W niedzielę na BayArenę przyjechał zespół Freiburga. Na papierze - całkiem konkretny rywal, od dwóch lat grający regularnie w Lidze Europy. Zeszły sezon skończył w tabeli pozycję wyżej, niż Leverkusen, a latem jego skład praktycznie się nie zmienił. Tenże Freiburg, prowadzony przez Christiana Streicha od czasów, kiedy Xabi Alonso był świeżo upieczonym piłkarskim transferem Realu Madryt, wyszedł na murawę przeciw "Aptekarzom" z wyraźnym strachem. Goście zastosowali taktykę ultradefensywną, ustawiając zasieki na trzydziestym metrze przed własną bramką. Tylko czy takie podejście wynikało ze słabości drużyny, która jeszcze parę miesięcy temu nawiązała walkę w Europie z Juventusem Turyn? Otóż nie. Skrajnie defensywna taktyka Streicha była bowiem efektem mocy zespołu z Leverkusen. Bayer w tym sezonie demoluje kolejnych przeciwników. Trzy dni wcześniej "przejechał się" po Karabachu, wygrywając 5-1. Średnio w tym sezonie ładuje rywalom 3,5 gola. Podejście Freiburga okazało się słuszne - goście do końca mogli liczyć na korzystny rezultat. Choć różnica jakości była wyraźna gołym okiem i ostatecznie do Leverkusen zwyciężyło 2-1. Bayer oddał aż 19 strzałów na bramkę, wymienił 711 podań, zachowując przy tym 91% celności (przy zaledwie 286 podaniach Freiburga). A do tego miał w swoich szeregach Floriana Wirtza. To on genialną solową akcją otworzył wynik spotkania, kilkukrotnie kładąc na "glebie" doświadczonego kapitana rywali, Nicolasa Hoeflera. Uderzał, otoczony siedmioma obrońcami, z których każdy był bezradny. Trener Christian Streich rozłożył tylko ręce, patrząc na Xabiego Alonso. A ten odpowiedział miną, sugerującą, że nawet gdyby chciał sam powstrzymać Wirtza, nie dałby rady. Bayer Leverkusen zachwyca i ekscytuje. Bayer gra widowiskowo, strzela dużo goli, a jego grę ogląda się z przyjemnością. I co najważniejsze - wygrywa. Jest pierwszą drużyną od czasów Borussii Dortmund Juergena Kloppa, która tak odważnie rzuca rękawicę Bayernowi Monachium. To oczywiście prawda, że nawet w zeszłym sezonie Bawarczycy mogli stracić mistrzostwo na rzecz Borussii Dortmund. Ale byłoby to mistrzostwo stracone przez własny kryzys, związany z chaotyczną wymianą Juliana Nagelsmanna na Thomasa Tuchela. Borussia, choć w 2023 roku punktowała (i nadal punktuje), stylem gry absolutnie nie przekonywała. "Die Werkself" zaś przekonują. I ekscytują. Nie od razu Leverkusen zbudowano Ale początki Alonso w Leverkusen wcale nie należało do najłatwiejszych. Choć Gerardo Seoane zakończył sezon 2021/22 na trzecim miejscu w Bundeslidze, w kolejny wszedł z ogromnym kryzysem. Po ośmiu kolejkach drużyna była na przedostatniej pozycji w tabeli, z zaledwie jednym zwycięstwem na koncie. Do tego dochodziły dwie porażki w Lidze Mistrzów i kompromitujące odpadnięcie z SV Elversberg już w 1. rundzie Pucharu Niemiec. To właśnie krajobraz w klubie, który obejmował debiutant na ławce trenerskiej na poważnym poziomie - Xabi Alonso. Debiut Baska wypadł imponująco. Bayer pokonał 4-0 przyszłego spadkowicza Schalke Gelsenkirchen i wlał trochę otuchy w serca kibiców. Kolejne mecze pokazały jednak, ile pracy do wykonania ma Alonso - Bayer przegrał 0-3 z Porto, a następnie został zdemolowany 1-5 przez Eintracht Frankfurt. Nie wygrał też czterech następnych spotkań. Jeśli ktoś spodziewał się, że po przyjściu do klubu piłkarskiego mistrza świata i Europy zespół błyskawicznie zacznie gra efektowną piłkę, srogo się przeliczył. Początkowo Bask ulepszał to, co nie działało w zespole Seoane, pozostając przy zbudowanej przez niego koncepcji. Leverkusen wciąż głównie opierało się na szybkości Jeremiego Frimponga i Moussy Diaby'ego, raczej koncentrując się na błyskawicznych atakach, niż przejmując kontrolę nad spotkaniem. Zmiany w Leverkusen zachodziły stopniowo. Wygrana 5-0 nad Unionem Berlin zapoczątkowała serię pięciu wygranych spotkań z rzędu. Bayer piął się w górę tabeli, jednocześnie rozgrywając pasjonujące boje w Europie, jak choćby szalony dwumecz z AS Monaco (2-3, 3-2 i wygrana po karnych w Lidze Europy), docierając ostatecznie do ćwierćfinału. W międzyczasie do drużyny po zerwaniu więzadeł krzyżowych wrócił Wirtz, a Alonso powoli dokładał do zespołu nowe elementy. Zaczął od podstaw - ustabilizował grę obronną, zadbał o to, by każdy z zawodników poprawił swoją formę. I dopiero na tych fundamentach budował ofensywnie grający zespół. Wiosną zespół Alonso był niepokonany przez ponad dwa miesiące, w międzyczasie wygrywając nawet z Bayernem 2-1. To właśnie ten mecz okazał się gwoździem do trumny dla Juliana Nagelsmanna. Jak pochopna wydaje się ta decyzja Olivera Kahna i Hasana Salihamidzicia, patrząc z perspektywy czasu. W pewnym momencie zaczęło wydawać się, że Bayer może jeszcze rzutem na taśmę zapewnić sobie miejsce premiowane grą w Lidze Mistrzów. Pary nie starczyło jednak do końca sezonu. Szaleńcza pogoń w końcu ścięła "Aptekarzy" z nóg, więc ci sezon zakończyli trzema remisami i dwoma porażkami. Wciąż jednak wystarczyło to, by zająć szóste miejsce w tabeli i w kolejnym roku grać w fazie grupowej Ligi Europy. Lato marzeń. Majstersztyk Simona Rolfesa Latem Leverkusen, po zachwycającej wiośnie, stanęło przed ryzykiem wyprzedaży najlepszych graczy. Włodarze Bayeru wykonali jednak fenomenalną robotę. Skutecznie przekonali Floriana Wirtza, że dla jego rozwoju najlepszym będzie spędzenie kolejnego sezonu w domu. Ogromnym zainteresowaniem na rynku transferowym cieszył się też Jeremie Frimpong. Prawy obrońca lub wahadłowy sezon zakończył z dorobkiem 9 bramek i 11 asyst. Jakim cudem przekonano go do pozostania w Leverkusen, wiedzą chyba tylko jedynie włodarze tego klubu. W tym sezonie Frimpong zresztą także gra jak z nut - w 12 spotkaniach miał udział już przy 11 bramkach (5 goli i 6 asyst). To wszystko z pozycji prawego wahadła. Bayer skasował za to 55 mln euro za Moussę Diaby'ego (transfer do Aston Villi) i był to jedyny gwiazdor, który latem opuścił klub. Poza tym dyrektor sportowy Simon Rolfes robił porządki, jakby pozbywał się niechcianych ubrań z szafy - na transferach Mitchela Bakkera (do Atalanty) i Kerema Demirbaya (Galatasaray) jeszcze zarobił. Paulinho, Daley Sinkgraven i Sardar Azmoun zwolnili budżet płacowy. Ale to nie za transfery wychodzące należą się Rolfesowi największe brawa. Transfery do klubu - to prawdziwy majstersztyk. Alejandro Grimaldo zajął miejsce Bakkera na lewym wahadle i przechodzi najśmielsze oczekiwania. Jego liczby dorównują tym, jakie notuje Frimpong (5 goli, 5 asyst). Moussa Diaby zastąpiony został zaś Jonasem Hoffmanem - piłkarzem o trochę innej charakterystyce, uniwersalnym reprezentantem Niemiec. Ten tylko w dwóch meczach nie notował jakichkolwiek liczb, na razie mając na koncie 7 goli i 4 asysty. W ataku Bayer miał w ataku solidnego Adama Hlożka i w perspektywie powrót do zdrowia Patrika Schicka, ale latem i tak mocno ruszył po napastnika. Padło na Victora Boniface z Unionu St. Gilloise, na którego szkoda było wyłożenia Borussii Dortmund 20 mln euro. Bayer zaryzykował i ten ruch się opłacił. Pierwsze mecze Nigeryjczyka to 10 goli i 4 asysty, a do tego mnóstwo siły fizycznej, fantazji i możliwości w kreowaniu sytuacji. A wystarczy dopisać, że mimo 10 goli największym mankamentem Boniface'a jest skuteczność... Kto wie jednak, czy najważniejszym letnim transferem Rolfesa nie było niespodziewane wyciągnięcie z Arsenalu Granita Xhaki. Szwajcar jako jedyny nie notuje liczb, ale jego wpływ na grę jest przeogromny. Wszystkie spotkania tego sezonu rozpoczął w wyjściowym składzie. To on nadaje tempo atakom Bayeru, reguluje grę i jest boiskowym liderem zespołu. A kiedy trzeba, potrafi przyostrzyć i ustawić zespół w defensywie. Za wymowny fakt niech posłuży, że po przyjściu Xhaki do ławki przyspawany został Robert Andrich. Piłkarz, powołany w październiku do reprezentacji Niemiec przez Juliana Nagelsmanna. Wszystko zbiegło się w idealnym czasie. Leverkusen stać na coś wielkiego Każdy z tych czterech piłkarzy pomógł wnieść Bayer Leverkusen na nową piłkarską jakość. W połączeniu z pracą jaką wykonał Alonso - ustabilizowaniem obrony (genialna forma Kossounou, Taha i Tapsoby), wykorzystaniem szybkości Frimponga i geniuszu Floriana Wirtza, powstała drużyna praktycznie kompletna. W Leverkusen wszystko zbiegło się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Jest młody, świadomy trener, z bogatą karierą piłkarską. W dodatku Alonso to człowiek z klasą, który inspiruje i od którego po prostu czuć jakość. Są doświadczeni piłkarze (jak Xhaka, Hofmann, Tah czy Hradecky), gwarantujący stabilny, wysoki poziom. Jest młody geniusz w postaci Floriana Wirtza. Jest wciąż młody napastnik, który sprawdził się już w lidze średniaka europejskiego, a teraz z futryną wchodzi do Bundesligi - mowa o Victorze Bonifacie. Są znakomici wahadłowi - szybki jak wiatr Frimpong i dysponujący kapitalną lewą nogą (te trafienia z rzutów wolnych!) Grimaldo. Są solidni obrońcy. Jest nawet mistrz świata, w postaci Exequiela Palaciosa. I co ważne - w Leverkusen jest nawet głębia składu. Jeśli na ławce rezerwowych zasiadają tacy piłkarze jak Robert Andrich, Amine Adli, Pierro Hincapie, Patrik Schick, czy Adam Hlożek, Alonso naprawdę może mówić o bogactwie wyboru. I raz jeszcze trzeba docenić pracę, jaką latem wykonał Simon Rolfes. Początek sezonu pokazuje, że Bayer Leverkusen jest w tym roku w stanie sięgnąć po coś naprawdę wielkiego - być może nawet zdetronizować Bayern Monachium. I to dzięki własnej sile - tak jak w 2011 i 2012 roku udało się to Borussii Dortmund Juergena Kloppa. Łatwo jednak nie będzie, bowiem konkurencja nie śpi - Bayern Monachium i Borussia Dortmund także na tym etapie sezonu są jeszcze bez porażki. RB Lipsk przegrało tylko z maszyną Alonso, ale wciąż utrzymuje kontakt z czołówką tabeli. A w tle czają się jeszcze "czarne konie" sezonu w postaci Stuttgartu i Hoffenheim. To jednak ekipa Alonso póki co zachwyca w Niemczech najmocniej. A kto wie - może i w całej Europie.