydawało się, że w tym zespole zobaczymy trzech Polaków: Kackosa, Zwyroo i Pyrkę, którzy wystąpili w barwach formacji podczas Iberian Cupa. Szybko jednak okazało się, że cała trójka podpisała kontrakty tylko na ten turniej i potem wszyscy rozeszli się w swoje strony, a hiszpańska drużyna skompletowała zupełnie inny skład. Przeżywające kryzys LVP w poszukiwaniu nowych graczy coraz częściej spogląda w kierunku Grecji i Bałkanów i właśnie stamtąd do Betisu ściągnięci zostali bułgarski dżungler LeBron, szwedzki strzelec Namex i rumuński support WhiteInn. Tę trójkę uzupełniło dwóch przyzwoitych Hiszpanów w postaci Rubio i Miniduka. Ten ostatni bardzo dawno temu został okrzyknięty następcą Ocelote’a, ale nigdy nie zrobił kariery na miarę oczekiwań. Raz wygrał rozgrywki w Hiszpanii, a potem jego kariera zaczęła zaliczać zjazd po równi pochyłej. Teraz trochę o sobie przypomniał, bo trzeba przyznać, że zwycięstwo Betisu z G2 Arctic w play-offach było sporym zaskoczeniem. Jak i sam awans formacji na European Masters, który był tego następstwem. No i jest też FC Schalke 04. Niemiecka ekipa naprawdę słabo zaprezentowała się w fazie play-in i w dużej mierze szczęściu może zawdzięczać fakt, że nadal oglądamy ją w turnieju. Potencjał drzemiący w tym zespole jest jednak spory. Warto zwrócić uwagę chociażby na francuskiego midlanera Nuclearinta, serbskiego toplanera Yoppę czy niemiecko-tureckiego supporta Toleranta. To sprawia, że w grupie D może zadziać się jeszcze sporo szalonych rzeczy. "Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to, kogo mamy w grupie" - mówi jednak Cinkrof. "Każdy z naszej drużyny chce wygrać EU Masters, a do tego musimy pokonać wszystkie pozostałe drużyny, także nie ma znaczenia, z kim zagramy w fazie grupowej. Wiadomo, losowanie jest ciężkie, ale nie ma co zastanawiać się nad przeciwnikami. W tym roku chciałbym skupić się na sobie i swojej drużynie" - zaznacza. I wiele wskazuje, że to słuszne podejście. Wydaje się, że to właśnie ten split, kiedy wszystko znów zaczyna układać się dla polskiego dżunglera w jedną całość, a za dobrą grą przychodzą wyniki. A może nawet puchar? Całkiem możliwe, najpierw jednak trzeba rozprawić się z grupowymi rywalami. Rafał "RaFeL" Fiodorow