Poniedziałkowej konferencji z Czesławem Michniewiczem nie można zarzucić jednego - że była nudna, choć cały suspens został "sprzedany" przed seansem, a słuchając inwokacji prezesa Kuleszy zaczynałem już wyciągać tabletkę od bólu zębów. Gdy jednak redaktor nestor Andrzej Janisz w końcu odpalił lont - w tym czasie zgromadzone młodsze koleżanki i koledzy udawali, że szukają zapałek - a ośmielony naczelny inkwizytor polskiego futbolu Szymon Jadczak próbował dociskać o sumienia prezesa i nominata, nareszcie wyszliśmy poza dywagacje w stylu "którą flanką zaatakujemy Rosjan". Zrobiło się naprawdę pieprznie, szkoda, że na krótko. Aż nagle puścili "Misia": wystąpił niejaki Łukasz Ciona - Wacław Jarząbek jako żywy, wszystko oklapło i chciało się już tylko śmiać. Cienko. Cezary Kulesza krzywi się na dziennikarzy o Michniewicza Niestety, w polskich sporach i dyskusjach uwielbia się odwracać kota ogonem. Tak więc prezes PZPN-u Cezary Kulesza krzywi się na dziennikarzy, że ci raz na zawsze chcieliby wyjaśnić "u źródła", czy pod liczbę 711 można podciągnąć paragraf dla nowego selekcjonera. Czyż jednak naiwnością nie jest sądzić, że wyciągając na afisz "źródło", nikt nie zapyta o jego kontakty z "Fryzjerem"? Halooo! Naprawdę, prezesie, nie słyszał pan tych dzwonów?! Cezary Kulesza o aferze korupcyjnej i telefonach Michniewicza Wywlekając do tablicy swojego "prymusa" Kulesza sam na siebie i Michniewicza ukręcił bat, ale winni, że ktoś nim smaga są już Cyganie i cykliści. Z tą swoistą przewrotnością prezesa PZPN-u mogliśmy się w sumie oswoić w trakcie ciągnącej się ponad miesiąc opery mydlanej wokół następcy dezertera z Portugalii. Przekonaliśmy się, jak doskonale Kulesza czuje się na polu kuluarowych gierek, przebiegłych forteli i zwodów. Gdy ów futbolowy Mefistofeles staje jednak w świetle kamer i próbuje się go słuchać, przyjemność z tego mniej więcej taka, jak ekstaza nad cienkim głosem wokalisty Martyniuka - co oczywiście nie dyskwalifikuje Kuleszy jako szefa, tak jak świerzbiący język i gawędziarstwo poprzednika nie robiło z niego zaraz mistrza polszczyzny. Motto Kuleszy: najważniejsza Rosja, reszta na bok Zbigniew Boniek bywał przynajmniej "oratorsko" przygotowany - jak w 2017 roku, gdy sam zatrudniał Michniewicza w roli trenera młodzieżówki: albo w swoim stylu zagadał, albo lekko mijał się z prawdą (słynne "prokurator powiedział mi, że pan Michniewicz był czysty"), albo oponenta wyśmiewał. Motto Kuleszy "najważniejsza akcja Rosja, reszta na bok" urąga zawodowi dziennikarskiemu - coraz częściej wszak chce się go sprowadzić do spełniania czyichś życzeń, myląc z pijarem i marketingiem. Kibicami jesteśmy prywatnie, zawodowo nie musimy klaskać. Tymczasem jeden "pożyteczny idiota" pomylił imprezy. Na szczęście koledzy Janisz i Jadczak - choć na dwa różne sposoby - obronili w poniedziałek honor profesji dziennikarskiej; świadomie nie piszę dziennikarstwa sportowego, wąskiej specjalizacji zawodu jako takiego. A jego misją - tak, misją! - powinno być dążenie do prawdy, nawet jeżeli ta "prawda" jest dla kogoś niewygodna, ze szczególnym wskazaniem na dyskomfort dla władzy; w tym wypadku dla tych, którzy kierują polskim futbolem. To brzmi jak banał, ale mamy prawo zadawać pytania, a nawet wątpić, czy ktoś ma prawo moralne być trenerem "dobra narodowego" pod nazwą piłkarska reprezentacja Polski. Jeżeli nie "Janisze" i "Jadczaki" to kto? Bo przecież nie zabawne w sumie wcielenie postaci z kultowego filmu, które to zabłąkało się na poważną konferencję prasową i jeszcze dostało szansę wygłoszenia pochwalnego peanu. Dlatego do rzecznika PZPN-u Jakuba Kwiatkowskiego mam serdeczną prośbę, by w przyszłości na wejściu oprócz paszportów covidowych weryfikować też dziennikarzy "na infantylizm" - niestety, nie wiem jak. W każdym razie panie "Jarząbek", panu już dziękujemy, łubudubu! CZYTAJ RÓWNIEŻ:Michniewicz musiał wyciągać trupy z szafyZbigniew Boniek z radą dla MichniewiczaRosyjski ekspert: nominacja Szewczenki dodałaby pieprzu