Droga do LEC Rafał "RaFeL" Fiodorow: Twoja droga do LEC nie była tak krótka, jak mogłoby się niektórym wydawać. Krok po kroku stawałeś się zawodnikiem, który obecnie rywalizuje o wygraną w LEC, ale też bardzo szybko po raz pierwszy zagrałeś za granicą. Zostałeś graczem włoskiego QLASH Academy jeszcze zanim na dobre zaznaczyłeś swoją obecność na polskiej scenie. To była dobra decyzja, żeby szybko spróbować sił poza Polską? Adrian "Trymbi" Trybus, support Rogue: Szczerze mówiąc, wtedy nie myślałem jeszcze o tym, żeby grać profesjonalnie. To były czasy, w których grałem na 20-FPS-owym laptopie i to był dla mnie dość duży problem, dlatego ciężko mi było to w ogóle rozważać. Oczywiście miałem gdzieś z tyłu głowy, że może jest taka szansa, ale wiedziałem też, że na polskiej scenie nie będę miał w tamtym czasie za bardzo możliwości zagrać. Dołączając do QLASH, myślałem więc bardziej o tym, żeby sprawdzić, czy faktycznie jest sens to rozważać. Nie wyszło idealnie, nie dostaliśmy się wtedy do włoskiej ligi, ale fajnie było spróbować i zobaczyć, jak to jest. Musiałeś też odnaleźć się w nowym środowisku, w drużynie, która komunikowała się po angielsku. To chyba zawsze ważne doświadczenie w kontekście międzynarodowej kariery. Tak, to też był taki sprawdzian po tym względem. Właśnie wtedy zacząłem bardziej skupiać się na angielskim, bo to była moja ostatnia klasa liceum i wiedziałem, że jednak pasowałoby się trochę przyłożyć. Ta przygoda w QLASH w ogóle była fajnym sprawdzeniem siebie i na pewno mi pomogła. Potem jednak wróciłeś do kraju i w barwach PRIDE staliście się objawieniem rozgrywek Ultraligi. To był bardzo ciekawy skład jak na polskie warunki: Konektiv, Rybson, którzy dołączyli potem do IHG, Rektiv, Defles i ty. Jak wspominasz ten okres? PRIDE to były te czasy, w których w końcu mogłem grać na normalnym sprzęcie. To było swego rodzaju błogosławieństwo, bo w końcu nie musiałem myśleć o tym, jak dużo jest rzeczy, na które nie mam wpływu i mogłem zacząć sprawdzać się jako gracz. Na początku te czasy były dość specyficzne, bo bardzo ciężko było mi się dostosować do grania pięciu scrimów dziennie. Chodziłem wtedy jeszcze do trzeciej klasy liceum, więc wracałem około 15 i po powrocie od razu musiałem siadać do scrimów, a potem jeszcze grindować SoloQ, żeby czuć się komfortowo z tym, jak gram. W dodatku dzieliłem wtedy komputer z bratem, więc było na tym tle trochę konfliktów związanych z tym, że przesiaduję zbyt długo (śmiech) No i też może nie miałem wtedy zbyt wielu problemów w szkole, ale były sytuacje, kiedy nie miałem nawet czasu albo chęci zrobić zadań domowych, bo taki tryb życia dzień w dzień był naprawdę wyczerpujący. Byłem w klasie maturalnej, a jednak zamiast robić 200 zadań z matematyki, bo byłem na rozszerzeniu, to robiłem może ze 20, kiedy dojeżdżałem do gaming house’u, a tam już tylko grałem. To były fajne czasy, miło je wspominam. Trochę szkoda, że nie dostaliśmy się wtedy dalej w play-offach Ultraligi, ale z drugiej strony dzięki temu mogłem się skupić na maturze. Miałem wtedy półtora czy dwa tygodnie, żeby skupić się tylko na tym, więc to było jak dla mnie sporo czasu. I jak ci poszła wtedy ta matura? Żałujesz, że nie przygotowywałeś się więcej? Nieee... Wydaje mi się, że możliwość robienia tego, co kocham, bardzo mi pomogła. Dzięki temu nie musiałem się aż tak skupiać na maturze i mogłem myśleć o czymś innym. Trochę żałuję może tego, że nie mogłem być na wszystkich kółkach, jakie miałem, bo chodziłem do liceum, w którym do matury przywiązywało się dość dużą wagę i miałem naprawdę bardzo dobrych nauczycieli. Dlatego mogłem chodzić na zajęcia dodatkowe, które bardzo pomagały, ale niestety przez scrimy nie mogłem być na wszystkich i to trochę się rozlewało. Pomimo to poszło mi chyba całkiem nieźle. Z tego, co pamiętam, miałem 98% z matematyki podstawowej, a z rozszerzonej trzydzieści kilka, więc, pomimo że się na niej tak bardzo nie skupiałem, to wyszło całkiem ok. Z polskiego poszło mi chyba najgorzej, ale to dlatego, że w tamtym roku matura była dość ciężka pod względem zarówno rozprawki, jak i samych pytań otwartych. Bardzo lubiłem sam przedmiot, chociaż w trzeciej klasie nie przykładałem do niego chyba takiej uwagi, jaką powinienem. Jednak moja wychowawczyni była nauczycielką polskiego, więc sprawiła, że bardzo chętnie czytałem wszystkie lektury i coś tam jeszcze z niektórych pamiętam. Co ja jeszcze miałem... Ach, angielski. Z niego też udało mi się zdobyć dziewięćdziesiąt kilka procent. Rozszerzony chyba trochę zepsułem, ale miałem z niego jakieś 90%. Także, mimo że nie miałem zbyt wiele opcji do nauki, to chyba wyszło całkiem nieźle. Potem, wiesz, i tak nie wykorzystałem tych procentów. No myślę, że poszło ci naprawdę dobrze, zwłaszcza że to był dla ciebie ważny czas z perspektywy kariery e-sportowej i, tak jak mówisz, miałeś ograniczone możliwości nauki. A gra w PRIDE ostatecznie doprowadziła cię tu, gdzie teraz jesteś. Tak, na pewno jestem bardzo zadowolony z tego okresu. Nie wydaje mi się, żebym za bardzo olewał szkołę. Starałem się trzymać balans, co dość mocno mi pomogło. A jak to było w samym PRIDE? Jest to organizacja, która ma jednak dość kiepską renomę na polskiej scenie, uważasz, że zasłużenie czy nie do końca? Każdy, kto nie pracował w PRIDE jako gracz, mówi, że było źle i tak dalej, ale według mnie było całkiem przyjemnie. Wydaje mi się też, że większość graczy, którzy występowali w PRIDE i mieli u boku takiego szefa jak Piotr Lipski, stwierdziłaby podobnie. Ja osobiście nie powiedziałbym, żeby były w organizacji jakiekolwiek problemy. Oczywiście jeśli chodzi o płacę, można mówić, że gracze pracowali za grosze, ale z drugiej strony PRIDE w tamtym momencie dawało ludziom możliwość zagrania w Ultralidze. W dodatku Piotr Lipski robił wiele, żebyśmy czuli się dobrze w drużynie i żeby to wyglądało profesjonalnie. Dużo się też ostatnio mówiło o tym, że gracze w ogóle nie dostawali pieniędzy, ale wydaje mi się, że to nieprawda. Z tego, co wiem, po naszej erze w PRIDE naprawdę pojawiały się drużyny, którym były płacone przyzwoite pieniądze, jedne z lepszych w Ultralidze. Mi PRIDE bardzo pomogło, bo tak naprawdę gdybym nie miał możliwość grania na dobrym sprzęcie, to nie wiem czy dalej bym grał w League of Legends i próbował swoich sił profesjonalnie. Na szczęście jednak, dzięki PRIDE i dobrym występom w tym zespole, wciąż znajdowałeś na e-sportowej scenie. Kontynuując trochę wędrówkę twoim szlakiem, po tym splicie przenosiłeś się do Hiszpanii, do G2 Heretics. Pomimo że robiłeś wtedy naprawdę dobre wrażenie jako zawodnik, to jednak było to duże zaskoczenie, że sięgnęła po ciebie akademia zespołu z LEC. Tak, to prawda. Sam nie myślałem, że do tego dojdzie. Grałem wtedy dobrze w Ultralidze, ale nie spodziewałem się, że dostanę tego typu ofertę. Patrząc z perspektywy czasu, to ważnym powodem była rekomendacja od dwóch graczy - Mystiquesa i Kasztelana. To wydarzyło się na takiej zasadzie, że Sharkz, ówczesny trener G2 Heretics, pytał swoich byłych zawodników, komu warto dać szansę, a oni wskazali mnie. Dzięki temu dostałem okazję wystąpić w try-outach i na nich ponoć pokazałem się najlepiej, więc myślę, że również dzięki temu, miałem przyjemność tam zagrać. Dość nieoczekiwanie dostaliście się wtedy do play-offów hiszpańskich rozgrywek i prawie awansowaliście na EU Masters. Tak, ostatecznie w play-offach przegraliśmy wtedy 2-3 na Origen i dlatego nie udało nam się dostać na EU Masters. To na pewno była dobra seria i na pewno trochę szkoda, że nie udało się wtedy awansować. Myślę jednak, że byłem wtedy jedną z tych osób, dzięki którym to w ogóle było możliwe, więc fajnie było być w tamtym miejscu, w tamtym momencie. Z mojej perspektywy to taki dość przełomowy moment, bo już wtedy widać było, że zrobisz dużą karierę jako zawodnik, nie tylko ze względu na umiejętności mechaniczne, ale też podejście i skalę rozwoju. Potem jednak nadchodzą problemy, bo przechodzisz z jednej akademii drużyny z LEC do innej i tam idzie wam bardzo kiepsko, kończycie rywalizację na ostatniej pozycji w niemieckiej lidze... To na pewno był najtrudniejszy moment w mojej karierze. Sam fakt, że skończyliśmy na takim miejscu i nie powalczyliśmy nawet o play-offy, był dość zaskakujący. To był czas, w którym każdemu z nas przychodziło do głowy wiele wątpliwości, ale mi w szczególności. Nie jest łatwo przyjąć do świadomości fakt, że najpierw chcesz walczyć o topkę, a potem kończysz na ostatnim miejscu. Ciężko mi jakkolwiek walczyć z opinią, że byliśmy wtedy najgorszą drużyną w lidze. Na pewno to był dość ciężki okres, ale szczerze mówiąc, już zupełnie o nim zapomniałem. Mimo to bardzo dużo się wtedy nauczyłem jako osoba i na pewno bardzo mi to pomogło, żeby być teraz tu, gdzie jestem. No właśnie - warto było jednak przetrzymać ten ciężki okres, bo po e-sportowej bessie przyszła hossa. Zostałeś wicemistrzem Ultraligi, ale przede wszystkim wspólnie z AGO Rogue zwyciężyłeś w European Masters. Chyba w dużej mierze dzięki niemu wasza czwórka (Szygenda, Zanzarah, Czekolad i ty) jest teraz w LEC. Czy może już wcześniej miałeś sygnały, że drużyny z LEC biorą cię pod uwagę w kontekście składów na wiosenny sezon? Nie wiem czy kiedykolwiek o tym mówiłem, ale okazało się, że po tym nieudanym splicie w SK Gaming Prime była pewna szansa, żebym dostał się do jednej z drużyn LEC. Nie wiem w sumie, jakim cudem ktokolwiek wtedy o tym myślał, ale stwierdzili, że może będę dobrą opcją. Drużyna skontaktowała się ze mną jednak już po tym, jak dołączyłem do AGO Rogue, więc nie miałem możliwości pociągnąć tego tematu. To było też tylko luźne zapytanie, więc nie wiem, jak potoczyłoby się to dalej. Z drugiej strony to jednak byłoby dość dziwne, gdybym w tamtym momencie dostał się do LEC i cieszę się, że nie poszedłem tą drogą, bo nie wiadomo, co by się teraz działo. No właśnie zdarza się, że zawodnicy, którzy dołączają do drużyn z dołu tabeli LEC, czasami po prostu się odbijają. Ty jednak poczekałeś i po wygranej EU Masters, mając już określoną renomę, od razu dostałeś angaż w naprawdę dobrym zespole, więc myślę, że wyszło ci to na dobre. Tak, na pewno fajnie było cokolwiek wygrać przed dostaniem się wyżej. To nie byłoby to łatwe, żeby odnaleźć się w LEC po tym splicie w Niemczech, więc cieszę się, że miałem okazję najpierw odkuć się w Polsce i wygrać EU Masters z AGO Rogue. No i na taki sukces polskiej formacji kibice też czekali bardzo długo. Nie byliście może taką w pełni rodzimą drużyną, bo mieliście dwóch obcokrajowców w składzie, ale na pewno można było poczuć ten klimat Team ROCCAT. Dzięki tej wygranej też aż czterech z was dostało się do LEC. No tak, szkoda, że na razie podbój rozgrywek udaje się częściowo tylko mi, bo tak naprawdę wszyscy, może oprócz Woolite’a, który gra we Francji, przeżywają gorszy okres. Nasz trener, który jest teraz w NA LCS, też ma za sobą gorszy split. Dostanie się rozgrywek to jednak wciąż duże osiągnięcie i na pewno się o nich nie martwię. To był dla nas wszystkich debiutancki sezon i jestem pewny, że w letnim splicie będą mogli pokazać się z lepszej strony. Na pewno każdy z nich wciąż jest bardzo dobry i jeszcze udowodnią, na co ich stać. Mieli swoje momenty, ale ciężko jest błyszczeć, kiedy całej drużynie nie idzie. Ja sam też uważam, że nie pokazywałem się tak dobrze, jak bym chciał. Gdybym był w jakiejkolwiek innej drużynie, mogłoby to wyglądać tak samo jak w ich przypadku. Jeszcze zanim przejdziemy już całkiem do tematu LEC, chciałem cię zapytać o granie w akademiach. Miałeś okazję być aż w trzech takich drużynach: G2 Heretics w Hiszpanii, SK Gaming Prime w Niemczech i AGO Rogue w naszym kraju. Z perspektywy czasu nigdy nie myślałem o tym, że idę z jednej akademii do drugiej. To może fajnie brzmieć jako ciekawostka, ale to drużyna jak drużyna. Nie uważam, żeby była jakaś ogromna różnica pomiędzy akademią drużyny z LEC a innymi organizacjami w lidze. W obydwu szanse są podobne, chociaż może w akademii masz czasami dostęp do gier albo voice-commów pierwszego zespołu. Na przykład pamiętam, że w G2 Heretics korzystałem z niektórych voice-commów gier G2 z tamtego okresu, więc to na pewno było coś, co oceniłbym jako duży plus. To nie jest jednak też tak, że będąc w akademii, masz możliwość zobaczenia wszystkiego, co się dzieje w LEC. No i dużo zależy też od tego, jak wykorzystasz te możliwości, bo wiedzę z LEC czasami ciężko jest przełożyć na ligi regionalne, w których gra się zupełnie inaczej i w których dużo zależy od indywidualnych umiejętności graczy. Na pewno widać było to też podczas European Masters, gdzie z Woolitem często udawało nam się dominować przeciwnikom, pomimo że teoretycznie to nie powinno być możliwe. Debiutancki sezon i play-offy A teraz już przechodząc do obecnego sezonu. Fazę zasadniczą zakończyliście na drugim miejscu, ale mieliście identyczny bilans jak najlepsze G2 (14-4). Było bardzo blisko, żebyście skończyli na pierwszej lokacie. Jesteś zaskoczony, że tak dobrze się prezentujecie? Wiedziałem, że będziemy pokazywać się dobrze, bo widziałem, jak dobrą jesteśmy drużyną i jak dobrze gramy indywidualnie. Na pewno jednak zdziwiłem się, że było tak blisko, żeby pokonać G2 i być top1. To jest coś, czego na pewno bym się nie spodziewał jako debiutant. Fajnie, że tak się złożyło, ale fajnie też, że doświadczyliśmy tych przegranych, bo one sporo dały mi jako osobie i nam jako drużynie, pomogły nam się rozwinąć. No właśnie, skoro mowa o debiucie w LEC - jeszcze nie poznaliśmy Rookie of the Split, ale jesteś bardzo mocnym kandydatem do tego tytułu. To byłoby spore wyróżnienie, bo w tym sezonie widzimy w LEC całą masę debiutantów i wielu prezentuje się naprawdę dobrze, choćby Elyoya. Na początku splitu myślałem o tym, że może będę w stanie powalczyć o to wyróżnienie, ale na ten moment trochę bym się zdziwił, gdybym został wybrany. Uważam, że nie miałem tak dobrego splitu, jak mógłbym mieć i byli debiutanci, którzy grali lepiej, dlatego sądzę, że taka nominacja byłoby nie w porządku wobec nich. Wolałbym, żeby tę nagrodę dostał wspomniany przez ciebie Elyoya czy Treatz, albo choćby Tynx. Gdyby któryś z nich został wyróżniony i ja nie byłbym nawet rozważany w tym gronie, to nie miałoby to dużego znaczenia. Patrząc na to jak dobrą mam drużynę, to na pewno mogłem zagrać dużo lepiej i nie będę zawiedziony, jeśli nie zostanę Rookie of the Split. Tak się zdarza i nie ma co nad tym ubolewać. A co cię najbardziej zaskoczyło w europejskich rozgrywkach i w całej otoczce? Na ten moment nie wiem, czy było coś, co bardzo mnie zaskoczyło. Chyba tylko to, jak ciężko gra się na G2 w Bo1 i pewnie też w Bo5. Niektóre drużyny, tak jak właśnie G2, są bardzo dobre w tym, co robią i granie na nie zawsze będzie przyjemnością. Można bardzo wiele rzeczy wywnioskować i trzeba przez cały mecz myśleć o tym, czy jesteś wystarczająco dobry, żeby na nich grać. Cały czas czujesz, że sprawdzają twoje umiejętności, a potem znów, i znów. Albo się do tego dostosujesz i będziesz próbował z nimi rywalizować, albo po prostu się po tobie przejadą. Dlatego to jest bardzo fajna, naturalna rywalizacja. To na pewno przyjemność mieć takiego oponenta. O G2 na pewno jeszcze porozmawiamy w kontekście nadchodzących play-offów, ale wcześniej chciałem cię jeszcze zapytać o zgranie z resztą drużyny. Przed sezonem narzekałeś trochę, że nie macie zbyt wielu okazji, żeby pracować na współpracą z Hans Samą, który partneruje ci na dolnej alei. Uważasz, że na przestrzeni sezonu wasze zagranie się polepszyło? Problemem było to, że nie mogliśmy grać duo rankedów ze względu na wprowadzone przez Riot zmiany, przez które nie można już grać duo powyżej mastera. Jesteśmy graczami, którzy mają zwykle wysoką pozycję w rankingu i dlatego nie mieliśmy za bardzo sposobności, żeby pograć ze sobą na dobrym poziomie. Uważam jednak, że od początku szło nam wspólnie całkiem dobrze. Teraz staramy się lepiej rozumieć, co każdy z nas z osobna chce zrobić i jak rozegrać linię, a potem dopasować to tak, żebyśmy byli w stanie wyciągnąć z naszych pomysłów jak najwięcej. Wydaje mi się, że jeśli będziemy jednomyślni w tym, co chcemy robić, to wygrywanie linii przyjdzie nam dość łatwo. Na pewno jesteśmy bardzo dobrym botem i na spokojnie możemy pokonać każdego w LEC. Wydaje mi się też, że wasze style gry dobrze się zgrywają. To na pewno. W dodatku jestem osobą, która lubi poeksperymentować i Hans sama też zawsze chętnie próbuje nowych rzeczy, jeśli widzi, że to może mieć sens. Bardzo się z tego cieszę. Czasami podrzucę kilka głupich pomysłów, ale niektóre z nich będą w porządku i stwierdzimy, że fajnie będzie w ten sposób zagrać. Takim przykładem było połączenie Senny z Cho’gathem. Na pewno nie wyszło to do końca tak, jak chcieliśmy, ale nie mieliśmy wtedy zbyt wiele doświadczenia z tą kompozycją i chyba powinniśmy być zadowoleni, z tego, jak to wyglądało. Myślę, że wykorzystaliśmy chociaż część potencjału, który dostrzegliśmy w tym połączeniu. A jeśli chodzi o twoje zgranie z Inspiredem? Zawsze miałem wrażenie, że ty jesteś supportem, który dobrze rozumie mapę, a Inspired to bardzo inteligentny dżungler, więc to chyba musiało zadziałać. Tak, wydaje mi się, że jest całkiem nieźle. Jeśli jesteśmy w stanie zgrać się czasowo, to potrafimy osiągnąć na mapie naprawdę dużo, jak chociażby w grze na SK Gaming. To jest takie podejście, którego nauczyłem się już dwa lata temu - "łapiemy się za rączki" z dżunglerem, biegamy po całej mapie i zgarniamy wizję. W tamtym meczu wyglądało to naprawdę fajnie, bo wchodziliśmy do lasu przeciwnika, braliśmy to, co chcieliśmy i zostawialiśmy wizję, która nam pomagała, a rywale nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Czasem oczywiście jest ciężej, bo na przykład w grze na Excel zginęliśmy na bocie i wtedy już było ciężko wrócić i nie byłem w stanie porządnie współpracować z Inspiredem. To zależy od gry i też obecna meta wygląda tak, że dżunglerzy skupiają się na pełnym clearze lasu, dlatego nie zawsze jestem w stanie poprosić Inspireda o pomoc, bo to psułoby mu ścieżkę w dżungli. Wydaje mi się jednak, że ogólnie jesteśmy w stanie dobrze się porozumiewać i dużo działać na mapie, kiedy tylko mamy taką opcję. Na pewno jest przed nami jeszcze trochę rzeczy do przećwiczenia, ale na ten moment fajnie to wygląda. No właśnie, skoro mowa o meczu z Excel z ostatniego tygodnia. Tak, jak mówisz, w tym spotkaniu pojawiły się z waszej strony błędy, no i momentami nie sprawialiście wrażenia, jakbyście wszyscy chcieli realizować ten sam plan. To coś, czym należy się martwić przed play-offami, czy nie przykładacie do tego spotkania aż takiej wagi? Nie wydaje mi się, żebyśmy się tym bardzo przejmowali. Oczywiście na początku meczu pojawiły się pojedyncze pomyłki jak nasza śmierć na bocie. To zaważyło na tym, że byliśmy potem do tyłu i ciężko nam było wrócić do rozgrywki. W końcu nam się to udało, ale jedna walka drużynowa zaważyła na tym, że już całkiem pogrzebaliśmy swoje szanse. Na pewno nie zagraliśmy wtedy zbyt dobrze jako drużyna i dla mnie osobiście ta seria była ciężka właśnie ze względu na to, jak bardzo na początku popsuliśmy sobie grę. Jednak sporo z niej wyciągnęliśmy, a wydaje mi się też, że to były takie błędy, które można dość łatwo naprawić i nie będą nam sprawiać jakichś większych problemów. Cieszę się, że taka gra przyszła w fazie zasadniczej, a nie w play-offach, bo teraz jesteśmy lepiej przygotowani do najważniejszych meczów. No to jeszcze pozostając w temacie relacji w Rogue, z kim z drużyny dogadujesz się najlepiej? Wydaje mi się, że nadal najlepiej rozmawia mi się z Hans samą, ale chyba z każdym z drużyny mam dobre relacje. Zawsze staramy się wspólnie dochodzić do fajnych pomysłów i innych rozwiązań, jeśli chodzi o grę. Często rozmawiamy też o innych tematach, niezwiązanych z Ligą i staramy się robić razem różne losowe rzeczy. Myślę, że mam też dobre relacje z całym staffem i managementem, a to bardzo pomaga. Wiem, że jak będę czegoś potrzebował albo będę musiał o czymś pogadać, to na pewno zostanie to załatwione albo ktoś mnie wysłucha. Przed sezonem mówiłeś też, że nie chcesz być "budżetowym Vanderem czy Hyllisangiem", chciałeś wytworzyć swój własny styl. Uważasz, że ci się udało? Wydaje mi się, że w pewnym stopniu tak. Uważam, że pewnie część ludzi wciąż będzie mówić o mnie jako o "budżetowym Hyllisangu" ze względu na to, jak bardzo momentami intowałem i jak specyficzne czy nawet dziwne decyzje zdarzało mi się podejmować. Na ten moment na pewno nie udało się spełnić tego założenia w 100%, ale myślę, że w pewnym stopniu zaprezentowałem siebie jako gracza i mam nadzieję, że w play-offach nadal będę pokazywać swój własny styl gry. Mogę nawet intować, bo to jest na ten moment częścią mnie - jest jak jest - ale chcę pozostać w tych grach sobą. Myślę jednak, że samo porównanie z Vanderem i Hyllisangiem wypadło całkiem nieźle, bo z żadnym z nich nie przegrałeś podczas sezonu zasadniczego (śmiech) A jak obecnie wyglądałby według ciebie ranking supportów w LEC, gdybyś miał taki stworzyć? W sumie nie jest z tym chyba aż tak ciężko, jak można by myśleć. Dość dobrze widać, kto radzi sobie lepiej, a kto gorzej. W top2 na pewno dałbym Mikyxa i Kaisera. To oni są w tym momencie topowymi supportami. Siebie umieściłbym może na trzeciej, czwartej albo piątej pozycji, ale chyba wyżej sklasyfikowałbym jeszcze Hyllisanga. No i Treatza może nawet trochę nad Hyllisangiem, patrząc na to, jak świetny miał teraz sezon. Do tej grupy dodałbym jeszcze LiMiTa. Dalej to już raczej nie ma aż takiego znaczenia, bo to są supporci, którzy nie dostali się do play-offów. Można by stworzyć jeszcze osobny tier dla graczy, którym poszło najgorzej i dać tam Tore i PromisQ, ale czy to ma sens? Myślę, że chyba raczej nie. Oczywiście w kontekście tych wyższych tierów można by jeszcze myśleć o Vanderze, bo nadal uważam, że jest świetnym graczem. Jednak ten split chyba trochę mu zaszkodził pod względem tego, jak ludzie na niego patrzą. Na pewno zastanowiłbym się nad ustawieniem go gdzieś wyżej, ale w tym momencie ciężko to zrobić, patrząc na problemy Misfits i ze względu na to, że nie będzie go w play-offach. Z kolei spoglądając na wybory i bany w sezonie zasadniczym, na pozycji supporta metę w Europie zdominowały trzy postaci: Thresh, Rell i Alistar. Jednak ty próbowałeś w tym splicie aż 11 różnych bohaterów. Co więc sądzisz o champion poolu na pozycji wspierającego? Faktycznie ta trójka jest najmocniejsza czy też drużyny niekoniecznie powinny zawężać wybór tylko do nich? Sytuacja w tym momencie wygląda tak, że jeśli wszystkie te postaci są otwarte podczas draftu, to dwie z nich raczej na pewno zostaną wybrane. No chyba, że drużyna będzie miała inny plan, bo są postaci takie jak Senna, która w obecnej mecie raczej nie chce grać z żadnym z tych supportów. Jednak w takiej standardowej sytuacji, gdzie jedna drużyna wybiera na przykład Rell, to druga prawdopodobnie zdecyduje się na kontrę w postaci Alistara czy Thresha, bo to są najprostsze i prawdopodobnie najlepsze wybory przeciwko niej. Dużo zależy właśnie od tego, jak bardzo drużynie zależy na tej postaci, bo są obecnie zespoły, dla których priorytetem jest Rell, a są takie, które wolą szybko wybierać Alistara, co w sumie jest dość specyficzne. No i oczywiście jest też Thresh, który również jest często priorytetem ze względu na to, jak silnym jest bohaterem. Te trzy postaci na pewno zdominowały metę, ale ja sam i my jako drużyna staraliśmy się coś tu zmienić, spróbować trochę nowych rzeczy i zobaczyć, jak to wyjdzie. Na play-offy też szykujecie coś niestandardowego? A nie wiem... (śmiech) W sumie w ostatniej grze pokazałem Cho’gatha, to na pewno był niestandardowy wybór. Trochę nim pograłem i na pewno fajnie byłoby go jeszcze wybrać. Ale czy jest jeszcze coś bardzo zaskakującego... Parę rzeczy już pokazałem, parę wciąż mam w swoim rękawie. (śmiech) Na pewno jest kilka postaci, które chciałbym wyciągnąć. Ale czy na ten moment naprawdę ich potrzebuję? Czyli nie potrzebujecie niczego zaskakującego, żeby pokonać G2? Nie, uważam, że możemy z nimi wygrać standardową kompozycję bez jakichś dziwnych postaci, to na pewno. Co więc będzie kluczowe w tym pojedynku z G2, żeby ich zdetronizować? Na pewno otwarty umysł i dobre podejście mentalne. To nic skomplikowanego, po prostu będziemy musieli zagrać dobre League of Legends jako drużyna i myślę, że to wystarczy, żebyśmy zobaczyli wyrównany pojedynek. A czego się z ich strony najbardziej obawiacie? Nie wiem w sumie czy jest coś, czego można by się z ich strony obawiać. Na pewno są graczami, którzy mogą w każdej chwili wyciągnąć jakąś zupełnie niekonwencjonalną kompozycję czy niespotykane rozwiązanie i sprawić, że to faktycznie będzie działać. Wtedy musisz grać na takie zestawienie, na które nie masz zbyt dużo doświadczenia, a oni są w stanie wykorzystać je prawie do perfekcji, pomimo że sami nigdy wcześniej go nie próbowali. To na pewno jest dość unikatowe dla nich jako drużyny, że świetnie rozumieją własne drafty i czują się w nich komfortowo, a przy tym zawsze doskonale wiedzą, co powinni robić na mapie, żeby jak najlepiej je wykorzystać. A jak to jest z formatem Bo5? Nie jest to może dla ciebie nic nowego, bo rozegrałeś już jedno Bo5 w G2 Heretics i potem pięć takich meczów w barwach AGO Rogue, ale G2 jest w tym względzie znacznie bardziej doświadczone. Na pewno adaptacja w Bo5 jest czymś, co może im pomóc. Jednak nie wydaje mi się, żeby drużynowo pomiędzy nimi i nami była pod tym względem jakaś duża różnica. My też potrafimy się dostosowywać. Na pewno wejdziemy w to spotkanie opanowani i zwyczajnie postaramy się z nimi konkurować. Z mojej perspektywy dużo zależy od tego, jak podejdę do tego meczu mentalnie, ale o drużynę jestem spokojny. Po prostu będziemy grali swoje. A czy poza tym ktoś jeszcze może wam zagrozić? Czy raczej jesteście faworytem w starciach z pozostałymi drużynami? Osobiście uważam, że każda drużyna, która weszła do play-offów może pokonać inną drużynę. Nie lubię patrzeć na to w taki sposób, że nikt nie będzie w stanie nas pokonać. Musimy być przygotowani na każdą możliwość. Teraz będziemy grali na MAD Lions, które może w tym sezonie nie pokazywało się z najlepszej strony, ale nadal jest to zespół, który może walczyć o ścisłą topkę. Są tam bardzo dobrzy gracze, którzy byli na Worldsach, do tego doszli nowi, którzy też mają duży potencjał. Na pewno jest to drużyna, której możemy się obawiać i na pewno nie będzie łatwo na nich grać. Jednak z drugiej strony uważam, że jeśli będziemy dobrze przygotowani, to powinniśmy sobie z nimi spokojnie poradzić. Rafał "RaFeL" Fiodorow