"Fenomen sportowy. Powtarzalność sukcesów przez lata. Coś niewiarygodnego! Co tydzień siadaliśmy, jak do telenoweli" - mówił, żegnając Adama Małysza, słynny komentator Włodzimierz Szaranowicz. A przecież te słowa równie dobrze można przypisać sytuacji Roberta Lewandowskiego. Powtarzalność przez lata - o tym więcej będzie później. Na razie delektujmy się tym, że wciąż możemy co tydzień usiąść przez telewizorami, by obejrzeć jak polski napastnik demoluje kolejne defensywy zespołów niemieckiej Bundesligi. A w tygodniu zachwycić się, gdy Lewandowski zdobywa kolejne bramki w Lidze Mistrzów. Już teraz jest trzecim najlepszym strzelcem w historii tych rozgrywek. Najlepszym, nie licząc przybyszów z innej galaktyki - Ronaldo i Messiego. Poprzeczka została zawieszona - przez fanów, ale i samego Lewandowskiego - już niebotycznie wysoko. Nie wystarczy, by Bayern Monachium wygrał spotkanie. Nie wystarczy, by Lewandowski rozegrał dobry mecz. Jeżeli polski napastnik przynajmniej raz nie trafi do siatki rywala, rozczarowani są nie tylko kibice, ale przede wszystkim sam snajper. Widać to w mowie ciała - w rosnącej frustracji, gdy koledzy nie znajdują go pod bramką rywala, w nieustannym polowaniu na swojego gola - nieważne, czy Bayern prowadzi już 3-0, czy 4-0 i dawno rozstrzygnął losy spotkania. Widać to także, gdy Julian Nagelsmann, dając odpocząć niektórym zawodnikom, nie ma odwagi zdjąć Lewandowskiego z boiska dopóki ten nie wpisze się na listę strzelców. To dowód niesamowitej ambicji, która przez całą karierę napędza naszego strzelca. Lewandowski rozpieszcza kibiców. Przyzwyczaił nas, że do siatki trafia w każdym spotkaniu, w każdych okolicznościach. Zmarnowany karny czy niewykorzystana "setka" - urastają do rangi kompromitacji, mecz bez zdobytej bramki uchodzi za mecz stracony. A jeśli już taki się zdarzy, Lewandowski na kolejne spotkanie wychodzi tak zmotywowany, że najczęściej kończy się to hat-trickiem bądź przynajmniej doppelpackiem. Tylko w tym sezonie zaliczył dziewięć spotkań z przynajmniej dwoma zdobytymi golami, przy zaledwie sześciu "pustych przebiegach". Zupełnie jak w dowcipie, który przetoczył się przez kibicowskie fora, gdy "France Football" ogłosiło, iż "Lewy" ponownie nie zostanie nagrodzony Złotą Piłką. Kibice żartowali, co jeszcze musi zrobić Lewandowski, by w końcu sięgnąć po to wyróżnienie. "Styczeń 2022 roku: Wkurzony na ‘France Football’ Lewandowski skacze 155 m w Willingen. Luty 2022 roku: Niebotycznie wkurzony Lewandowski przywozi worek medali z igrzysk w Pekinie...". To oczywiście tylko żarty, ale doskonale oddają niesamowitą sportową motywację napastnika Bayernu. Ciągłe dążenie po więcej. Zobacz TOP 5 bramek i interwencji z Ligi Mistrzów - sprawdź teraz! Najlepszy strzelecki rok w karierze Lewandowskiego W poprzednim, 2020 roku Lewandowski sięgnął po wszystkie możliwe trofea - na czele z Ligą Mistrzów, Bundesligą, Pucharem Niemiec, zostając królem strzelców wszystkich tych rozgrywek. Kolejny rok dla Bayernu nie był tak bardzo udany (m.in. z powodu absencji "Lewego" w kluczowym dwumeczu z PSG), a mimo tego Polak poprawił jeszcze swoje strzeleckie osiągnięcia, śrubując niebotyczny rezultat. Patrząc na liczbę bramek Lewandowskiego w kolejnych latach, wyraźnie widać trend, który utrzymywał się po transferze do Bayernu Monachium. Wcześniej, w 2014 roku, w którym zamieniał Borussię Dortmund na Bayern zaliczył lekki "dołek" strzelecki, zdobywając 27 bramek. Różnicę "in minus" łatwo można tłumaczyć adaptacją do nowej drużyny, która na początku nie była łatwa. Aż do pamiętnego meczu z Wolfsburgiem (pięć bramek w dziewięć minut) Pepowi Guardioli wciąż chodził przecież po głowie pomysł gry bez nominalnego napastnika... Od 2015 roku - dorobek strzelecki Lewandowskiego oscylował w okolicach 50 zdobytych bramek na rok. Najwięcej zdobył ich w 2019 roku, gdy licznik zatrzymał się na 54 trafieniach. Jedno mniej zaliczył w 2017 roku. Wyniki strzeleckie Lewandowskiego ustabilizowały się na najwyższym światowym poziomie i wydawało się, że wielkim wyzwaniem będzie utrzymanie szalonego już tempa zdobywania bramek. "Lewy" postanowił jednak wrzucić kolejny bieg, o istnienie którego nikt chyba go nie podejrzewał. W przeciągu ostatnich 12 miesięcy aż 69 razy pokonywał bramkarzy rywali, po drodze bijąc dwa legendarne rekordy Gerda Muellera - w liczbie bramek zdobytych w pojedynczym sezonie i w roku kalendarzowym w Bundeslidze. Granica niemożliwego znów została przekroczona. Do stołu Messiego i Ronaldo potrzebne trzecie krzesło - To zaszczyt zdobyć taką nagrodę, grając w jednej erze z Messim i Ronaldo. Porównania z nimi to już coś cudownego - mówił przed rokiem Lewandowski na gali FIFA The Best. Ciężko jednak uciec od porównań z Argentyńczykiem i Portugalczykiem, kiedy napastnik Bayernu już trzeci rok z rzędu deklasuje strzelecko dwóch - prawdopodobnie - najlepszych piłkarzy w historii futbolu. W 2021 roku Lewandowski zdobył dokładnie tyle bramek, co w szczytowym momencie kariery Cristiano Ronaldo. Jego licznik w 2013 roku także zatrzymał się na 69 bramkach. Portugalczyk nigdy nie przekroczył tej liczby, potrzebując do jej osiągnięcia 59 rozegranych spotkań. "Lewy" wyrównał to osiągnięcie, rozgrywając jedno spotkanie mniej. Tegoroczny rezultat Lewandowskiego jest drugim najlepszym wynikiem w historii XXI wieku. Messi przebił go tylko raz - za to wynikiem tak kosmicznym, że aż ciężko uwierzyć, by taki rok zdarzył się naprawdę. W 2012 roku w 69 spotkaniach ówczesny napastnik Barcelony zdobył 91 bramek. To rekord, który prawdopodobnie nigdy nie zostanie pobity. Lewandowski, zaledwie rok młodszy od Messiego i trzy lata młodszy od Ronaldo, na piłkarskie salony wchodził, gdy wspomniana dwójka była już na samym szczycie. Gdy w 2010 roku finalizował transfer z Lecha Poznań do Borussii Dortmund, obaj mieli na koncie już po Złotej Piłce. Jak wyraźnie widać na grafice, polski napastnik potrzebował pięciu lat, by zbliżyć się do pułapu strzeleckiego Messiego i Ronaldo. W 2015 roku zdobył 49 bramek, przy 52 trafieniach Messiego i 57 bramkach Ronaldo. Rok później "Lewy" uzyskał 47 bramek, przy 59 trafieniach Messiego i 55 Ronaldo. Wciąż był krok z tyłu, choć rywale zaczynali czuć na plecach oddech Polaka. Po raz pierwszy Lewandowski dogonił sławy światowego futbolu w 2017 roku. Zdobył 53 bramki - tyle samo co Ronaldo i jedną mniej od Messiego. Wszystkich pogodził wówczas Harry Kane, zostając najlepszym strzelcem 2017 roku z 56 bramkami na koncie. Rok później "Lewy" przegrał z Messim o pięć bramek, lecz od 2019 roku nie ma już sobie równych wśród najlepszych strzelców świata. I to wszystko dopiero po przekroczeniu 30. roku życia! W latach 2011-18 tytuł najlepszego strzelca roku zawsze przypadał komuś z duetu Ronaldo-Messi, przełamany wyjątkiem w postaci Harry’ego Kane. Od 2019 roku trwa era Roberta Lewandowskiego. Robert Lewandowski a sprawa expected Goals Odłóżmy na chwilę wcześniejsze dywagacje i spróbujmy powalczyć z prowokacyjnym pytaniem: Czy Lewandowski strzela przynajmniej tyle bramek ile powinien? Tu z pomocą przychodzi nam tzw. model expected Goals, a więc model goli oczekiwanych. Sprowadza się on do przypisania konkretnej boiskowej sytuacji prawdopodobieństwa, z jakim uderzona przez napastnika piłka wpadnie do bramki przeciwnika. Jeżeli wartość xG (goli oczekiwanych) strzałów napastnika znaczenie przekracza liczbę zdobywanych przez niego bramek, śmiało możemy przyjąć, że napastnik jest pod formą i nie strzela tylu goli, ile wynikałoby z sytuacji stworzonych przez jego zespół. Jeśli zaś zdobywa więcej bramek, niż wskazywałoby na to xG - można przypuszczać, że forma piłkarza mocno zwyżkuje. Analizując dane Lewandowskiego z platformy Understat.com, widać genialną dyspozycję snajpera z sezonu 2020/21, w którym pobił rekord Gerda Muellera. Wówczas Lewandowski przebił swój współczynnik xG (liczbę goli oczekiwanych) aż o dziewięć trafień! Wskaźnik xG z tamtego sezonu pokazywał, że Lewandowski powinien zdobyć 32 ligowe bramki, natomiast - jak wiemy z historii - snajper pobił rekord Muellera, wpisując się na listę strzelców aż 41 razy. Różnicę jednej-dwóch bramek można jeszcze złożyć na karb przypadku, lecz dziewięć goli różnicy to już dowód wybitnej formy napastnika. Od sezonu 2015/16 współczynnik xG Lewandowskiego utrzymuje się na równym poziomie i oscyluje w okolicach 30 bramek na sezon. W uproszczeniu można założyć zatem, że drużyna Bayernu (wraz z samym Lewandowskim) wypracowuje napastnikowi okazje, które powinny przynieść właśnie około 30 goli w sezonie. Jest to liczba zbliżona do liczby zdobywanych przez niego bramek - z dwoma wyjątkami. Pierwszym był wspomniany wyżej "wyskok" przy pobiciu rekordu Muellera, gdy "Lewy" strzelał więcej goli, niż "powinien", drugi - był zaskoczeniem negatywnym. Jeśli wierzyć modelowi bramek oczekiwanych, Lewandowski największe szanse na pobicie rekordu Muellera miał nie w sezonie 2020/21, a w sezonie 2018/19. Wówczas jego współczynnik xG wyniósł aż 33,14, choć Lewandowski zdobył "tylko" 22 bramki! Ten wynik wystarczył do sięgnięcia po koronę króla strzelców (drugi Paco Alcacer strzelił 18 goli), lecz pokazuje, że w tamtym okresie "Lewy" zmarnował wiele dogodnych sytuacji. Natomiast - biorąc pod uwagę cały okres pobytu w Monachium - można śmiało stwierdzić, że Lewandowski strzela dokładnie tyle goli, ile należy od niego oczekiwań. Według modelu statystycznego "Lewy" w ośmiu ostatnich sezonach powinien zdobyć 221 ligowych bramek. A zdobył ich 222. To zresztą kolejny przykład tego, jak analiza - często wyśmiewana na przykładzie pojedynczych zdarzeń - sprawdza się w piłce nożnej w dłuższej perspektywie. Z tych miejsc zdobywał gole Lewandowskiego, bijąc rekord Muellera: Czy Julian Nagelsmann stłamsił atuty "Lewego"? Od momentu zatrudnienia Juliana Nagelsmanna nie milkną głosy, sugerujące, że Lewandowski nie jest do końca zadowolony z taktyki nowego trenera. Leroy Sane ustawiony jest bliżej środka boiska, by zrobić miejsce na boku dla Alphonso Daviesa, wokół "Lewego" wciąż krąży Thomas Mueller, a z drugiej linii w pole karne wbiega Leon Goretzka. To sprawia, że na środku ataku jest ciasno, a Lewandowski nie dostaje tylu podań, co za kadencji Hansiego Flicka. Ogień pod plotki podłożył brak radości Lewandowskiego po bramkach w meczu ze Stuttgartem, czy rzekome długie rozmowy napastnika z trenerem na temat strategii boiskowej. Tymczasem liczby są bezwzględne - u Naglesmanna Lewandowski jest tak skuteczny, jak nigdy wcześniej. W 21 spotkaniach pod wodzą 33-latka środkowy napastnik zdobył aż 26 bramek. To daje niebotyczną średnią 1,24 bramki na mecz! Oczywiście - to wciąż dopiero początek przygody Nagelsmanna w Bawarii. Oczywiście - Lewandowski "urósł" pod okiem innych trenerów, jak Klopp, Guardiola, czy właśnie Flick. Oczywiście - młody szkoleniowiec dostał już gotowy produkt najwyższej światowej klasy. Wciąż jednak musiał potrafić z niego skorzystać. Teoria, jakoby Nagelsmann nie potrafił wykorzystać atutów Lewandowskiego, jest zwyczajnie nie do obronienia. Wystarczy spojrzeć na liczby - 21 spotkań, 26 bramek! A przecież powinniśmy dołożyć do tego jeszcze spotkania, w których oficjalnie zespół prowadził Dino Toppmoeller, gdy Nagelsmann chorował na koronawirusa. W tamtych czterech spotkaniach "Lewy" dołożył cztery kolejne bramki. Lewandowski to maszyna, a Nagelsmann potrafi z tej maszyny korzystać. Szczęście do trenerów. Rozwój u Kloppa i Guardioli Kosmiczną granicę średniej powyżej jednej bramki zdobywanej na mecz Lewandowski przekroczył już pod wodzą Hansiego Flicka. Za kadencji obecnego selekcjonera niemieckiej reprezentacji "Lewy" wystąpił 71 razy. Zdobył 83 bramki. Powtarzalność na nieziemskim poziomie. Doskonałe rezultaty napastnik notował też u Carla Ancelottiego i Nika Kovaca, u obu strzelając ze skutecznością średnio 0,95 bramki na mecz. Paradoksalnie za granicą najniższy współczynnik skuteczności Lewandowski notował u trenerów, którym - jak sam podkreśla - zawdzięcza najwięcej. Pod wodzą Juergena Kloppa Lewandowski zdobył 102 bramki w 186 spotkaniach (śr. 0,55 g/m), a u Guardioli - 67 bramek w 100 spotkaniach (śr. 0,67 g/m). Wówczas snajper był jednak w zupełnie w innym punkcie swojej kariery piłkarskiej. U Kloppa debiutował jako chudy chłopak z Ekstraklasy, grający za plecami Lucasa Barriosa. Współpracę z Niemcem kończył już jako finalista Ligi Mistrzów, dwukrotny mistrz Niemiec i człowiek, który strzelił cztery gole Realowi Madryt w półfinale Champions League. U Guardioli zrobił kolejny krok, ku doskonałości. - Dzięki niemu zyskaliśmy inne spojrzenie na piłkę, z zupełnie innej perspektywy. Każdy z nas poczynił krok w rozwoju. Wiele się u niego nauczyłem, zwłaszcza pod względem poruszania się na boisku - mówił o katalońskim szkoleniowcu Lewandowski. Polak miał ogromne szczęście, po wyjeździe z Polski trafiając od razu na dwóch być może najwybitniejszych trenerów ostatnich lat - Kloppa i Guardiolę. A przecież zaraz później miał okazję współpracować z kolejnymi wielkimi szkoleniowcami - Carlem Ancelottim i Juppem Heynckesem. - Kiedy myślę o Carlo, to na myśl przychodzi mi sposób, w jaki komunikował się z piłkarzami. Podobnie zresztą jak Heynckes. To nie tylko wielcy trenerzy, ale i również ludzie - opowiada o nich Lewandowski. Rozwój obecnego kapitana reprezentacji Polski u każdego kolejnego szkoleniowca jest widoczny goły okiem - wystarczy rzucić okiem na kolejny wykres. Wygląda tak, jakby Lewandowskiego zupełnie nie dotykał upływ czasu... Atak na Mount Everest. Kilka słów o przyszłości A skoro o upływie czasu już mowa - co przed Robertem Lewandowskim? Kolejnym celem jest atak na miano najlepszego strzelca w historii Bundesligi. Polak ma przed sobą tylko legendarnego Gerda Muellera. Ten z 365 bramkami na koncie zdystansował rywali. Do niedawna wydawało się, że rekord ten jest absolutnie poza zasięgiem Lewandowskiego - ale to samo mówiono przecież o rekordzie 40 bramek w sezonie. Kapitan polskiej reprezentacji na koniec 2021 roku zniwelował stratę do Muellera do zaledwie 69 bramek. To tyle samo bramek, co zdobytych przez Roberta w ciągu ostatnich 12 miesięcy! Oczywiście, przy nadrabianiu tej różnicy liczone będą jedynie bramki zdobyte w Bundeslidze. Wyrównanie rekordu Muellera, przy obecnym tempie zdobywania bramek przez Lewandowskiego, zajęłoby mu około trzech sezonów. Czy jest więc możliwe, by na koniec 2024 roku "Lewy" zdetronizował niekwestionowanego dotychczas króla Bundesligi? Lewandowski będzie miał wówczas ponad 36 lat. Zadanie wydaje się karkołomne, ale czy snajper Bayernu nie pokazał już, że przekraczanie kolejnych granic, to jego domena? O ile pobicie tego rekordu Muellera przypomina wyprawę na Mount Everest, tak kolejny rekord można porównywać do wyprawy na Księżyc - i to samochodem. Najlepszy strzelec w historii Ligi Mistrzów, Cristiano Ronaldo, zgromadził w tych rozgrywkach 140 bramek. Drugi jest Lionel Messi z wynikiem 125 bramek. Nie ważne, jak dobrym samochodem dysponowałby w tym wyścigu Lewandowskim - nawet bolidem F1 - do konkurentów w tym wypadku nie dobije. Polak ma obecnie na koncie 82 bramki w Champions League i jest pierwszym ze "śmiertelników", wyprzedzając m.in. Karima Benzemę, Raula, Ruuda van Nistelrooya, Thomasa Muellera, Thiery’ego Henry’ego, Andrija Szewczenkę, czy Zlatana Ibrahimovicia, Filippo Inzaghiego i Alessandro Del Piero. Realny cel? Dobicie do granicy 100 bramek w Champions League. To także pozwoliłoby Lewandowskiemu zapisać się w historii futbolu. Przed kapitanem reprezentacji Polski także wyzwania związane z narodową kadrą. Indywidualnie Lewandowski już jest rekordzistą pod względem występów i zdobytych bramek w reprezentacji Polski. Czekają go jednak inne wyzwania. Już wkrótce "Lewy" może wskoczyć na podium najskuteczniejszych strzelców w historii europejskich reprezentacji. Tak prezentuje się obecnie najskuteczniejsza czwórka: 1. Cristiano Ronaldo (Portugalia) - 115 bramek, 2. Ferenc Puskas (Węgry/Hiszpania) - 84 bramki, 3. Sandor Kocsis (Węgry) - 75 bramek, 4. Robert Lewandowski (Polska) - 74 bramki. Do trzeciego Kocsisa brakuje zatem tylko jednego gola, a realnie patrząc Lewandowski ma szansę awansować nawet na drugą pozycję. I kolejny raz udowodnić, że niemożliwe nie istnieje. Wojciech Górski *Specjalne podziękowania dla Wojciecha Frączka za konsultację merytoryczną. Dane na temat expected Goals: www.understat.com.