Prestiżowe starcie Bayernu z Manchesterem City, rozgrywane na stadionie Lambeu Field w Green Bay, miało dość nietypowy przebieg. Nad miastem przechodziła straszna burza i jeszcze przed spotkaniem fani zostali przez głośniki poproszeni o to, by schować się pod dachem, a mecz został opóźniony. Po piętnastominutowym oczekiwaniu udało się wznowić grę. Znacznie lepiej zaczęli piłkarzem Manchesteru City. Już w 12. minucie po składnej akcji, znakomitym prostopadłym podaniu Kevina De Bruyne i asyście Jacka Grealisha, swojego pierwszego gola w nowych barwach zdobył były gracz Borussii Dortmund Erling Haaland. Po golu Norwega jednak znów nad stadionem rozpętała się burza i sędzia była zmuszony zaprosić wszystkich piłkarzy do szatni. Czytaj także: Wygrana Legii, dwóch bohaterów zespołu ze stolicy Jak się okazało, po powrocie na boisko, Bayern, który musiał radzić sobie bez Sadio Mane, nie był w stanie stworzyć sobie na tyle groźnej sytuacji, żeby zagrozić bramce "The Citizens". Spotkanie udało się dokończyć, ale mistrzowie Niemiec ani razu nie zdołali pokonać bramkarza rywali i przegrali to spotkanie 0:1. Erling Haaland, który rozpoczął strzelanie dla swojej nowej drużyny, z pewnością nie wyobrażał sobie lepszego startu niż gol w meczu z rywalem, z którym zmagał się dotychczas w Bundeslidze. Bawarczykom brakowało nieco skuteczności, ale dość nietypowe warunki rozgrywania spotkania na pewno miały wpływ na postawę niemieckiej drużyny.