Łukasz Szpyrka: Najprawdopodobniej Przemysław Tytoń w przyszłym sezonie będzie występował w VfB Stuttgart. To dobry ruch? Jakub Wierzchowski: - Ciężko powiedzieć, że to zły ruch, bo przecież idzie do Bundesligi. Jasne, Stuttgart w poprzednim sezonie nie był najmocniejszy i długo bronił się przed spadkiem, ale dla bramkarza nie powinno to mieć znaczenia. Bundesliga to jedna z najlepszych lig na świecie i na pewno lepiej, by Przemek rozwijał się tam, a nie w Holandii. Niemcy rzadko sięgają po Polaków. Ostatnim był pan, wcześniej Adam Matysek, przewijał się też Tomasz Bobel. To niewielu. - Tak było zawsze. Niemcy mają doskonałe szkoły bramkarskie i im ufają. Obcokrajowcowi jest trudniej, bo trend w niemieckiej piłce jest taki, by stawiać na swoich. Jestem jednak o niego spokojny, bo to inteligentny bramkarz. Pokazał, że potrafi się mobilizować w trudnych sytuacjach. Nie miał łatwo w Hiszpanii czy Holandii, bo zawsze rywalizował z przyzwoitymi bramkarzami. Jestem optymistą co do tego transferu. Tytoń będzie podstawowym bramkarzem? - Jeżeli z tego co widzę Sven Ulreich naprawdę ma odejść do Bayernu Monachium, to Przemek przychodzi w jego miejsce. Stuttgart widzi w nim bramkarza numer jeden. Mówi pan o niemieckiej szkole bramkarzy. Nie ma ryzyka, że np. za pół roku do bramki wejdzie ktoś z rodzimej szkółki Stuttgartu? - Jest takie ryzyko, a Przemek na pewno zdaje sobie z tego sprawę. Niemcy zawsze mieli topowych bramkarzy, a nie jest powiedziane, że w Stuttgarcie nie wyskoczy nagle jakiś zdolny 20-latek. Przemek nie może czuć się pewniakiem, ale do takiej sytuacji jest przyzwyczajony. Zna swoje możliwości, jest w odpowiednim wieku i powinien bronić w Bundeslidze. A jak pan oceni swój pobyt w Werderze? Łatwo nie było, bo zagrał pan w lidze tylko trzy razy. - Jestem bardzo zadowolony z tego czasu. Teraz inaczej patrzę na ten pobyt. Miałem 25 lat i wyobrażałem sobie więcej, ale nie żałuję decyzji o wyjeździe. Wiele się w Niemczech nauczyłem. Mogę śmiało powiedzieć, że po powrocie do Polski byłem lepszym bramkarzem niż przed wyjazdem. Ludzie mówią, że trening to nie mecz, ale więcej skorzystałem na zajęciach z najlepszymi niż gdybym występował w polskiej lidze. Każdy marzy o sukcesie, ale nie każdemu się udaje. Teraz wspólnie z Adamem Piekutowskim prowadzi pan szkołę bramkarzy w Lublinie. Doświadczenie zdobyte w Niemczech procentuje? - Z Adamem, ale też Marcinem Mańką. Szkoła funkcjonuje, mamy już małe sukcesy. W jej rozwoju pomaga mi np. znajomość języka niemieckiego, a tego przecież nauczyłem się w Bremie. Rozmawiał: Łukasz Szpyrka