Angela Merkel starała się być bezstronna, gdy przed ostatnim finałem Champions League na Wembley pytano ją, za kogo ma zamiar ściskać kciuki? Odpowiedź, że za Niemców świadczyła o nie najgorszym poczuciu humoru pani kanclerz. Jako polityk powinna była jednak ogłosić swoją sympatię dla Borussii Dortmund, wszystkie badania niemieckiej opinii publicznej wskazywały bowiem, że za klubem z Westfalii opowiadało się dwa razy więcej jej rodaków niż za Bayernem Monachium. Z pozoru to wynik zaskakujący, biorąc pod uwagę potęgę, historię i sukcesy giganta z Bawarii. Bogaty, utytułowany i agresywny Bayern A jednak. Bayern, choć jest wizytówką Bundesligi, ma opinię futbolowego aroganta. Bogaty, utytułowany, agresywny, w 2012 roku ogłosił rekordowe dochody (322 mln euro), a jednak pod względem wizerunkowym wciąż ustępujący pola kolosom z innych krajów. Hiszpański dziennik "El Pais" zauważa, że ma zaledwie 7,4 mln fanów na Facebooku, podczas gdy Barcelona aż 43 mln, Real Madryt 38,7 mln, a Manchester United 34,1 mln. Wydaje się, że w podbijaniu zagranicznych rynków Bawarczycy zmarnowali ostatnie lata. A były to przecież lata znaczących sukcesów. Od 2010 roku Bayern aż trzy razy docierał do finału Champions League. Choć jest dziś nr 1 w europejskiej piłce nie ma w swoich szeregach najbardziej medialnych graczy na ziemi. Wydaje się, że pragmatyczni Bawarczycy chcieliby to zmienić, jeśli prawdą są informacje o tym, że w ostatnim czasie bardzo poważnie zaangażowali się w walkę o transfer Neymara. Barcelony jednak nie przebili. Symbolem klubu z Allianz Arena pozostaną więc, póki co Bastian Schweinsteiger i Philipp Lahm, piłkarze bardzo solidni, nieposiadający jednak daru do rozpalania namiętności kibiców pod każdą szerokością geograficzną. Wobec Barcelony, Realu, Manchesteru i wielu innych klubów Bayern wciąż jest słabo rozpoznawalny w Azji, czy Ameryce. A przecież futbol to dziś biznes globalny wykraczający daleko poza wygrywanie meczów. Złośliwcy żartują, że rządzący Bayernem Franz Beckenbauer, Uli Hoeness, czy Karl Heinz Rummenigge robili co mogli, by nowe gwiazdy nigdy nie przyćmiły ich samych. Tak na serio jednak, dopiero ostatnio sytuacja ekonomiczna klubu stała się taka, iż stać go niemal na każdego gracza. W przeszłości Bawarczycy musieli często zaciskać pasa, oglądać każde wydawane euro, stąd wziął się między innymi ich obecny status finansowy. Jak Guardiola może przebić Heynckesa? Zapyta ktoś: co może dać Bayernowi Pep Guardiola po najlepszym sezonie w jego historii? W czym dzieło Katalończyka ma udoskonalić zespół Juppa Heynckesa, który zdobył właśnie potrójną koronę? Jeśli spojrzymy na sprawę szerzej, dostrzeżemy, iż Katalończyk jest w stanie zafundować Bawarczykom medialnego kopa. Zmienić ich wizerunek na bardziej interesujący i sympatyczny, szczególnie dla kibiców zagranicznych. Na dzisiejszą prezentację Guardioli w Monachium akredytowało się ponad 200 dziennikarzy, transmisję na żywo prowadziło sześć kanałów telewizyjnych (w Polsce pokazywał ją Eurosport). Środowe i czwartkowe treningi Bayernu zostały otwarte dla widzów, sprzedano na nie po 25 tys biletów w symbolicznej cenie jednego euro. Pep może też wylansować młodych Niemców Thomasa Muellera, Toniego Kroosa, a szczególnie Mario Goetzego na graczy, którzy osiągną status zbliżony do światowej czołówki. Wszyscy są piłkarzami ofensywnymi, zdobywającymi sporo goli, czas, by globalny kibic dostrzegł, iż talentem nie ustępują nawet gwiazdom zaciężnym Franckowi Ribery’emu i Arjenowi Robbenowi. Z pewnością dla wszystkich wymienionych perspektywa pracy z Katalończykiem powinna stanowić nowy impuls. Javi Martinez nie ma wątpliwości. Gracze Bayernu czekają na Pepa z niecierpliwością. Jak jeden mąż byli wielbicielami jego dzieła na Camp Nou, teraz są ciekawi, co uda mu się zdziałać z nimi? Hiszpan zapewnia, że mimo potrójnej korony, nikt w kadrze Bayernu nie uważa się za piłkarza skończonego. Praca z kimś takim jak Guardiola może ustrzec Bawarczyków przed popadaniem w rutynę i samozachwyt. Niemiecką młodzież podziwia cały świat Guardiola zabrał do Monachium czterech współpracowników z Barcelony. Tłumaczy, że skoro Bayern działa dobrze, to znaczy, że zatrudnia znakomitych fachowców. Nowy trener ma pomagać przy rozwijaniu akademii piłkarskiej Bayernu Monachium, dobrej, świetnie zorganizowanej, ale nie tak medialnej jak "La Masia" w Katalonii. Niemiecka młodzież, którą zaczyna podziwiać cały świat, znajdzie się więc w rękach kogoś, kto wyniósł na piedestał szkółkę Barcelony. Wszystko to jednak tematy poboczne. Co Katalończyk zmieni w składzie i sposobie gry pierwszej drużyny? Niezbyt wiele. W każdym razie nie szykuje rewolucji. Zapewne zechce udoskonalić grę kombinacyjną, zachowując siłę skrzydeł i oczywiście wysoki pressing. Kiedy przed rokiem Bayern przegrał finał Champions League z Chelsea na Allianz Arena, Heynckes przygotował dla swoich graczy wideo mające uzmysłowić im, na czym polega nowoczesny futbol. Pominął fragmenty meczów londyńczyków, wybrał spotkania Barcelony i Borussii Dortmund. Gra obu drużyn agresywnym pressingiem na połowie rywala stanowiła wtedy wzorzec dla Bawarczyków. Wzorzec, który udało się zrealizować potem w praktyce. Na prezentacji Pepa w Monachium Karl-Heinz Rummenigge mówił, że dla niego Bayern to wciąż w światowej piłce nr 2. Podkreślał niewiarygodne dokonania Barcelony i ona pozostaje dla niego numerem 1. Wyprzedzenie Katalończyków pod wodzą człowieka, który tworzył ich wielkość, to cel Bayernu ery Guardioli. Czy można się dziwić, że taka perspektywa porwała także Roberta Lewandowskiego? 17 milionów euro za sezon dla Pepa Rywalizacja Guardioli z Juergenem Kloppem to będzie wydarzenie wykraczające poza granicę Niemiec. Mimo wszystko Heynckes nie miał aż takiej charyzmy, jak szkoleniowiec Borussii. Na prezentacji Katalończyka Rummenigge powiedział, że triumfy w Bundeslidze są dla niego celem podstawowym. Nawet ważniejszym niż Champions League? Pep będzie zarabiał w Bayernie 17 mln euro za sezon. Według doniesień mediów właściciele Manchester City i Chelsea dawali mu znacznie więcej. Twierdzi, że wybrał Monachium ze względu na historię, tradycję i dokonania klubu. Podziwia jego pracę z młodzieżą, wierzy, że Rummenigge i Hoeness, jako byli wielcy gracze zrozumieją sens jego pracy lepiej niż szejk z oligarchą. Czy się nie pomyli? Szefowie klubu z Bawarii mają mało taktowny zwyczaj ostrego traktowania swoich szkoleniowców. I to publicznie. Dyrektor sportowy Matthias Sammer krytykował Heynckesa nawet po wygranych meczach, nie mówiąc o tym jak kiedyś Beckenbauer przypominał legendarnemu Ottmarowi Hitzfeldowi, że futbol to nie matematyka. Louis van Gaal i Juergen Klinsmann bywali atakowani w mediach bez pardonu przez swoich bawarskich pracodawców. Nie jest więc pewne, czy piłkarska przeszłość Sammera, Rummenigge i Hoenessa powinna aż tak bardzo uspokajać Katalończyka? Dziś wychwalają go pod niebiosa, Beckenbauer powiedział, że praca Pepa będzie nobilitowała całą Bundesligę, na prezentacji przygotowano nawet specjalne menu z tapas i kremem katalońskim na deser. Co będzie jednak po pierwszym przegranym meczu? Pep będzie znaczył w Barcelonie mniej "Cieszymy się z tego, że taki ktoś jak Guardiola trafia do nas. Uważamy, że to najfantastyczniejszy kandydat na szkoleniowca w tym klubie. Niech jego praca wyznaczy nową epokę w Bayernie. Koniec końców jednak futbol polega na wygrywaniu i zdobywaniu trofeów" - stwierdził dziś na prezentacji nowego trenera Rummenigge. A więc tak, czy owak efekt pracy Pepa zostanie określony na boisku. Pere Guardiola, brat i agent byłego szkoleniowca Barcelony opowiada, że od pół roku wręcz obsesyjnie uczy się on niemieckiego. Wynajął prywatną nauczycielkę, która towarzyszyła mu nawet podczas obiadów i podróży z Nowego Jorku do Barcelony. Dla reszty rodziny była to ponoć udręka, bo Guardiola przez zapomnienie zwracał się czasem do dzieci w obcym języku. Na poniedziałkowej prezentacji mógł jednak błysnąć niemieckim. Kiedyś Jan Himilsbach namawiany przez reżysera do zagrania w filmie zagranicznym powiedział: "A jeżeli nauczę się angielskiego, a pan filmu nie nakręci, to ja jak ten ch.. z tym angielskim zostanę". Ciekawe, czy Guardiola nie pozostanie kiedyś jak niepyszny ze swoim niemieckim? Gdyby w Bayernie mu się nie powiodło, trudno byłoby mu znaleźć inny klub w Bundeslidze. W drodze na prezentację do Monachium Pep spotkał się w Barcelonie ze swoim mentorem Johannem Cruyffem. Część kibiców klubu z Katalonii odebrała to, jako akt niechęci wobec obecnego prezesa Sandro Rosella (Rosell i Cruyff się nie znoszą). To naturalne, że z każdym dniem Pep będzie znaczył w Barcelonie mniej. Bardziej paradoksalny jest raczej fakt, że w latach 70-tych niemiecki i holenderski sposób postrzegania futbolu wydawały się czymś nie do pogodzenia. Czasy się zmieniły na tyle, że zagorzały "cruyffista" może stanąć na czele klubu Beckenbauera. Autor: Dariusz Wołowski Porozmawiaj o artykule na blogu Darka Wołowskiego