Puchacz przestał grać regularnie po wyjeździe z Polski Tymoteusz Puchacz rozwijał się dynamicznie, dopóki grał w Lechu Poznań. 1 czerwca 2021 r. Paulo Sousa pozwolił zadebiutować mu w reprezentacji Polski, wystawiał go także na Euro 2020. Choć nie wszystkie dośrodkowania Puchacz miał celne, wydawało się, że mamy już z głowy poszukiwania lewego obrońcy. W lipcu ubiegłego roku, za 2,5 mln euro, Tymek został sprzedany do Unionu i zaczęły się kłopoty. Polak występował tylko w Lidze Konferencji, którą berlińczycy traktowali po macoszemu. Nie pomogły mu nawet asysty w tych rozgrywkach, w spotkaniu z KuPS Palloseura i z Feyenoordem Rotterdam. W Bundeslidze nie dostał nawet minuty. Rzadko mieścił się w kadrze meczowej, udało mu się tylko dwukrotnie na 18 spotkań. To był jasny sygnał: trzeba się ratować zmianą klubu. 12 stycznia tego roku trafił na wypożyczenie do Trabzonsporu, z którym sięgnął po mistrzostwo Turcji, rozgrywając dziewięć spotkań w Super Lig. Z powrotem do Unionu wrócił koszmar Puchacza W lipcu skończyło się jednak wypożyczenie i Puchacz musiał wrócić do Unionu. Wraz z tym wrócił stary koszmar - Fischer nie widzi go w składzie. Nie wystawił Polaka ani w spotkaniu Pucharu Niemiec z Chemnitzerem, ani na start Bundesligi - derby z Herthą BSC. Podobną gehennę przechodził w Unionie Paweł Wszołek, który nie dostał również ani minuty w Bundeslidze, musiał się zadowolić 17 minutami z Waldhof Mannheim w drugiej rundzie Pucharu Niemiec, więc wrócił do Legii. Czyżby Fischer nie lubił Polaków? - O to, jak pracowałem na treningach, można zapytać Tymka. Nie chcę rzucać nazwiskami, ale podchodzili do mnie piłkarze, którzy rozegrali po 200 meczów w Bundeslidze i dziwili się, dlaczego nie dostałem szansy - powiedział Wszołek, cytowany przez "Fakt". Wszołek: Puchacz poradzi sobie w Berlinie Legionista ma nadzieję, że jego młodszy kolega Puchacz koniec końców poradzi sobie w Berlinie. Czytaj też: Puchacz odpowiada na krytykę. "Dla mnie to farmazon"