Bayern Monachium przystępował do niedzielnego spotkania niezwykle zmotywowany, chcąc przywitać nowy sezon ligowy na Allianz Arenie w bardzo efektowny sposób. Wyjazdowe zwycięstwo 4:0 w starciu z Werderem Brema miało uskrzydlić podopiecznych Thomasa Tuchela, którzy tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego byli awizowani przez bukmacherów i ekspertów jako murowani faworyci do końcowego triumfu. Abstrahując od wyniku, piłkarze Augsburga sprawili gospodarzom sporo problemów, przegrywając tak naprawdę na własne życzenie. W pierwszych minutach zarówno Bayern, jak i ekipa gości wzajemnie "testowali" swoje możliwości, kreując kilka pojedynczych szans, które nie były w stanie zagrozić golkiperom obu drużyn. "Die Roten" utrzymywali się przy piłce, szukając swoich szans w ataku pozycyjnym. Goście z kolei zajęli się utrudnianiem gry w środkowej strefie, próbując szczęścia w szybkich kontrach. W początkowym okresie meczu kibice zgromadzeni na Allianz Arenie byli świadkami bardzo leniwej gry, opierającej się na powolnym, wręcz flegmatycznym rozegraniu, które nie przełożyło się na żadną realną szansą dla obu ekip. Maniakalna wręcz konsekwencja w grze linii obronnej Augsburga irytowała zawodników Bayernu, którzy w pierwszych 30. minutach mieli widoczny problem ze sforsowaniem defensywy gości, którzy skupili się na akcjach zaczepnych, niepokojąc bezzębnych Bawarczyków. Augsburg mógł wyjść na prowadzenie w 27. minucie, kiedy to Ermedin Demirović stanął oko w oko z Svenem Ulreichem. Niestety, ale jego uderzenie pozostawiało wiele do życzenia, przez co kibice "Die Roten" mogli odetchnąć z ulgą. Kilkadziesiąt sekund później to Bayern zagroził rywalom, a dyspozycję bramkarza mocnym strzałem przetestował Leon Goretzka. Ten jednak przytomnie sparował piłkę tuż nad bramkę i na tablicy wyników wciąż widniał bezbramkowy remis. W trakcie gry kibice wyrażali swoje zaniepokojenie i byli mocno rozgoryczeni słabą dyspozycją swojej drużyny. Uwagę wszystkich przykuła "nieobecność" Harrego Kane, który w pierwszych dwóch kwadransach był kompletnie niewidoczny, nie mając żadnej realnej szansy na wpisanie się na listę strzelców. Bayernowi szło jak po grudzie, ale w 33 minucie piłkarze dopięli swego i wyszli na prowadzenie. W tym konkretnym przypadku o finalnym rezultacie przesądziła duża szczęścia. Po dynamicznej akcji Leroya Sane, piłka zaplątała się między obrońcami Augsburga, a słupkiem i finalnie po odbiciu od Felixa Udokhaia wylądowała tuż za linią. Jeden z defensorów próbował ratować sytuację i ostatecznie wybił piłkę z bramki, jednak system nie zawiódł sędziego, który pokazując na koło środkowe, dał jasno do zrozumienia, że Bawarczycy wyszli na prowadzenie. Harry Kane zapytany o Roberta Lewandowskiego. Nie pozostawił żadnych złudzeń. "Jeszcze lepszy" Pech nie opuszczał zespołu gości, który w 37. minucie ponownie ułatwili zadanie Bayernowi. Niklas Dorsch zagrał pikę ręką w polu karnym, prokurując tym samym "jedenastkę". Kilkadziesiąt sekund później do futbolówki ułożonej na wapnie podszedł Harry Kane i pewnym strzałem zmylił bramkarza. Finalnie Augsburg nie był w stanie zareagować na boiskowe wydarzenia w pierwszej połowie, więc finalnie obie drużyny zeszły do szatni przy stanie 2:0 dla "Die Roten". Zabójcze osiem minut Bayernu. Harry Kane z kolejnym golem Scenariusz drugiej połowy wyglądał podobnie, jak w pierwszej odsłonie. Bayern kreował swoje szanse w ataku pozycyjnym, a goście próbowali opierać swoją grę na szybkich kontratakach. Senne widowisko zostało zelektryzowane w 69 minucie, kiedy to po stracie zawodnika Augsburga to Bayern wyprowadził zabójczy atak. Alphonso Davies w świetnym stylu obsłużył Harrego Kane'a, który pewnym strzałem umieścił piłkę pod porzeczką bramki rywali, ustalając wynik na 3:0. Faworyt stracił punkty już w drugiej kolejce. Polacy zagrali "ogony" Drużyna Augsburga nie zamierzała odpuszczać i za wszelką cenę chciała zdobyć honorowe trafienie. Ostatecznie goście dopięli swego i strzelili gola. Na listę strzelców wpisał się Demirović, który efektownym zwodem położył golkipera Bayernu i z najbliższej odległości wpakował piłę do bramki. Domowe zwycięstwo sprawiło, że Bayer po dwóch kolejkach plasuje się na drugiej lokacie, mając 6. punktów. Liderem Bundesligi jest ekipa Unionu Berlin. W następnej kolejce podopieczni Thomasa Tuchela zmierzą się z niezwykle wymagającą Borussią Moenchengladbach.