Coraz więcej wskazuje na to, że po mistrzostwo Niemiec sięgnie Bayer Leverkusen, który śrubuje rekord meczów bez przegranej i w niedzielne popołudnie zainkasował kolejne trzy punkty, pokonując na wyjeździe Freiburg. Równie ciekawe jest to, co dzieje się za plecami "Aptekarzy". A tam toczy się walka o miejsca gwarantujące udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Swoje zadanie w 26. kolejce wykonał wicelider Bayern Monachium, który w sobotę rozbił Darmstadt 5:2. Pięć bramek rywalom strzelili też piłkarze RB Lipsk, którzy plasują się za podium Bundesligi, a zwycięstwo odnotował także trzeci Stuttgart. W ciekawie zapowiadającym się niedzielnym spotkaniu zmierzył się ekipy Borussii Dortmund i Eintrachtu Frankfurt, czyli obecnie piąta i szósta siła ligi niemieckiej. Równość sił do przerwy. Borussia Dortmund i Eintracht dały po ciosie Eintracht już w pierwszym kwadransie mocno naciskał i w 14. minucie został nagrodzony za swoje starania. Na listę strzelców wpisał się Mario Goetze, który dopadł do piłki w okolicy szesnastego metra i płaskim strzałem pokonał bramkarza Borussii. Gorąco wokół Lewandowskiego, padła kluczowa wiadomość. Jest komunikat Bayernu Gospodarze chcieli szybko odpowiedzieć na gola drużyny z Eintrachtu i z minuty na minutę ich akcje były coraz groźniejsze. Aż w 33. minucie Donyell Malen obsłużył świetnym podaniem Karima Adeyemiego, a ten umieścił piłkę w siatce, doprowadzając do wyrównania. Do szatni piłkarze zeszli przy remisie 1:1, z którego zdecydowanie bardziej cieszyli się goście. Czerwona kartka i dwie bramki. Działo się w końcówce spotkania Na pierwszą groźniejszą akcję po zmianie stron przyszło nam poczekać aż do 69. minuty. Wtedy też Omar Marmoush zmarnował świetną okazję do przechylenia szali zwycięstwa na korzyść Eintrachtu. Borussia Dortmund wyglądała na zespół uśpiony, jednak gotowy przeczekać rywala i wyprowadzić zabójczy atak. Trener zespołu Polaka stracił pracę. Zanosiło się na to od dawna W 81. minucie cały stadion w Dortmundzie ryknął z radością. Perfekcyjną wrzutką z wolnego popisał się Julian Brandt, a podanie trafiło na głowę Matsa Hummelsa. 35-latek znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie i dał dortmundczykom upragnione prowadzenie 2:1. Podopieczni Edina Terzicia po strzelonym golu cofnęli się, a walkę o obronę wyniku utrudniła czerwona kartka dla Emre Cana. Od 85. minuty gospodarze musieli radzić sobie w dziesiątkę. Sędzia otrzymał sygnał od wozu VAR i pobiegł sprawdzić sytuację na powtórce. Ostatecznie decyzję zmienił i zamiast czerwonej, pokazał pomocnikowi Borussii Dortmund "tylko" żółtą kartkę. Chwilę później doświadczony zawodnik stanął przed rzutem karnym, który arbiter podyktował po faulu Robina Kocha. Can się nie pomylił i podwyższył wynik na 3:1.