3. Bundesliga. Wyniki, tabela i strzelcy - kliknij tutaj!Chyba każdy polski kibic chciałby, żeby Ekstraklasa prezentowała poziom organizacyjny i sportowy najlepszych lig na świecie, ale koń jaki jest, każdy widzi. Niedawno Jacek Bąk powiedział nam, że polski ligowy futbol to zabawa dla wytrwałych i... trudno odmówić mu racji. Ale na słabą frekwencję na naszych stadionach nie wpływa tylko przeciętny poziom sportowy rozgrywek. Kilka lat temu wydawało się, że wszystko zmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy powstaną nowe stadiony. Piękne areny rzeczywiście zostały wybudowane w całej Polsce i co? Stadiony mamy jedne z najpiękniejszych w Europie, tylko kibiców mało. Za coraz lepszą infrastrukturą nie poszedł przecież znaczący wzrost w średnich zarobkach społeczeństwa i jakościowy skok w poziomie gry polskich klubów. Ba - już prawie 20 lat czekamy na Ligę Mistrzów, w której przecież potrafiły grać Legia Warszawa i Widzew Łódź (jeszcze na starych stadionach, które w porównaniu z tymi, jakimi dziś dysponują najsilniejsze kluby, przypominały raczej skanseny). Dawno już nie możemy porównywać się z 1. Bundesligą, pogodziliśmy się z tym, że Legia to nie Bayern, a Lechowi daleko do Borussii Dortmund. Ale tego, że pod względem frekwencji Ekstraklasę prześcignie nawet 3. liga niemiecka, nie przewidział chyba nikt. 25 tysięcy kibiców na meczu 3. ligi? To możliwe! W ostatniej kolejce Ekstraklasy na trybunach pojawiło się łącznie 73290 widzów, co daje średnią 9100 kibiców na mecz. To bardzo niewiele, biorąc pod uwagę, że np. na mecze inauguracyjnej kolejki 3. Bundesligi przyszło łącznie aż 105513 widzów. Daje to imponującą średnią 10551 kibiców na jedno spotkanie! - Frekwencja na niemieckich stadionach rzeczywiście robi ogromne wrażenie. Ale to, że średnia widzów w 1. kolejce 3. Bundesligi była wyższa niż w ostatniej serii meczów Ekstraklasy... No, to jest dla mnie naprawdę spore zaskoczenie - nie ukrywa w rozmowie z Interią były piłkarz m.in. Hamburger SV Paweł Wojtala. Mecze największych potęg Ekstraklasy - Legii i Lecha - w ostatni weekend oglądało po około 13 tysięcy kibiców. Tymczasem spotkania Dynama Drezno czy FC Magdeburg grubo powyżej 20 tysięcy. Ponad 15 tysięcy fanów przyszło także na stadion Hansy Rostock. To ogromna liczba, tym bardziej, że Hansa w ostatni weekend grała z... rezerwami Werderu Brema. - Hansa, Dynamo i Magdeburg to kluby ze wschodnich Niemiec. Tam jest wielki głód poważnej piłki. Te drużyny mają ogromne tradycje i rzesze oddanych kibiców. Do tego dochodzą oczywiście spore pieniądze i rozsądna polityka sportowo-marketingowa - mówi Wojtala. - Jeśli chodzi o wschodnią część Niemiec, to w 2. Bundeslidze jest jeszcze RB Lipsk, ale to w dużej mierze sztuczny twór, zasilany pieniędzmi jednego z bogatych koncernów branży spożywczej. Akurat ten klub ma spore problemy ze zbudowaniem zaplecza kibicowskiego - dodaje były zawodnik klubów Bundesligi. Polska piłka klubowa potrzebuje sukcesu Dlaczego na mecze Ekstraklasy przychodzi mniej kibiców niż na 3. ligę niemiecką? Częściowo frekwencja zależy oczywiście od tego, że Rostock (ok. 200 tys. mieszkańców), Magdeburg (230 tys.) i przede wszystkim Drezno (530 tys.) są dużymi miastami bez klubów w w dwóch czołowych ligach niemieckich. Wydaje się jednak, że niska frekwencja w polskiej Ekstraklasie w dużej mierze wynika choćby z wysokich (w stosunku do średnich zarobków) cen biletów na mecze oraz obowiązku wyrabiania kart kibica. - Nie oszukujmy się, jesteśmy kilkanaście lat za Niemcami na kilku płaszczyznach. Jeśli chodzi o modę na piłkę, marketing, także system rozgrywek, który jest tam ustabilizowany i bardzo atrakcyjny. Nam do tego trochę brakuje, ale sądzę, że wszystko idzie u nas w dobrym kierunku. Warunki przebywania na polskich stadionach są bardzo dobre, coraz rzadziej zdarzają się na nich także ekscesy z kibicami w roli głównej - wylicza były reprezentant Polski. Na usta ciśnie się pytanie - skoro jest tak dobrze, to... dlaczego jest tak źle? Wojtala: - Naprawdę dużym zainteresowaniem cieszy się raptem kilka polskich klubów, a Lech i Legia wyraźnie dystansują resztę stawki. Aby zrobić krok do przodu, nasza klubowa piłka potrzebuje jakiegoś poważnego impulsu. Takim byłby np. awans do Ligi Mistrzów. Problem w tym, że w ostatnich latach to dla polskich klubów "mission impossible". Autor: Bartosz Barnaś