Lehmann znany jest szerszej publiczności przede wszystkim z występów w londyńskim Arsenalu oraz reprezentacji Niemiec. To on bronił dostępu do bramki "Die Mannschaft" podczas polsko-niemieckich starć na mundialu w 2006 roku i w trakcie Euro dwa lata później. W ostatnich dniach o emerytowanym golkiperze znów zrobiło się głośno. Przed tygodniem 50-latek zaproponował, by po wznowieniu piłkarskich rozgrywek wpuścić na stadion część kibiców. Teraz natomiast przyznał się, że dobrze zna przeciwnika, jakim jest koronawirus. W marcu bowiem przyszło mu zmagać się z Covid-19, choć walka ta - jego zdaniem - nie należała do najtrudniejszych. - Zakaziłem się w połowie marca i przez półtora dnia miałem kaszel i łagodną gorączkę. Po dwóch tygodniach kwarantanny ponownie zostałem uznany za zdrowego. To było lżejsze niż grypa, ale oczywiście osoby w grupie ryzyka muszą być ostrożne. Prawdopodobnie pomogło mi to, że prowadzę w miarę zdrowy tryb życia - zdradził Lehmann w rozmowie z "Bildem". W Niemczech trwają obecnie prace nad wznowieniem rozgrywek Bundesligi. Futbolowi włodarze za naszą zachodnią granicą starają się jak najlepiej zadbać o bezpieczeństwo piłkarzy i osób, które będą musiały obsługiwać spotkania na stadionach. Dlatego też mecze będą rozgrywane przy pustych trybunach. Lehmann zaproponował jednak nieco inne rozwiązanie. Chce, by chociaż na części krzesełek mogli zasiąść fani, zachowując przy tym bezpieczną odległość. - Nikt nie odpowiedział jeszcze na pytanie, dlaczego na tak dużym stadionie, jakim jest Allianz Arena, nie może zasiąść 20 000 kibiców - powiedział Lehmann na antenie Sport-1. - Przecież mówimy o obiekcie, który może pomieścić 70 000 ludzi. Mogliby oni zostać rozmieszczeni 10 metrów od siebie i nikt nikomu by nie przeszkadzał - dodał, wzbudzając spore kontrowersje..