W pierwszych minutach piłkarze Mallorki pokazali odwagę, zakładając na przeciwników wysoki pressing. Wysoka intensywność meczu do 20. minuty nie przełożyła się jednak na klarowne okazje strzeleckie. Po dwóch kwadransach rywalizacji nie było już ani dużego tempa, ani gradu sytuacji strzeleckich. Dopiero w doliczonym czasie gry podniosły się emocje po tym jak Gil Manzano wskazał na jedenasty metr po wyraźnym zagraniu ręką Antonio Raillo. Brais Mendez strzelił jednak nisko w środek bramki i golkiper Dominik Greif obronił ten rzut karny. Druga połowa zaczęła się z wysokiego "C", bo to przyjezdni wyszli na prowadzenie. Gra w trójkącie między trzema zawodnikami zaowocowała dobrym podaniem na lewe skrzydło do Jaume Costy. Ten dośrodkował na długi słupek do Giovanniego Gonzaleza, który strzałem głową pokonał Alexa Remiro. Trajektoria wrzutki była bardzo ładna - piłka leciała wysoko przez pole karne, żaden z defensorów nie miał szans wybicia jej. W pierwszym spotkaniu było 0:0, więc oznaczało to, że gospodarze muszą ruszyć do ataku, jeśli chcą zagrać w kwietniowym finale. Gracze Imanola Alguacila faktycznie przenieśli się bliżej bramki oponentów. Dwa uderzenia oddał Javi Galan, nie brakowało w nich siły, ale zdecydowanie brakowało skuteczności, Greif nawet nie musiał interweniować. Jak można było się spodziewać, Mallorca skupiła się na kontrach. W jednej z nich Cyle Larin znalazł się w sytuacji sam na sam z Remiro. Posłał futbolówkę tuż obok słupka, ale i tak ewentualny gol nie byłby zaliczony, bo sędziowie odgwizdali spalonego. Starania zawodników Realu Sociedad przyniosły skutek w 71. minucie. Brais Mendez znalazł w polu karnym Mikela Oyarzabala, który wyrównał wynik meczu. Publiczność zgromadzona na Estadio Anoeta gwizdała, gdy to Mallorca w końcówce znajdowała się przy futbolówce. Gracze z San Sebastian wzięli sobie tę sugestię do serc i próbowali zdobyć zwycięskiego gola przed tym, jak arbiter nakaże grać dogrywkę. Nie udało się to, więc kibice na trybunach w San Sebastian obejrzeli 30 minut gry więcej. Gospodarze chcieli udokumentować swoją dominację. Strzał Kierana Tierneya w 95. minucie został wybity z linii bramkowej. Sytuacja na może zostać przez fanów uznana za kontrowersyjną, bo powtórki pokazały, że piłka była co najmniej blisko wejścia do bramki całym obwodem. Na hiszpańskich boiskach brakuje jednak technologii goal-line, która rozstrzygnęłaby wątpliwości. Po chwili przejęcia kontroli gry przez Mallorcę, sytuacja wróciła do normy i wydawało się, że jeśli ktoś ma tu trafić do siatki, to "Txuri-Urdin". Z czasem jednak zdali oni sobie sprawę, że w ostatnich fragmentach zawodów nie mogą zostawiać za dużo wolnych przestrzeni w defensywie i linii środkowej, więc ich ataki były zdecydowanie przytłumione. Można było się nastawiać na konkurs rzutów karnych, który kilka chwil później stał się faktem. Real Sociedad - Mallorca. Konkurs rzutów karnych rozstrzygnął o awansie do finału Pucharu Króla Serię jedenastek rozpoczął Mikel Oyarzabal. Zdecydował się na powolny podbieg do piłki, naskok znany z techniki Roberta Lewandowskiego czy Neymara, a następnie dość delikatny strzał, który odbił Greif. Z kolei Vedat Muriqi nie pomylił się i to Mallorca uzyskała przewagę już po pierwszej kolejce. W drugiej ani Turrentes, ani Morlanes nie zawiedli, tak samo jak w trzeciej Olasagasti i Mascarell, a w czwartej Zubimendi i Radonjić. Kibice "La Realu" mogli więc być zmartwieni, bo nie udawało się redukować straty jednego trafienia. Piątą kolejkę rozpoczął pewnym uderzeniem Becker, ale po chwili to Darder miał "meczbola". Wykorzystał go, dzięki czemu Mallorca po raz czwarty awansowała do finału Copa del Rey. To spora sensacja, bo w lidze zespół Javiera Aguirre zajmuje dopiero 16. miejsce. Drugiego finalistę wyłoni starcie (czwartek, godz. 21:30) na San Mames. Athletic Club będzie tam bronił jednobramkowej przewagi z pierwszego meczu z Atletico Madryt.