Berlińczykom nigdy nie udało się wystąpić w finale Pucharu Niemiec na Stadionie Olimpijskim, gdzie na co dzień grają w roli gospodarza, a po raz pierwszy decydujący mecz odbył się na nim w 1985 roku. Na udział w finale generalnie czekają od 1979 roku. Nadzieje na dobry wynik w rozpoczętej właśnie edycji prysły wyjątkowo szybko. Pucharowe niepowodzenia Herthy często mają wyjątkowo gorzki smak. W 2012 roku została wyeliminowana przez grającą w lidze regionalnej Wormatia Worms, a w edycji 2016/17 w 1/8 finału przegrała w serii rzutów karnych z Borussią Dortmund, późniejszym jej triumfatorem. Teraz wyjątkowość porażki wiązała z liczbą dziewięciu bramek, jakie zdobyli piłkarze obu drużyn. "Gdy doprowadziliśmy do remisu najpierw na 2-2, a później na 3-3, to wydawało się, że opanowaliśmy sytuację i odwrócimy losy meczu. Stało się jednak inaczej, głównie ze względu na olbrzymią liczbę błędów indywidualnych. W żaden sposób nie dało się tego zrekompensować" - skomentował trener Herthy Bruno Labbadia. Bohaterem spotkania był Martin Kobylański, syn wicemistrza olimpijskiego z Barcelony (1992) Andrzeja, byłego zawodnika m.in. Siarki Tarnobrzeg i FC Koeln. "Niesamowicie ekscytujący wieczór. Jeśli strzela się zespołowi Bundesligi pięć goli, to chyba można powiedzieć, że zwycięstwo było zasłużone" - powiedział po meczu wybrany jego najlepszym uczestnikiem Polak, który zapowiedział, że piłkę z niego zamierza zabrać do domu.