"A przynajmniej na razie idzie mi nieźle, więc nie ma problemu. Zresztą sami piłkarze, jak widzą, że im pomagasz, a także drużynie, to zaczynają cię szanować, doceniają wysiłek i zdają sobie sprawę, że nie przyszedłeś tylko zająć czyjeś miejsce w zespole. Na pewno wyglądałoby to inaczej, gdybym był boiskowym leniem" - dodał. Na początek przygody z niemiecką piłką czekała go jednak niespodzianka. Niedawno po treningu każdy z piłkarzy wchodził na dach wysokiej altany. Stawał na krawędzi, odczytywał z kartki kilka zdań i rzucał się do tyłu! Tuż nad ziemią piłkarza łapali koledzy i trener. "Wymyślił to nasz psycholog. Chodzi o wzmacnianie zaufania między piłkarzami. Jeden za drugiego musi skoczyć w ogień. Wzmacnia się więź między nami, trenerem, który zresztą pierwszy skoczył" - mówił Błaszczykowski. To nie wszystko. "Po pierwszych dwóch przegranych meczach wchodzę do szatni przed treningiem i mam wrażenie, że pomyliłem pomieszczenia. Ale okazało się, że naszą szatnię przemalowano na zielono. To też był pomysł psychologa. Wiadomo jednak, że to wszystko tylko dodatki, bo na wygrane w Bundeslidze trzeba ostro zasuwać na boisku. Każdy mecz jest bitwą, dosłownie. Presja jest ogromna, ale z tym akurat nie mam problemu. Wytrzymuję" - stwierdził.