Rzuty karne od lat ekscytują piłkarskich kibiców. To w pasjonujących seriach jedenastek rodzili się giganci, bohaterowie turniejów, a także najwięksi przegrani mistrzostw. Jerzemu Dudkowi już zawsze będziemy pamiętać kapitalne parady w Stambule, Johnowi Terry'emu poślizgnięcie się w Moskwie, a Robertowi Baggio pudło na Rose Bowl. Z kolei Antonin Panenka dzięki swoim niepowtarzalnym jedenastkom zyskał piłkarską nieśmiertelność. Strzałami z jedenastu metrów od lat pasjonuje się jednak także ktoś inny. Tym kimś są... matematycy. Dlaczego? Wszystko z powodu tajemniczo brzmiącej teorii gier. To dział matematyki, którego rzuty karne stanowią modelowy przykład problemu. W trakcie wykonywania jedenastki naprzeciw siebie staje dwóch przeciwników. Obaj wykonują ruch dokładnie w tym samym momencie, nie wiedząc na co zdecyduje się drugi. Sukces każdego z nich zależny jest od tego, co zrobi przeciwnik, a wygrana jednego automatycznie oznacza porażkę drugiego gracza. Matematycy od lat głowią się, jak zmaksymalizować szanse na wygraną w tak z pozoru nieprzewidywalnej sytuacji. A z pomocą przychodzą im właśnie wykonawcy rzutów karnych. Simon Kuper i Stefan Szymański w swojej książce zatytułowanej "Futbonomia" przytaczają anegdotę o najdłuższym o rzucie karnym w historii futbolu. Na argentyńskiej prowincji mecz przerwano po tym, jak wściekli kibice pobili nieuczciwego sędziego, który na kilka sekund przed końcem spotkania podyktował rzut karny. Trybunał zdecydował, że spotkanie - a właściwie sam rzut karny - zostanie dokończony po tygodniu. W przeddzień spotkania bramkarz odbył z prezesem klubu następującą rozmowę: - Ich napastnik zawsze strzela w prawo. - Zawsze - potwierdził prezes. - Ale wie, że ja o tym wiem. - To niedobrze. - Tak, ale ja wiem, że on wie - mówił bramkarz. - W takim razie rzuć się w lewo - doradził prezes. - Nie. On wie, że ja wiem, że on wie. I na tym w skrócie polega właśnie teoria gier. Robert Lewandowski wie, że każdy bramkarz analizuje jego rzuty karne. Ale każdy bramkarz wie też, że Robert Lewandowski wie o analizie jego karnych. Jak zatem możliwe jest, by polski strzelec za każdym razem potrafił przechytrzyć stojącego naprzeciw niego golkipera? No właśnie. Jak? Na to pytanie odpowiemy za chwilę. Najpierw jednak zobaczmy, jak z pytaniem o najlepszy dobór strategii strzelca poradzili sobie ekonomiści - Kuper i Szymański. Ich zdaniem powodzenie strzelca zależy od tego, jak bardzo potrafi on zwiększyć nieprzewidywalność swoich wyborów. Nazywają to strategią randomizacji - ponieważ rozkład strzałów najlepszych na świecie wykonawców jedenastek wydaje się zupełnie przypadkowy. Autorzy "Futbonomii" zaznaczają jednak, by nie mylić losowości z częstą zmianą swojej taktyki - jeżeli piłkarz na zmianę wykonuje jedenastki w prawo i w lewo, to bramkarze szybko odkryją jego taktykę. "Nikt nie twierdzi, że piłkarze ślęczą w domach nad teorią strategii mieszanych. Najlepsi zawodnicy po prostu intuicyjnie wyczuwają jej założenia i potrafią ją stosować" - piszą. Wiadomo jednak, że piłkarze nie są maszynami i zazwyczaj czują się pewniej strzelając w jedną ze stron. Strzał w drugą, choć zwiększa randomizację i szansę na zmylenie bramkarza, zwiększa także ryzyko pudła. Dlatego też po przeanalizowaniu dziesiątek tysięcy rzutów karnych piłkarzy na całym świecie matematycy wyliczyli idealne proporcje dla strzelającego. Według nich napastnik powinien 61,5 procent swoich strzałów kierować w preferowaną przez niego stronę, a 38,5 proc. - w przeciwną. Jak na tle tych danych wypada Lewandowski? Przyjmuje się, że "naturalne" dla prawonożnego strzelca jest oddanie uderzenia właśnie w jego prawą stronę. I Lewandowski, od czasu transferu do Bayernu Monachium, tam właśnie kieruje 55 procent swoich uderzeń. Nie jest to jeszcze "idealna proporcja" speców od teorii gier, ale wynik pozwala sądzić, że "Lewy" należy do grupy piłkarzy, którzy intuicyjnie czują, jak często należy zmieniać miejsce, w które posyłana jest piłka. Wróćmy jednak do pytania, na które odpowiedź obiecaliśmy przedstawić już wcześniej. Jak to możliwe, że Lewandowski niemal za każdym razem potrafi przechytrzyć bramkarza? Odpowiedź brzmi: Wygrywa, ponieważ potrafi oszukać teorię gier. Oszukać przeznaczenie. Wersja: Robert Lewandowski Model ten, jak pisaliśmy wcześniej, zakłada, że napastnik i bramkarz swój ruch wykonują dokładnie w tym samym momencie. I tak rzuty karne wykonuje właściwie 99,9 procent zawodowych piłkarzy. Ale nie Lewandowski. Polski napastnik jak nikt inny potrafi do ostatniej chwili zaczekać na posunięcie bramkarza, by zdążyć skierować piłkę w przeciwną stronę. To efekt tytanicznej pracy, nieprawdopodobnego wręcz opanowania, zimnej krwi, intuicji, precyzji strzału i refleksu. W przeanalizowanych przez nas 42 przypadkach Lewandowski aż 36 razy potrafił zmylić bramkarza, by ten wybrał niewłaściwy kierunek. Większość karnych "Lewego" wygląda niemal dokładnie tak samo - napastnik Bayernu podbiega do piłki, lekko zwalnia przed oddaniem strzału, po czym podnosi głowę, wyczekując ruchu bramkarza. Temu wystarczy zaledwie jeden niewłaściwy krok, przeniesienie ciężaru na jedną z nóg - golkiper często nawet nie zdąży nawet dobrze się rzucić, a piłka już ląduje w przeciwnym rogu bramki. Ale przecież nie zawsze tak było. Przypomnijmy sobie słynny półfinał Ligi Mistrzów z 2013 roku, w którym Lewandowski zdobył cztery bramki w starciu z Realem Madryt. Jedna z nich to właśnie wykorzystany rzut karny. Polski napastnik huknął wtedy z całej siły w sam środek bramki, pokonując Diego Lopeza. W Bayernie w taki sposób nie wykonał już ani jednej "jedenastki". Zaczął od falstartu, a później... maszyna ruszyła Naprawdę warto też znaleźć w serwisie YouTube nagranie z pierwszej "jedenastki", jaką w Bayernie wykonał Lewandowski. Było to spotkanie z półamatorskim Preussen Muenster w 1. rundzie Pucharu Niemiec, a "Lewy" rzut karny wykonał zwyczajnie słabo. Lekki strzał niemal w środek bramki padł łupem golkipera. Na to, by koledzy z Bayernu dopuścili go do kolejnego rzutu karnego Lewandowski musiał czekać prawie rok. Niepowodzenie z Preussen odcisnęło na nim wyraźne piętno. Choć od tamtej pory "Lewy" wykonywał aż 41 jedenastek, to ówczesny golkiper drużyny z Muenster, Daniel Masuch wciąż jest ostatnim bramkarzem, któremu udało się obronić strzał Lewandowskiego z jedenastu metrów. Dziś 42-latek przebywa już na piłkarskiej emeryturze, w Bundeslidze nie zagrał nigdy. Kto wie, czy obrona tamtego karnego nie było najpiękniejszym momentem w jego karierze. Wracając jednak do głównego wątku - plamę z pierwszego karnego Lewandowski zmazał 26 wykorzystanymi jedenastkami z rzędu. Łącznie podczas 41 kolejnych karnych pomylił się tylko dwukrotnie - strzelając w słupek przeciwko Stuttgartowi w styczniu 2019 roku i ponad bramką przeciwko HSV w marcu 2018 r. Bramkarze tylko w pięciu przypadkach (na 41!) potrafili odczytać jego zamiary i wybierali właściwy róg. Nawet jednak wtedy nie potrafili odbić uderzonej piłki. Co ciekawe, oprócz przestrzelonego rzutu karnego z HSV Lewandowski w górny róg bramki postanowił celować jeszcze tylko jeden jedyny raz. Miało to miejsce w serii "jedenastek" przeciwko Szwajcarii na Euro 2016. I chwała mu za to, bowiem Yann Sommer odczytał jego zamiary i wybrał właściwy narożnik - nie mógł jednak sięgnąć piłki lecącej w samo okienko bramki. Euro 2016 było w ogóle przejściowym okresem pod względem wykonywania "jedenastek" przez kapitana polskiej kadry. Przeciwko Szwajcarii zobaczyliśmy bombę w prawe okienko, przeciwko Portugalii lekki, ale zdecydowany strzał w prawy dolny róg. Nie widzieliśmy jeszcze charakterystycznego zwolnienia podczas rozbiegu, ale nie było to już jedynie zdanie się na siłę i intuicję jak przy bombie posłanej Lopezowi w półfinale LM. Jednak już zaledwie cztery miesiące po Euro 2016 wściekły Duńczyk Kasper Schmeichel rzucał się z protestami do sędziego, gdy Lewandowski pokonał go z rzutu karnego w Warszawie. Wówczas napastnik niemal zatrzymał się przed uderzeniem, balansując na granicy przepisów. W sposobie wykonywania "jedenastek" przez "Lewego" w zaledwie kilka miesięcy nastąpiła diametralna zmiana, która pozwoliła mu regularnie oszukiwać nie tylko bramkarzy, ale i speców od matematycznych teorii. Od tamtego czasu snajper udoskonalił jeszcze swój nabieg, by żaden arbiter nie miał podstaw do uznania strzału za niezgodny z przepisami. Co Jens Lehmann zapisałby przy nazwisku "Lewego"? Bramkarze zazwyczaj analizują rzuty karne dzieląc światło bramki na dziewięć prostokątów i patrząc, gdzie zazwyczaj kierują piłkę strzelcy. Niemiec Jens Lehmann przypisywał nawet poszczególnym kwadratom numery - lewy dolny róg był "1", lewy półgórny - "2", lewy górny "3", aż do "9" umieszczonej w prawym górnym rogu. Ściągę z nazwiskami piłkarzy rywala i ich ulubionymi miejscami chował do getry, po czym sprawdzał ją na oczach przeciwnika. Nieraz nazwiska strzelca nie było nawet na krótkiej liście, ale świadomość "on wie, co zrobię" wystarczyła, by skutecznie zburzyć pewność siebie niejednego napastnika. My także, tropem golkiperów, postanowiliśmy stworzyć mapę strzałów polskiego napastnika, od kiedy przeniósł się do Bayernu Monachium. Blisko trzy na cztery strzały Polaka lądują w którymś z dolnych narożników. Częściej wybierana jest prawa strona, w teorii "naturalna" dla prawonożnego Lewandowskiego. Tam też "Lewy" częściej ryzykuje podnosząc piłkę, ale strzałów nad ziemią nie oddaje zbyt wielu. Jedynie co piąty strzał jest uderzeniem półgórnym (częściej bliżej mu jednak do murawy niż poprzeczki bramki), a tylko dwie z ostatnich 42 prób były strzałami w górne okolice bramki. To wspomniane już wcześniej "okienko" przeciwko Szwajcarii i pudło z Hamburgiem. Magiczna bariera 90 procent Trzeba zaznaczyć, że przed zmianą sposobu wykonywania rzutów karnych Lewandowski nie był wcale słabym wykonawcą "jedenastek". Do momentu odejścia z Borussii Dortmund "Lewy" wykorzystał 83 procent rzutów karnych. To wynik co najmniej dobry, jednak wypracowanie własnego stylu zamieniło snajpera niemal w bezduszną maszynę. Odliczając karnego z Preussner, przez ostatnie sześć lat "nowy Lewandowski" strzelał już z zabójczą skutecznością przekraczającą 95 procent! To wynik z kosmosu. Bez cienia przesady można stwierdzić dziś, że Lewandowski jest najlepszym na świecie wykonawcą rzutów karnych. Udowadniają to także dane Transfermarkt*, dzięki którym łatwo możemy porównać ze sobą skuteczność piłkarzy regularnie strzelających z 11 metrów. I tak, Lewandowski w całej karierze wykorzystał łącznie 91 procent rzutów karnych, podczas gdy Cristiano Ronaldo osiągnął "zaledwie" 85 proc.! Pod tym względem bardzo słabo wygląda Lionel Messi, który tylko 77 proc. rzutów karnych zamienia na bramki. To wynik wyraźnie odbiegający od światowej czołówki. Blisko Lewandowskiego są tacy piłkarze jak Mario Balotelli (88 proc. skuteczności), Zlatan Ibrahimović, Arjen Robben, czy Eden Hazard (wszyscy 87 proc.), ale tylko napastnik Bayernu przekroczył magiczną barierę 90 procent. Zaskakująco dobrą skutecznością może pochwalić się także Jakub Błaszczykowski, który według Transfermarkt wykorzystał aż 89 proc. swoich "jedenastek"! Skrzydłowy Wisły Kraków wykonał jednak znacznie mniej prób (18 wykonanych rzutów karnych w karierze) od pozostałych omawianych strzelców. Skuteczność z rzutów karnych: Robert Lewandowski - 91% (49 bramek / 54 próby), Jakub Błaszczykowski - 89% (16/18), Mario Balotelli - 88% (37/42), Zlatan Ibrahimović - 87% (79/90), Arjen Robben 87% (19/22), Eden Hazard - 87% (48/55), Cristiano Ronaldo - 85% (121/143), Alexandre Lacazette - 84% (26/31), Edinson Cavani - 81% (55/68), Neymar - 80% (51/64), Thomas Mueller - 79% (27/34), Sergio Aguero - 78% (46/59), Lionel Messi - 77% (89/115). Autor: Wojciech Górski *Portal Transfermarkt podaje dane rzutów karnych wykonanych w trakcie trwania meczu. Nie bierze pod uwagę serii jedenastek.