Po tym jak w poprzednim sezonie znany z twardej ręki trener Felix Magath zdołał doprowadzić Schalke 04 do wicemistrzostwa Niemiec, oczekiwania przed nowymi rozgrywkami były w Gelsenkirchen ogromne. Magath jednak, przeczuwając że ze składem z poprzednich rozgrywek trudno będzie pobić tamto osiągnięcie, w wakacyjnym oknie transferowym zaplanował prawdziwą rewolucję. W sumie z klubu odeszło 15 zawodników, a najbardziej znaczącymi graczami, którzy opuścili Veltins Arena byli podstawowi obrońcy - Bordon, Rafinha i Heiko Westermann, a także snajper Kevin Kuranyi. Po tak dużych ubytkach, wiadomo było, że nie obejdzie się bez wzmocnień. Wszechmogący Magath dostał od właścicieli klubu do dyspozycji ponad 40 milionów euro. Z tak wielką kasą w kieszeni wiadomo było, że ponury Felix będzie liczącym się graczem na transferowym rynku. Długo nie udawało się jednak Magathowi przekonać do przyjścia na Veltins Arena graczy z pierwszych stron gazet. Przebiegły szkoleniowiec tak długo czynił jednak transferowe podchody aż dopiął swego. Udało mu się ściągnąć do Schalke Raula z Realu, Klaasa-Jana Huntelaara z Milanu i Jurado z Atletico Madryt. Oprócz nich zakontraktował jeszcze 10 zawodników, z których każdy miał być znaczącym wzmocnieniem składu. Miało być pięknie i efektownie, a tymczasem na razie Schalke kompletnie zawodzi! Przegrało kolejno cztery mecze w Bundeslidze (z Hamburgiem, Hannoverem, Hoffenheim i wielkim rywalem, Borussią Dortmund) i dopiero w środę "Konigsblauen" odnieśli pierwsze zwycięstwo - z Freiburgiem (2-1). Nawet to nie pomogło jednak odbić się ekipie z Zagłębia Ruhry od dna tabeli Bundesligi. Patrząc na grę Schalke widać kompletną degrengoladę i brak zgrania poszczególnych formacji. Magath, który wymienił połowę składu, teraz pewnie pluje sobie w brodę, bo jego piłkarze prześcigają się w popełnianiu szkolnych błędów. Defensywa dowodzona w tym sezonie przez Christopha Metzeldera wyraźnie odczuwa brak sprzedanych Westermanna i Bordona. Skutek jest taki, że zespół, który w poprzednim sezonie w 15 meczach Bundesligi zachował czyste konto, w obecnych rozgrywkach w raptem 5 meczach już zdążył stracić 10 goli. Magath, widząc już w sierpniu słabość obrony swego zespołu, sprowadził rzutem na taśmę Nicolasa Plestana z Lille i Hansa Sarpeia z Leverkusen. Obaj zawodnicy na razie nie potrafią odnaleźć się jednak na boisku i trener Schalke przeczesuje kadrę zespołu w poszukiwaniu graczy, których można by przemianować na obrońców. Ostatnio padło na Joela Matipa, defensywnego pomocnika, którego chwytający się brzytwy Magath próbował na prawej obronie. Rolę Matipa - jako gracza czyszczącego przestrzeń przed obrońcami - przejął jeden z największych talentów Bundesligi, ofensywny pomocnik Ivan Rakitić. Zawodzą także napastnicy - Huntelaar, Raul i Erik Jendrisek mieli zapewnić Schalke mnogość opcji w ataku. Na razie jednak częściej doprowadzają do czarnej rozpaczy kibiców i trenera, niż obronne szeregi rywali. Wielkich nadziei nie spełnia przede wszystkim Raul. Legenda Realu Madryt to na niemieckich boiskach tylko cień piłkarza, którego kibice pamiętają z dawnych lat. Przygotowania do sezonu szły w Gelsenkirchen dobrze dopóty, dopóki Magath dysponował szkieletem drużyny z poprzedniego sezonu. W miarę upływu czasu, gdy Schalke opuszczali kolejni wicemistrzowie z zeszłego sezonu było coraz gorzej, ale czujność szefów klubu z Gelsenkirchen była wtedy uśpiona. Zamiast powstrzymać masowy exodus kluczowych graczy, wkładali w ręce trenera ogromne pieniądze. Szkoleniowiec miał w kieszeni coraz więcej euro, ale zabrakło mu pomysłu na to, jak mądrze wydać tak wielką kasę. Teraz przed Felixem Magathem piekielnie trudne zadanie - musi szybko udowodnić, że miał rację sprowadzając do klubu hordę nowych graczy. Bo każda kolejna porażka może oznaczać, że popularny "kat" sam będzie musiał położyć głowę pod topór! Bartosz Barnaś Czytaj inne teksty Bartka i dyskutuj z Nim na blogu