W październiku ubiegłego roku "El Clasico" padło łupem Realu Madryt - podopieczni Carlo Ancelottiego wygrali z FC Barcelona 3-1 dzięki golom Benzemy, Valverde i Rodrygo. Potem jednak dla "Królewskich" przyszło swoiste załamanie - w następnych "Klasykach" przegrywali kolejno w Superpucharze Hiszpanii, pierwszej odsłonie półfinału Pucharu Króla oraz w rewanżu w Primera Division. Wieczór 5 kwietnia miał przynieść odpowiedź na to, czy "Los Blancos" zdołają się przełamać w starciach z najzacieklejszymi rywalami, czy też "Blaugrana" ostatecznie przypieczętuje swoją dominację w tym sezonie. Jedno było jasne - emocji, jak zawsze, miało nie zabraknąć... "El Clasico" w Pucharze Króla. Pierwsza połowa meczu FC Barcelona - Real Madryt Starcie rozpoczęło się od próby ofensywy Realu, którą na prawej flance napędzał m.in. Dani Carvajal - niebezpieczeństwo ze strony "Los Blancos" zostało jednak szybko zażegnane przez piłkarzy Xaviego Hernandeza. Jeszcze w pierwszej minucie Real otrzymał jednak rzut wolny - Toni Kroos popisał się jednak sporym bakiem precyzji i od bramki rozpoczął ter Stegen. Riposta "Barcy" była bardzo mocna - Balde odegrał piłkę do Gaviego, a ten posłał futbolówkę w kierunku Raphinhi, który jednak nie zdołał oddać czystego strzału z bliska, będąc naciskanym przez Camavingę. Niedługo potem w ruch poszedł VAR - Alaba dotknął bowiem piłki ręką w "szesnastce" podczas wślizgu, ale sędziowie uznali, że akurat w tej sytuacji rzut karny nie należał się gospodarzom, bowiem zagranie było ich zdaniem przypadkowe. W 6. minucie swój pierwszy strzał oddał Robert Lewandowski - został jednak przyblokowany. W całej akcji ze strony Realu zawinił Camavinga, który zgubił piłkę, a ta wpadła w posiadanie Raphinhi - ten odegrał właśnie do "Lewego". Francuz miał trudny początek potyczki - wcześniej bowiem zdarzyło mu się zgubić krycie. Trzy minuty później po sporym zamieszaniu w polu karnym gości strzał - dosyć lekki - oddał Sergi Roberto. Nie był w stanie zagrozić Courtoisowi, za to moment później... zarobił żółtą kartkę, faulując jednego z oponentów podczas kontrataku "Los Merengues". W 11. minucie Rodrygo ruszył flanką i doskonale zagrał do Viniciusa, który jednak będąc na półwślizgu minimalnie minął się z futbolówką. "Na plecach" miał Araujo, który w tej sytuacji zderzył się ze słupkiem - Urugwajczyk chwilę zwijał się z bólu na murawie, ale ostatecznie wstał i kontynuował zawody. Kilka chwil potem Balde spróbował całkiem niezłej wrzutki - lecąca wysoko piłka trafiła w końcu na głowę Raphinhi, który jednak trafił swoim uderzeniem wprost w ręce Courtoisa. W 16. minucie żółtą kartkę dostał... Xavi. Na Camp Nou lekko się "zagotowało": Kessie upadł po walce o piłkę z Vinciusem, ale sędzia nie zatrzymał gry - zrobił to wtedy, kiedy Brazylijczyk sekundy potem został zatrzymany przez Busquetsa. Pewna niekonsekwencja arbitra nie spodobała się wyraźnie szkoleniowcowi FCB... Gdy zegar na stadionie pokazywał 22. minutę, bardzo dobrze w środkowej strefie zachował się Busquets - przejął on futbolówkę i posłał ją w kierunku Lewandowskiego - ten jednak nie zdołał uwolnić się na flance i stracił ostatecznie piłkę. W następnej akcji "Lewego" uprzedził z kolei Eder Militao - defensor, naciskany przez Polaka, musiał jednak wybijać piłkę za linię końcową. "Los Blancos" nieco się potem "rozhulali" - aż dwukrotnie musiał interweniować ter Stegen, a potem do tego wszystkiego trzeba było zablokować Rodrygo. To zadanie jednak udało się obronie Barcelony, w związku z czym goście dalej nie byli w stanie otworzyć wyniku. W 26. minucie doszło do spięcia między Gavim a Viniciusem - pierwszy z nich bardzo ostro wszedł barkiem w Brazylijczyka, a ten - w akcie zemsty - po zatrzymaniu gry popchnął rywala od tyłu i wytrącił mu z rąk piłkę. Obaj krewcy, młodzi gracze otrzymali po żółtej kartce. Następnie obejrzeliśmy przede wszystkim bardzo dużo walki od pola karnego do pola karnego - bez większych konkretów jednak. W końcu w 32. minucie fantastycznym rajdem popisał się Alejandro Balde, ale nie zdołał dobrze odegrać futbolówki. Odpowiedzią była ofensywa Realu zakończona strzałem Benzemy - z powietrza i z ostrego kąta. Z tą próbą ter Stegen znowu nie miał większych problemów. Niebawem mocno ucierpiał Robert Lewandowski - Eder Militao, delegowany w tym meczu do pilnowania Polaka, zaatakował swojego przeciwnika od tyłu kolanem i było to bez wątpienia mocno bolesne. Na szczęście po chwili nasz reprezentant podniósł się z murawy. Kolejne minuty przyniosły próby pewnych nacisków ze strony "Królewskich" - nie byli oni jednak w stanie jakoś konkretnie zaatakować bramki ekipy z Camp Nou, a zwieńczeniem ich prób było podanie górą Viniciusa... zupełnie do nikogo. Piłka przeleciała obok słupka i Marc-Andre ter Stegen znów mógł podejść do spokojnego wznowienia. Jeszcze przed przerwą - w 43. minucie - zaiskrzyło między Modriciem i Kessiem. Chwilę wcześniej po starciu z Chorwatem na murawie znalazł się Raphinha - niejako w akcie rewanżu Iworyjczyk popchnął pomocnika Realu, ale sytuacja została szybko ucięta przez sędziego. Już w 45. minucie Vinicius został skutecznie zatrzymany w "szesnastce" Barcelony. Po chwili Lewandowski w kontrze uderzył na bramkę Courtoisa, ale Belg obronił strzał, a próba dobitki z jego strony spełzła na niczym. Następnie wydarzenia nabrały błyskawicznego przebiegu. Zaczął się kolejny atak "Los Blancos" - po dwójkowej akcji Viniciusa i Benzemy Brazylijczyk z bliska oddał strzał, który przemknął obok ter Stegena. Tuż przed linią na torze lotu piłki stanął jeszcze Kounde, ale mimo jego interwencji futbolówka przekoziołkowała do bramki. Choć wizualną przewagę przez pierwsze czterdzieści kilka minut miała głównie "Barca", to w lepszych humorach do szatni schodzili podopieczni Ancelottiego. Rezultat zapowiadała kolejne piłkarskie "fajerwerki" po zmianie stron... "El Clasico" w Pucharze Króla. Druga połowa meczu FC Barcelona - Real Madryt Druga część potyczki rozpoczęła się od znakomitej sytuacji dla Viniciusa Juniora - w 47. minucie piłkarz ten przedarł się lewą flanką pod bramkę oponentów, ale w ostatniej chwili został przyblokowany przez defensywę gospodarzy. Niemniej w polu karnym Barcelony zrobiło się w momencie bardzo gorąco. Widać było, że "Królewscy" weszli z nowymi siłami w mecz - niedługo później ciekawą próbę dośrodkowania wykonał Carvajal, a w 50. minucie Modrić doskonale poprowadził piłkę w stronę bramki i odegrał do Benzemy - ten w zasadzie z linii 16. metra oddał świetny, precyzyjny strzał i pokonał ter Stegena - było 2-0! FC Barcelona od razu ruszyła do gonienia rezultatu - po pewnych podchodach mocny strzał oddał Alejandro Balde, ale doskonałą obroną popisał się Thibaut Courtois. Ostatecznie wzmożone ataki "Blaugrany" zostały w końcu zgaszone. W 53. minucie Camavinga - który w pierwszej połowie był w zasadzie bliski zejścia z boiska po jednym ze starć - po raz kolejny pokazał się od dobrej strony i doskonale zablokował wbiegającego pod linię końcową Raphinhę. Brazylijczyk po chwili urwał się defensorom, ale jego strzał trafił wysoko ponad bramką. Dosłownie chwilę potem próbę ataku - dość zaskakująco - wykonał obrońca Ronald Araujo, który zakręcił defensorami Realu, ale jego strzał przeleciał obok słupka. Chwilę potem ruszyła kontrofensywa, która zakończyła się... ewidentnym faulem Kessiego na Viniciusie w polu karnym. Do "jedenastki" podszedł oczywiście kapitan "Królewskich" Karim Benzema - zupełnie zmylił on ter Stegena i pewnie zapisał się kolejny raz na liście strzelców. Było już 3-0 i sytuacja Barcelony stała się wręcz dramatyczna. Warto nadmienić, że przewinienie Kessiego było bezsensowne - na pewno nie była to sytuacja "ratunkowa". Kilkadziesiąt sekund później "Barca" mogła zupełnie utonąć w bramkach rywali - nieupilnowany Modrić podał do Viniciusa, ale ten - przed pustą bramką - minął się na wślizgu z piłką. "Duma Katalonii" miała wówczas ogrom szczęscia. "Los Merengues" złapali wiatr w żagle - od początku drugiej połowy dominowali, a po trzeciej bramce jeszcze mocniej docisnęli śrubę. "Barca" zacisnęła szyki obronne, ale w ten sposób z drugiej strony nie była w stanie w pełni rozwijać akcji ofensywnych. Niedługo potem na boisku zameldował się Ferran Torres - i od razu rozpoczął ciekawą akcję prawą flanką, ale jego wrzutka nie dotarła ostatecznie do żadnego z kolegów - a przynajmniej nie w sposób, który pozwalałby na strzał na bramkę Thibauta Courtoisa. W 71. minucie sporego pecha miał Militao - podczas próby obrony wpadł między własnego golkipera a Ronalda Araujo i nieco ucierpiał w tej sytuacji - na szczęście nie skończyło się to jakimś większym urazem i po krótkiej przerwie gra została wznowiona. Cztery minuty później spory błąd popełnił Marc-Andre ter Stegen - przy wybiciu piłki trafił wprost do Benzemy, który - na szczęście dla "Dumy Katalonii" - zbyt wolno zajął dogodną dla siebie pozycję w polu karnym i mógł tylko cofnąć futbolówkę. Nie minęło kilka chwil, a Benzema miał naprawdę dobrą szansę na kolejne trafienie - przy długim podaniu w jego stronę tuż przed nim przewrócił się Kounde. Francuz przyjął piłkę, ale strzelił ostatecznie nad bramką. W kolejnej akcji soczystym strzałem popisał się Asensio, ale tym razem niemiecki golkiper zdołał wybronić swój zespół z tarapatów. W 81. minucie Karim Benzema skompletował hat-tricka - błyskawiczna szarża "Królewskich" zakończyła się sprytnym podaniem Viniciusa w stronę Francuza, który z bliska posłał futbolówkę obok ter Stegena. To był już ostateczny koniec marzeń "Blaugrany". Trzy minuty później znów "poszły iskry" - Vinicius zaczął krzyczeć w stronę Ronalda Araujo, który nie pozostał mu dłużny, a następnie popchnął reprezentanta Brazylii. Wybuchła spora kłótnia między obiema stronami, ale ponownie sytuację udało się w końcu uspokoić. Nerwowo było już w zasadzie do końca - niedługo potem za ostre zagranie "żółtko" zebrał Eder Militao, choć równie dobrze arbiter mógł sięgnąć bezpośrednio po czerwoną kartkę. Ostatecznie rezultat nie uległ już zmianie - Real Madryt zdecydowanie pokonał FC Barcelona i w finale Pucharu Króla zagra 6 maja z Osasuną. Jak oceniasz grę Roberta Lewandowskiego w meczu Pucharu Króla z Realem? - Dołącz do dyskusji na FB