Ekipie ze Stuttgartu niespecjalnie wiedzie się w tym sezonie Bundesligi (15. miejsce, pierwsze nad strefą spadkową), ale w starciu z drużyną z Paderborn podopieczni doświadczonego trenera Bruna Labbadii uchodzili za faworyta. Z drugiej strony wiadomo było, że gospodarze wysoko zawieszą poprzeczkę, bo na zapleczu ekstraklasy radzą sobie co najmniej dobrze (7. miejsce). Konstantinos Mavropanos wymyślił kuriozum. Efekt? Samobój Spotkanie na Home Deluxe Arena rozpoczęło się jednak od konkretnego trzęsienia ziemi, a to wszystko w sytuacji, która absolutnie nie zwiastowała bramki. Po prawej stronie boiska piłka wyszła za linię boczną. Grający z numerem 2 Waldemar Anton, nie widząc żadnego zagrożenia, spokojnie wrzucił piłkę pod nogę kolegi z zespołu, obrońcy Konstantinosa Mavropanosa. Pressing ze strony napastnika gospodarzy był minimalny, a mimo to Grek, w zupełnie niesygnalizowany sposób, zdecydował się na wstrzelenie piłki w kierunku swojego bramkarza. Problem jednak w tym, że uczynił to na tyle mocno i w takiej odległości od pozostającego w pobliżu linii bocznej pola karnego Florian Mullera, że niemiecki golkiper już niewiele był w stanie zrobić. Ratował sytuację ofiarną interwencją, ale mimo robinsonady nie chwycił futbolówki. Efekt? Piłka zatrzepotała w siatce. Trener Labadia, którego po chwili pokazały kamery, wyglądał jak osłupiały. Nie był w stanie uwierzyć, że w takich okolicznościach doszło do straty bramki i trzeba gonić wynik. Końcówka pełnego dramaturgii meczu należała już do ekipy z Badenii-Wirtembergii. Najpierw do remisu w 86. minucie doprowadził Portugalczyk Gil Dias, a w piątej doliczonej minucie piłkę do siatki, na wagę awansu, wpakował napastnik z Gwinei, Serhou Guirassy.