Real Madryt zmagania w rozgrywkach Pucharu Króla rozpoczął od 1/16 finału. Los zetknął go z grającą na co dzień w 4. lidze Arandiną. Carlo Ancelotti skorzystał z okazji i posłał do gry w wyjściowym składzie wielu rezerwowych. Dał tym samym odetchnąć wielu przeciążonym graczom "podstawy". W jedenastce na mecz pucharowy znaleźli się m.in. Nico Paz, Alvaro Carillo, czy Vinicius Tobias. Pierwszy mecz w barwach "Los Blancos" rozegrał również Arda Gueler. Sprowadzony latem Turek przez wiele miesięcy zmagał się z kontuzją, a później przechodził rekonwalescencję po operacji. Wiele pracy miał już niemal od pierwszych minut stojący między słupkami w drużynie gospodarzy Adrian Alvarez. 24-latek udanie interweniował przy strzałach niezwykle aktywnego tego dnia Ardy Guelera. Po reprezentancie Turcji widać było ogromny głód gry. Spotkanie z Realem Madryt było wielkim wydarzeniem dla kibiców Arandiny, dla której była to pierwsza w historii potyczka z "Królewskimi". Po 30 minutach gry według statystyk Real Madryt miał aż 88 procent posiadania piłki. Nie przekładało się to na klarowne okazje bramkowe. Można było śmiało stwierdzić, że lider tabeli La Liga nie pokazał nam w pierwszych 45 minutach zbyt wiele. Worek z bramkami Real Madryt rozwiązał po przerwie W 45. minucie przed niezłą sytuację stanął Nico Paz. Argentyńczyk główkował jednak z kilku metrów nad bramką Arrandiny. Chwilę później sędzia zagwizdał na przerwę, a gospodarze do szatni schodzili przy bardzo korzystnym wyniku. W Barcelonie nie mogą uwierzyć, Lewandowski zachwycił na treningu. Co za trafienie Polaka W 53. minucie spotkania sędzia podyktował rzut karny dla Realu Madryt. Zazu faulował na linii pola karnego Brahima Diaza, a arbiter nie wahał się podjąć ważnej decyzji. Joselu bez problemów zapakował piłkę do siatki i zapewnił przyjezdnym prowadzenie. Minutę później było już 2:0. Obrońcy Arrandiny interweniowali na tyle nieszczęśliwie, że futbolówka trafiła na nogę Diaza. Skrzydłowy mocnym strzałem podwyższył prowadzenie. Podopieczni Ancelottiego grali w trybie mocno oszczędnościowym. Rywal nie postawił zbyt twardych warunków, dlatego "Królewskim" nie spieszyło się do huraganowych ataków, ani dociskania zespołu z IV ligi. W doliczonym czasie gry najpierw Real za sprawą Rodrygo podwyższył prowadzenie, ale w ostatnich sekundach swój wielki moment mieli gospodarze. Zdobyli bramkę honorową. Na liście strzelców najpierw widniał Raly Cabral, a następnie trafienie przypisano jako samobójcze na konto Nacho Fernandeza.